Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
MŁOT, KIELISZEK I ...ARSENAL
Wysłane przez ryszard czarnecki w 10-04-2025 [11:56]
Nie wszystkie małżeństwa lekkoatletów mają takie spektakularne finały, jak to mistrza olimpijskiego w rzucie młotem z mistrzynią Polski w sprincie. Asysta policji i spóźniona o lata jednoosobowa podróż poślubna do izby wytrzeźwień w wielkopolskim mieście słynącym z fabryki mebli zapisała się może nie tyle, na szczęście, w historii polskiego sportu, co raczej w historii naszej... polityki. Ów bowiem specjalista od młotu był przez jedną kadencję posłem na Sejm RP z ugrupowania, które dzisiaj jest główną partią rządzącą. Był gwiazdą jednej kadencji. Nie złożył żadnego pakietu ustaw o sporcie, tylko skoncentrował się na obrażaniu politycznych przeciwników. To było trochę mało dla wyborców , którzy już raptem po czterech latach powiedzieli mu „wystarczy”. Przeszedł do annałów również jako ten, który mocno publicznie narzekał na jakość pokojow w hotelu sejmowym(!). Ja w nim lata temu też mieszkałem i nie przyszło mi do głowy wybrzydzać : byłoby to nawet nie eleganckie wobec wyborców.
W ówczesnym pośle (wtedy opozycji, obecnie to opcja rządząca) było mało zapału do pracy poselskiej , za to dużo żółci. Cóż, widocznie topił ją w alkoholu. Do dziś nie wiem czemu atakował ludzi angażujących się w sport , choć mających „wadę”, że byli z innej opcji politycznej niż ów młociarz- parlamentarzysta. Atakował i mnie , choć jako poseł (nie mówię o okresie wcześniejszym) nie zrobił dla polskiego sportu jednej tysięcznej tego, co ja - przynajmniej , gdy chodzi o pozyskiwanie pieniędzy dla poszczególnych dyscyplin, klubów czy reprezentacji.
Przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Tak to jest, że w sporcie zawsze jestem za Dawidem, a nie za Goliatem. Tak samo w piłkarskiej Lidze Mistrzów. Cieszę się więc, że klub z miasta w którym się urodziłem czyli Londynu stłukł na kwaśne jabłko wiecznie pysznych i wiecznie przemądrzałych „Galacticos”. Radość ma tym większa, że stało się to przy niemałym udziale reprezentanta Polski Jakuba Kiwiora, co zresztą podkreślał trener Arteta.
Poza zasadą wspierania w sportowej rywalizacji teoretycznie słabszego mam jeszcze inną: dopinguje zwykle kluby i reprezentacje, które grają przeciwko Niemcom (oczywiście poza wyjątkami, gdy w klubach niemieckich grają Polacy, bo wtedy rzecz jasna jestem za nimi). Wyznaję to dziś szczerze , bez owijania w bawełnę. Dlatego też cieszyłem się ze zwycięstwa Interu Mediolan (choć w mieście „La Scali” wolę AC Milan) nad Bayernem Monachium i to w stolicy Bawarii. Byłem zresztą kontent z tego także jeszcze z jednego powodu. U mediolańczyków zagrał bowiem inny nasz reprezentant Nicola Zalewski, choć na boisku był krócej i miał mniejsza rolę w wiktorii niż Kiwior w Arsenalu. Skądinąd Zalewskiemu przenosiny z AS Romy na północ Italii dobrze zrobiły.
Bo ja nieodmiennie trzymam kciuki za Biało- Czerwonych gdziekolwiek nie grają, rzucają, skaczą, biegają czy pływają. Ta zasada jest święta.
*Artykuł ukazał się w "Gazecie Olsztyńskiej"