W latach siedemdziesiątych sąsiad - prawdopodobnie emerytowany milicjant - wypożyczył mi książkę - wspomnienia prokuratora z lat pięćdziesiątych, który zajmował się wtedy ściganiem posiadaczy złota i dolarów w PRL, za co, jak twierdził, mogli oni dostać wyrok śmierci. Niestety, nie zapamiętałem autora ani tytułu. Nigdy nie słyszałem, aby jakikolwiek historyk powoływał się na takie fakty. Zmyślał? Może wyroki były tajne, a książka niedostępna poza środowiskami partyjno-milicyjnymi? (...)
Córkę na kognitywistyce UŚ męczono logiką matematyczną opartą o implikacje zamiast o negacje, koniunkcje i alternatywy. Kilkanaście długich wzorów do wykucia na pamięć zamiast dwóch. Ogólnie 3Z. Mnie w liceum w latach siedemdziesiątych przemęczono prawami de Morgana, których do tej pory używam. A w pracy miałem do czynienia z informatykiem, który nie znał kolejności działań i wszędzie pchał nawiasy, ale i tak mu nie działało ... Nigdy nie słyszałem takich wiązanek, jakie rzucała koleżanka po matematyce, która to poprawiała.
Do nawrócenia G. K. Chestertona na katolicyzm bardzo przyczyniła się obserwacja, że papiści są atakowani za to, że wykonują pewne działania i jednocześnie za to, że ich wcale nie wykonują. Takie ataki mogą też dojść do świadomości wielu lemingów - z podobnym skutkiem.
Swojego czasu odwiedzili nas znajomi z dwójką kilkuletnich chłopców. Bawili się z naszą córką w podobnym wieku. Po pewnym czasie posłyszeliśmy straszny płacz z ich pokoju. Oczywiście, cała trójka pobiła się. Co wy robicie? zapytała ich żona. Odpowiedzieli bardzo zgodnie: bawimy się w Polsat.
Za Króla Ćwieczka wyglądało to inaczej. Pewnego razu do firmy zadzwonił zdenerwowany klient, nie działał mu komputer. Nie było akurat żadnego wolnego serwisanta, to nasz dyrektor wsiadł w samochód i pojechał na drugi koniec Polski (internetu wtedy też nie było). Załączył klientowi monitor, wypisał fakturę na jakąś niemożebną kwotę i wrócił.
Anegdota stara, ale niestety aktualna: po przegraniu bitwy o Anglię Adolf za wszelką cenę stara się znaleźć sposób na pokonanie Brytyjczyków. W końcu Gestapo wyszukuje rabina, który wie, jak to zrobić. Sprowadzają go do Berlina, Adolf zadaje mu pytanie, rabin odpowiada:
- Do tego potrzebna jest laska Mojżesza
- A gdzie ona jest?
- W Muzeum Brytyjskim w Londynie
Kilka lat temu znaleźliśmy (...) trzy tomy „Chłopów” Reymonta na śmietniku. Pochodziły z jakiejś biblioteki (bibliotek?), strony tytułowe były do połowy wycięte tak, że nie było stopek drukarni. Jeden tom miał informacje, że prawa do tłumaczenia ma jakaś firma Marchlewski, na innym jest odręcznie wpisana data 1927. Podejrzewam, że wycięto informacje po przejęciu książek w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Pewnego dnia w tym czasie, wracając do domu (mieszkałem wtedy w Katowicach) przechodząc obok sklepu spożywczego położonego obok bloku na Tysiąclecia 1 zauważyłem, że wystawa sklepowa ma kolor czerwony. Nie był to kolor butelek octu. Podszedłem bliżej - były to setki batonów, bodajże czekoladopodobnych. W sklepie nie było żadnego innego towaru. Następnego dnia był tam oczywiście już tylko ocet.
Miałem kiedyś (...) przygodę z jednym z klientów firmy gdzie pracowałem. Było to 30 lat temu, więc nie trzeba było kopać kryptowalut. Pracownik kadr zmodyfikował system wynagradzania tak, że wypłata należała się wszystkim pracownikom, którzy kiedykolwiek w zakładzie pracowali. Drukujący paski nie zauważyli, że jest ich trzy razy więcej, niż zwykle. Podpisujący paski również. Główny księgowy nie zauważył, że fundusz plac wzrósł dwukrotnie. Przelewy wysłano do banków i wtedy ktoś podniósł alarm. Z PKO przelewy zdążyli wycofać, ale z innych banków nie. Nie była to kopalnia.
