Stocznie: "Czarnecko to widzę"

Grek Zorba mówiący: "jaka piękna katastrofa!" nie będzie tu dobrym komentatorem, bo upadek polskich stoczni nie jest "piękną katastrofą", ale katastrofą totalną…

 

                                               

           ***

 

W całej awanturze rządowo-piłkarskiej o kuratora w PZPN nie chodzi tylko o słupki w sondażach dla rządzącej partii, ale zapewne także o… biznes!!! Nie mówi się w ogóle o ekonomicznym kontekście całej tej zadymy: o prawach do transmisji telewizyjnych z meczów reprezentacji narodowej (eliminacyjnych i towarzyskich) oraz o tzw. sygnał telewizyjny na Euro 2012. A gdy nie wiadomo o co chodzi - chodzi o pieniądze…

 

 

Trwa wyścig. Jest to wyścig nie tylko kandydatów na prezesa PZPN, ale także wyścig stacji telewizyjnych o konfitury znajdujące się na ulicy Miodowej. To jest to podwójne dno awantury o komisarza. Ale tego kontekstu lekceważyć nie sposób. Udawanie, że go nie ma świadczy o bezmyślności lub chęci skrywania tego, co szczególnie ważne dla telewizyjnych nadawców.

 

 

                                                                                   ***

 

 

Dziś rano w TOK FM powiedziałem, że jestem zainteresowany kandydowaniem na prezesa PZPN, ale nie w tej kadencji, tylko ewentualnie w następnej - dziś bowiem nie ma na to odpowiedniego klimatu.

 

Niedługo potem moje słowa wyrwała z kontekstu "Gazeta.pl" twierdząc, że Czarnecki już zmienił zdanie i znowu chce kandydować. Wyjścia są trzy:

 

1) "Gazeta.pl" ma kłopoty z percepcją moich wypowiedzi (współczuję!),

2) "Gazeta.pl" ma bardzo złą wolę (współczuję - nienawiść nie jest dobrym doradcą),

3) "Gazeta.pl" porusza się w świecie wirtualnym albo się tabloidyzuje (współczuję - ale "tak krawiec kraje jak mu materii staje").

 

Na dłuższą metę kłamać nie warto - tę myśl dedykuję "Gazecie.pl". A ponieważ nie jestem Lechem Wałęsą nie będę swoich oponentów nazywać "debilami".

Dowcip rysunkowy z 1998 roku przedstawiający zasępionego faceta, który mówi: "Czarnecko to widzę" zdaje się, niestety, pasuje jak ulał do sytuacji z 2008 roku, gdy - prawdopodobnie - Komisja Europejska odrzuci propozycję rządu Tuska umorzenia długów polskich stoczni.