Wałęsa w amoku i baran za kamerą

Obojętnie od wymowy tego filmiku dla mnie Westerplatte pozostanie narodową świętością, tak jak porucznik Raginis - na drugim końcu Polski - samotnie powstrzymujący Niemców. I nawet baran-reżyser i debil-scenarzysta tej świętości mu nie odbiorą. Dla mnie bliższy prawdy od chałturników z kamerą był Konstanty Ildefons Gałczyński piszący o żołnierzach z Westerplatte, którzy "czwórkami szli do nieba".

 

Wielce prawdopodobne, że film powstaje także z kieszeni podatników, w tym mojej. Zapewne ci, którzy podejmowali tę decyzję byli rzeczywiści pijani - w odróżnieniu od chłopaków z orzełkami na czapkach z gdańskiej twierdzy.

 

Cała ta sprawa to smutny skandal. Jeżeli ów film jest taki, jak o nim piszą, jego autorom nie przysługuje korzystanie z Kodeksu Boziewicza. Należy im się zwykle mordobicie.

 

                                                                                    ***

 

Wałęsa oświadczył, że był w amoku. Chodziło mu o wypowiedź, w której zawarł ciężkie oskarżenie wobec arcybiskupa Kazimierza Nycza, metropolity warszawskiego. Wałęsa w amoku? Też mi nowina! To taka sama sensacja jakby powiedzieć, że po sobocie jest niedziela.

 

Swoją drogą prezydent Wałęsa starzeje się coraz bardziej brzydko.  

 

 

Czytam o powstającym polskim filmie fabularnym o obronie Westerplatte przed Niemcami we wrześniu 1939 roku. Reduta Westerplatte broniła się 7 razy dłużej niż miała, bohaterstwo jej żołnierzy podkreślali zaskoczeni Niemcy. Ale - jak słychać - w filmie polscy żołnierze chleją na umór albo sikają ze strachu, a dowodzący się żrą.