Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
PREZYDENT,KTÓRY ZMARL W ROCZNICĘ WIZYTY W POLSCE
Wysłane przez ryszard czarnecki w 31-12-2024 [08:18]
Jimmy Carter zmarł - to niesamowite- dokładnie w 47 rocznicę swojej wizyty w Polsce w 1977 roku ! Miała ona miejsce w roku zaprzysiężenia tego 39 prezydenta w dziejach Stanów Zjednoczonych Ameryki(Trump byl 45,a będzie 47).
Carter był prezydentem wyjątkowym. Jednak nie poprzez swoje osiągnięcia jako szefa największego mocarstwa świata, bo przecież prezydentem Amerykanie nie wybrali go ponownie-po kolejnych czterech latach nowym lokatorem Białego Domu został Republikanin Ronald Reagan. James Earl Carter jr -tak brzmiało jego pełne nazwisko, ale Demokraci- prezydenci lubią skracać swoje oficjalne imiona (William Clinton został Billem, Joseph Biden zaś Joe'm...) był wyjątkowy ,bo nie imały się go skandale, był wzorem męża (w przeciwieństwie do kolejnego prezydenta- Demokraty Billa Clintona) i był powszechnie lubiany. No i jako jedyny eks- prezydent USA dożył setki . Ale jeszcze przed swoimi setnymi urodzinami był i tak najdłużej żyjącym eksszefem Białego Dom w historii Stanów.
Carter ożenił się wcześnie bo w wieku 21 lat i nawet nie musiał się statkować. Miał czwórkę dzieci(w niektórych internetowych biografiach mowa jest o trzech,ale to błąd): trzech synowi jeden po drugim I wreszcie córka, która urodziła się w rodzinie Cartera 21 lat po ślubie!
Do bólu niekontrowersyjny, powszechnie lubiany jako prezydent i eksprezydent. Jednak nawet ci ,którzy uważali go za "fajnego gościa" z Południa w 1981 roku woleli charyzmatycznego aktora i gubernatora Reagana. Bo dobrzy ludzie niekoniecznie potrafią być dobrymi przywódcami.
Gdy jako gubernatora Georgii pod koniec swojej pierwszej kadencji zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o drugą -w Ameryce śmiano się z niego i żartowano z jego bardzo słabej rozpoznawalności mówiąc "Jimmy Who?" czyli "Jimmy Kto?". A jednak wygrał prawybory z trzema konkurentami ,a potem elekcje z urzędującym prezydentem (co jest zawsze trudniejsze) republikaninem Geraldem Fordem.
Carter był jednym z nie tak wielu amerykańskich prezydentów, którzy urodzili się i zmarli w tej samej miejscowości(w Plains w Georgii). Rodzinny biznes -plantacje orzeszków(był to zresztą kolejny powód do obśmiewania go : " prowincjonalny plantator orzeszków!") odziedziczył po ojcu.
Prezydentowi Carterowi dane było bardzo długie życie jak na fakt, że jego ojciec i troje rodzeństwa zmarło na raka trzustki.
W listopadzie 1976 ten zwolennik odprężenia i dogadywania się ze Związkiem Sowieckim uzyskał w głosowaniu trochę ponad 50 % głosów przy 48 % Forda przy słabej frekwencji 53 %. Oznaczało to w praktyce niecałe 41 milionów głosów i 297 głosów elektorskich. Gdy elektorzy dopełniali formalności i wybierali Cartera mało kto zwrócił uwagę na fakt, że jeden elektor z Waszyngtonu demonstracyjnie wyłamał się i oddał głos na polityka ,który w ogóle o prezydenturę się nie ubiegał. Był to głos na niejakiego Ronalda Reagana...
* Felieton ukazał się na portalu "Wprost"