Krystyna Wańkowicz ps. „Anna”, „Hanna”
Urodziła się 9 października 1919 roku.
Starsza córka pisarza Melchiora Wańkowicza, uczestniczka powstania warszawskiego, sanitariuszka w batalionie Parasol Armii Krajowej, łączniczka kolejno Stanisława Leopolda ps. „Rafał” – dowódcy kompanii w tymże batalionie oraz Janusza Brochwicza-Lewińskiego „Gryfa”.
Podczas okupacji była studentką historii tajnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Zginęła 6. dnia powstania warszawskiego, podczas walk w rejonie cmentarza kalwińskiego na Woli. Świadkiem jej śmierci był jej ówczesny dowódca, Janusz Brochwicz-Lewiński:
"Na Żytniej były tak samo pozycje z karabinami maszynowymi, worki z piaskiem na balkonach, strzelanie z okna. Niemcy przelatywali trochę dalej od tego domu przez ulicę, z jednej strony na drugą, i było bardzo dobre pole ostrzału. Mieli tak samo czołg, który był zniszczony przez nas butelkami zapalającymi. Walczyliśmy dosyć długo tam. Oceniłem bardzo dobrze punkt, który dawał mi dobrą pozycję ogniową; mogłem stamtąd walczyć, widok był dobry i cele były dobre. Niestety, rozkaz przyszedł, żebym się wycofał, bo już Wola się kończyła i przechodziło się na cmentarze stamtąd. Niechętnie ten rozkaz wykonałem. Nie wykonałem go w całości; wykonałem tyle, że dałem rozkaz, żeby siedmiu ludzi z mojego oddziału wyszło tylnymi drzwiami z domu na cmentarz kalwiński, przez boczną bramę, która do tej pory egzystuje – często ją widziałem, jak były filmy telewizyjne robione. Niestety, obserwator niemieckiej baterii moździerzy ciężkich zauważył gdzieś z ukrycia – może siedział na drzewie albo wysoko gdzieś – tych moich siedmiu ludzi, którzy siedzieli pod murem cmentarnym od wewnętrznej strony. W tym czasie salwa z moździerza upadła w środek i zabiła mi tych siedmiu ludzi. Zginęła tam Krystyna Wańkowiczówna, pseudonim „Anna”. To mnie bardzo uderzyło, śmierć moich ludzi i śmierć jej tak samo, tak że to ciężko przeżyłem i zawsze pamiętam o tym. Był straszny widok – jej poszarpane zwłoki, więc zdjąłem z siebie panterkę i przykryłem to; później pochowaliśmy ich. Niestety, to ciało było w jakimś późniejszym okresie wyjęte z tego miejsca, gdzie było pochowane, z tego dołu. Owinięte było jakimś kocem. Pani Wańkowiczowa i Melchior Wańkowicz skontaktowali się ze mną, jak byłem w Anglii; musiałem plany rysować i dać im informację, bo byłem naocznym świadkiem śmierci ich córki. Niestety, poszukiwania nie dały rezultatu i do tej pory to ciało nie zostało znalezione. Nie wiem, co się stało, nie mogę na to odpowiedzieć. W swojej książce „Ziele na kraterze” on bardzo ładnie opisał walki na Żytniej i sylwetkę córki, którą bardzo kochał i cenił. Jest opisana w innych książkach tak samo. W monografii „Parasola” jej autor Piotr Stachiewicz, nasz kolega, też pisze o tym. Relacje świadków naocznych dołączone są – parę sanitariuszek widziało to i piszą w ten czy inny sposób. To są rzeczy, które bardzo precyzyjnie były odtworzone i są prawdziwymi zeznaniami z tego okresu.".
"Co było z Krysią w czwarty i piąty dzień powstania, stało się wiadome dopiero na
wiosnę 1945 roku z opowiadania sanitariuszki Zuli. Pamiętała łączniczkę Rafała, Annę.