(...) przekonanie o tym, że szlachta to byli idioci zarzynający kury znoszące złote jaja, a chłopi w Rzeczpospolitej umierali z głodu w odróżnieniu od tego, co działo się na oświeconym wschodzie (obecnie zachodzie) wynieśliśmy z wiekopomnych dzieł profesorów, którzy ciężko tworzyli te informacje począwszy od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
(To), że obecnie nie ma wielkich polskich firm tłumaczy los Optimusa. Miałem taki przykład u sąsiada - w momencie, gdy firma mu się rozwinęła, dostał propozycję nie do odrzucenia, a gdy nie pomogło, kilkakrotnie podpalono mu dom. Oczywiście sprawców nie wykryto i gościu poddał się.
Może pomogła by na to taktyka stada - wszystkich nie podpalą.
Wiele lat temu towarzysz Gierek zaprosił do Polski prezydenta Cartera. Ten w pewnej chwili pochwalił się, że w Stanach przeciętny obywatel zarabia 4000 zielonych tygodniowo, na życie wydaje z tego połowę, a co robi z resztą to go nie interesuje. Na to Gierek: w Polsce przeciętny obywatel zarabia 4000 złotych, na życie wydaje dwa razy tyle, a skąd bierze resztę, to on nie wie.
Byłbym zdania, że najgroźniejsze w istniejącym kształceniu jest to, że wielu wykształconym ludziom tylko wydaje się, że wiedzą, i co gorzej, te swoje błędne poglądy traktują jako dogmaty.
W latach '90 jeszcze dobrze pamiętałem jak wypuszczali mnie z więzienia w Nowym Łupkowie. To, że mnie zapudłowali, było najwyższym wyróżnieniem, jakie mogli mi przyznać. Podejrzewałem, że atak na NATO może zakończyć się w pierwszym supermarkecie na zachód od Łaby, bo wojsko zamiast się bić rozejdzie się rabować. Dowódcą ojca w AK był Serb, a jego zwierzchnikiem spolonizowany Niemiec. Polska była dla nich krajem atrakcyjnym. Czytaliśmy Tygodnik Powszechny i Gazetę Wyborczą i dopiero Rafał Ziemkiewicz spowodował u mnie wstrząs poznawczy. Wygląda na to, że Bóg zachował mnie przed pogrążeniem w lewicowy obłęd. Może i inni nasi koledzy - lemingi mają taką szansę.
(…) W wielu miejscach nie zamykano domów, bo nikt nie kradł ani się nie włamywał. Nie trzeba było psychologa, bo zawsze był ktoś uczciwy i doświadczony, u którego można było zasięgnąć rady, a jak już nic nie pomagało postępowano zgodnie z sumieniem i odwoływano się do Boga. Teraz to bajka o żelaznym wilku.
(...) Podczas II WŚ rodzina mojej żony zakopała dwie skrzynie starych dokumentów. Do jednej skrzyni dostała się woda i papiery przepadły, drugą, zawierająca głównie akty notarialne z czasów począwszy od XIX wieku, z odniesieniami do stanu prawnego I RP, ocalała. Dokumenty były dla mnie trudno czytelne, z uwagi na zabór rosyjski spisane starą rosyjską ortografią, bardzo starannie. Co zawierały? Wyraźne informacje o tym, że do tego, co posiadały kobiety, ich mężowie nie mieli żadnych praw, ich własność była z urzędu dziedziczona osobno. Nigdy o czymś takim mnie nie uczono, ani żadna Rodziewiczówna o tym nie pisała.
Kilka lat temu, gdy media podnosiły sprawę płac nauczycieli, pytałem wielu znajomych, jakie są ich wynagrodzenia. Byli to nauczyciele starzy i młodzi, dyplomowani i początkujący. Okazało się, że WSZYSCY zarabiali sporo poniżej średniej. Czy ci nieliczni, którzy podnosili średnią wynegocjowali swoje zarobki? A może średnia była zawyżona?
Pod koniec epoki gierkowskiej wchodząc na stację kolejową Wilkowice-Bystra zauważyłem, że cały budynek jest oklejony pięknymi plakatami "Rolniku! Już od 80 lat możesz przejść na emeryturę..." Na jednym z nich jakiś nieszczęsny beneficjent dopisał "A nie lepiej od 100 lat?"
Jak lata temu przymierzałem się do doktoratu, to profesor, którego prosiłem, aby został moim promotorem powiedział mi na wstępie, abym nie próbował robić żadnego odkrycia, bo mnie uwalą. Za to mój ojciec miał kiedyś doktoranta, który dokonał poważnego odkrycia matematycznego. Jego doktorat miał 3 (trzy) strony maszynopisu. Recenzenci odrzucili go w ogóle nie czytając.
