25 listopada 1939 W swój ostatni rejs wyruszył M/S Piłsudski.
Rejs rozpoczął się o godz. 23:00 z trzygodzinnym opóźnieniem spowodowanym faktem, że nie wszyscy załoganci zdołali przybyć na czas do portu. Ostatni z nich dotarli na pokład holownikiem, przewiezieni z brzegu na płynący już statek. Na pokładzie „Piłsudskiego” znalazło się więc 161 członków etatowej załogi oraz 21 oficerów i marynarzy, którzy po drodze mieli przesiąść się na inny transportowiec.
Po odpłynięciu zaledwie na 29 mil morskich od brzegu, 26 listopada 1939 r. o godz. 5:36, motorowiec zatrząsł się od dwóch eksplozji, do których doszło w odstępie kilkunastu sekund po lewej stronie statku; najpierw na dziobie, a potem w rejonie śródokręcia. Do dziś nie wiadomo na pewno, co spowodowało wybuchy. Według obecnego stanu wiedzy najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy jest wejście statku na miny. Dawniej brano pod uwagę także wersję z atakiem torpedowym, którego miał dokonać niemiecki okręt podwodny, ale w niemieckich archiwach nie ma dokumentów potwierdzających tę tezę. Kriegsmarine podawała do wiadomości informację o każdej jednostce zatopionej przez U-Booty, zatem brak wzmianki o „Piłsudskim” wskazuje, że nic takiego nie miało miejsca.
Po dwóch wybuchach „Piłsudski” zaczął się przechylać. Silniki zatrzymały się, przez co niemożliwe było korzystanie z urządzeń elektrycznych, w tych sprzętu zapewniającego łączność. Kapitan, który ledwie godzinę wcześniej poszedł spać, zjawił się na mostku, po czym nakazał wszystkim opuszczenie statku. Komunikat trzeba było przekazywać głosowo. Po opanowaniu początkowego zamieszania załoga i pasażerowie wsiedli do szalup oraz na tratwy. Podczas ewakuacji zginęła tylko jedna osoba – IV mechanik Tadeusz Piotrowski, który wypadł za burtę. Niektórzy z uwagi na swoje położenie zmuszeni byli skakać do wody, jednak wielu z nich obawiało się tego. Kapitan zachęcał ich dobrym słowem, choć sam od młodości bał się takich skoków. Gdy uznał, że wszyscy są już bezpieczni, jako ostatni zszedł z pokładu, a później na tratwie podtrzymywał podwładnych na duchu.
MS „Piłsudski” zatonął ok. godz. 10:30. W tym czasie trwała już akcja ratunkowa podjęta przez brytyjski niszczyciel. Jego załoga wyłowiła z wody rozbitków, w tym kpt. Mamerta Stankiewicza, który w ciągu kilku godzin całkowicie osiwiał z powodu stresu. Niestety jego organizm okazał się zbyt słaby, aby przetrwać półgodzinny pobyt na tratwie i w lodowatej wodzie. Kapitan zmarł wśród swoich towarzyszy z powodu wywołanego hipotermią zawału serca. Spoczął on na cmentarzu w Hartlepool, żegnany 30 listopada 1939 r. przez okolicznych mieszkańców. Tego samego dnia w Paryżu odprawiono mszę żałobną z udziałem gen. Władysława Sikorskiego. Stojąc przy grobie „Znaczy Kapitana”, można dostrzec miejsce zatonięcia „Piłsudskiego”. Jeszcze przez kilkanaście miesięcy od opisanych wydarzeń można było stamtąd oglądać wystające ponad powierzchnię topy jego masztów, ponieważ morze w rejonie katastrofy jest dość płytkie.
I wszystko na ten temat. Jak mawiał mój Szef Baterii.
Pilsudski to taki albo nawet gorszy bohater niz Bolek.
Masoni podstawili ich dla glupich gojow, jako wzor cnoty.
Koniec tematu, nigdy w narodzie naprawde chrzescijanskim nie powinni byc czczeni.
sowiecki głupek czy tylko jak zwykle naćpany @maverick izrael
Po czynach ich poznacie mawial Jezus o lucyferianach z niskim IQ.