Pamiętała nawet, że ubrana była w granatową układaną pensjonarską spódniczkę, w
panterkę ściągniętą szerokim pasem, włosy miała porządnie ułożone w wałeczek i biały
kołnierzyk u bluzeczki. Zapamiętała ją, bo Anna była „nowa" i przyszła z innego przydziału,
a zwróciła jej uwagę dzielnością i spokojem. (...)
Zula widziała kilkakrotnie Annę cyrkulującą między barykadą i dowództwem w domu
starców. Ostatni raz, piątego sierpnia po południu, widziała, jak Anna, stojąc w pełnym
ogniu na barykadzie, meldowała coś Rafałowi. Pamięta, że wskazywała na nią i pytała, kto
to melduje z takim „fasonem". Pod wieczór ruszyły na barykadę czołgi, burząc ją z dział.
Kompania Rafała przeniosła się do punktu obronnego w domu na rogu Młynarskiej i
Żytniej.
Co było dalej, relacjonował latem 1945 roku Zbyszek z grupy «Gryfa». «Parasol» się
cofał i Rafał wydzielił grupę «Gryfa» do działania opóźniającego i osłony. Było trzynastuchłopców i łączniczka Anna, która się wprosiła. Gryfa już poznano, że podejmuje
najtrudniejsze zadania, i uważało się za honor być u niego.
- Byliśmy - relacjonował Zbyszek - z Hanką (bo tak nazywaliśmy Annę) na pierwszym
piętrze przy Piacie, bo byłem w nim przeszkolony. Czołgi się nie pokazywały, a jedzenia nam naznosili w bród, nie zjedlibyśmy tego i przez miesiąc.
Śmieliśmy się i gadaliśmy tak głośno, że Gryf, robiąc obchód, zwymyślał nas. (...)
Pamiętam, mówiliśmy, że to dopiero sześć dni
powstania, a to wydawało się odległe o wieki. I że jeśli mamy być trafieni, to najlepiej w
głowę. (...)
"Huk stoi taki, że trzeba dobrze krzyczeć. Z czołgami niemieckimi idzie natarcie i widać
już piechotę. Strzelamy, czym możemy. Hanka, brodząc przez łuski, podbiega do Gryfa i
coś mu krzyczy. Widzę, że Gryf daje jej automat. Podbiegła do okna i wystrzelała całą
taśmę, ale nie od razu, tylko krótkimi seryjkami. Kiedy zakładała następną, Gryf krzyknął,
że się wycofujemy, że ja zostaję w osłonie, a Hanka ma iść. Ale prosiła, by zostać z osłoną.
Oddział począł się wymykać z domu, prócz tych, co mieli osłaniać. Gryf czekał, aż wyjdzie
ostatni żołnierz; wychodząc raz jeszcze zwrócił się do Hanki. Można jeszcze było wyjść
tyłem domu.
...Hanka została z nami, aż koło dziesiątej otrzymaliśmy rozkaz wycofania się.
Przebiegliśmy szczęśliwie. Żytnią na cmentarz. Tam było zacisze i odbywała się odprawa.
Staliśmy na baczność, a przed frontem Gryf i Jeremi. Potem oficerowie poszli ku bramie,
my poszliśmy ścieżką dalej. Wyszliśmy przez dziurę w murze, szliśmy gęsiego przez nie
ostrzeliwaną ścieżkę wzdłuż drewnianego płotu i Hanka- a z nią cały nasz oddziałek -
poczęła śpiewać taką piosenkę, która się wtedy przypętała:
Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,
Bronią się chłopcy spod «Parasola».
...Nagle rozległ się huk i upadłem ranny, kiedy już byłem u końca ścieżki. Potem zaraz
padły za mną jeszcze dwa granaty. Więcej nic nie wiem, wynieśli mnie, potem leżałem w
szpitalu, straciłem łączność z oddziałem, który wybili, i przez to żyję."
Ziele na kraterze
Wielokrotnie wspominana w książkach swojego ojca, m.in. w powieści "Ziele na kraterze". W 1993 listy ojca i córki zostały wydane w publikacji pt. Melchior i Krystyna Wańkowiczowie: "Korespondencja"
Cześć i Chwała Bohaterom
Wieczna pamięć