(…) Kiedy należy samodzielnie naprawiać awarię (rozwiązywać problem) a kiedy zaczynać od netu? Który problem informatyk ma mieć w swojej pamięci a który w zewnętrznej? Jak zaczynałem pracę, nie było sprawy. Na ogół nie było dokumentacji, wszystko trzeba było mieć w głowie. Teraz zawsze zaczynam od Googla, szkoda czasu na samodzielne kombinowanie, co to jest ORA-12345 albo jak zmusić ComboBoxa do wielokrotnego wyboru. Problemy są bardzo różne:
- w pewnym instytucie naukowo-badawczym po miesiącu przestawał działać egzotyczny system operacyjny. Początkowo wysyłaliśmy konsultanta, który reinstalował system i przez miesiąc wszystko działało. Po trzecim razie poszedł nasz handlowiec (!), który wyczuł, że naukowcy nigdy nie zaglądali do dokumentacji i po miesiącu zapominali, jak go używać
- raz w dawnych czasach naprawiałem padnięty Unix, po drugiej stronie telefonu była sekretarka, która przez godzinę wstukiwała podany przeze mnie kod i fonetycznie odczytywała, co pojawia się na ekranie. Tu największym problemem były literówki, to, że nie odróżniała / od \ oraz to, że od słuchawki ucho odpadało ...
- malarz w serwerowni przewrócił się o kabel pomiędzy komputerem a macierzą dyskową i wyrwał go. Oczywiście system nie chciał wstać po podłączeniu kabla. Jak tu szybko przywrócić zdolność do pracy bez reinstalacji i odzyskiwania z backupu? Dokumentacja nic nie mówiła na ten temat ... ani o malarzach. Naprawa trwała kilkanaście minut: montaż padniętego systemu plików (pomocniczego) na read only, backup, odzyskanie. I cud: brak straty danych. Tu zadziałał siódmy zmysł naprawiającego (…)
(…) Moja pierwsza - i skuteczna - rozmowa kwalifikacyjna przebiegała mniej więcej tak:
- Czy widział Pan kiedyś komputer IBM?
- Tak, raz na wystawie.
Byłem wtedy co prawda twórcą wielozadaniowego komputerka mikroprocesorowego pracującego z podziałem czasu (sprzętu, systemu operacyjnego, implementacji 30 stron schematu blokowego programu oraz systemu uruchomieniowego na drugim mikroprocesorze) ale o to mnie nie pytano ...
Przestaliśmy dostrzegać, że każdy człowiek ma obszar, w którym jest najlepszy? Może dlatego starzy mistrzowie wychowania zabraniali porównywania się z innymi? Może dlatego Jezus powiedział "nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni"?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6121
Tak, zauważyłem, myślałem o niej wczoraj, że nie ma nagle.
Może zwyczajnie zrezygnowała... w lipcu ostatni wpis.
Pozdrawiam Cię i życzę udanego dnia. I czekam na te obiecane Tomaszkowi foty :-)
Dziękuję i pozdrawiam także.
Foty będą w lipcu, potrzebna przezroczysta woda i jakieś sympatyczne stwory w niej.
Na razie prowadzę drobne przeróbki, bo kupiłem taki mały silnik, jako zapasowy gdyby główny odmówił posłuszeństwa. Zawsze mnie to trochę niepokoiło, że jakakolwiek usterka wyklucza samodzielny powrót do domu - przecież nie wyjdziesz, nie staniesz na wodzie i nie zajrzysz, co się stało. Inna sprawa, że zmuszało mnie to przewidzenia wszelkich możliwych okoliczności. No, nic - jest teraz drugi, będzie spokojniej.
I mam dwa projekty zawodowe - pewnie odbiorą dwie godziny dziennie z czasu wolnego, ale akurat z tego się nawet cieszę, bo ostatnio wracałem do domu, już po pracy, nawet przed południem. Fajnie było...
😁
Wypełniam właśnie bezsenne nocne godziny czytaniem internetów i przez nierozważne kliknięcie w link, nadzieja pogrążenia się w sen zdaje się odpłynęła w nieokreśloną dal. Słyszałem tę świetną dziewczynę kiedyś "w biegu", parę miesięcy temu i gdzieś tam pod czaszką od czasu do czasu coś kołatało, ale, że ktoś mi ją przypomni w takiej chwili... .
Mam nadzieję, że sen przyszedł w końcu. Elegia o... [chłopcu polskim] to dla mnie szczególny wiersz... Był on zadany w klasie starszego syna do wyuczenia na pamięć. Postanowiłam tak syna wytrenować, żeby minął stadium dukania i przeszedł do poziomu deklamacji..
Gdy syn skończył mówić wiersz w klasie zapadła cisza, a polonistka cichym głosem powiedziała: "No, tego się nie spodziewałam...".
Z trudem, ale w końcu się udało.
Prawdopodobnie skłonności i predyspozycje do scenicznych występów tkwią w odziedziczonych genach. :). Pozdrawiam