Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Przeszkoda
Wysłane przez Kaczysta w 21-08-2024 [14:55]
Przeszkoda
Zacznę od dygresji, w której przywołam dwóch generałów. Czytelnicy „Alfabetu…” znają tę opowieść, tych, którzy mojej najnowszej książki jeszcze nie czytali, być może zachęci ona do lektury. Tak czy inaczej, ów wstęp stworzy nam odpowiedni kontekst dla rozważań o przyszłości operacji kurskiej ZSU.
Jamesa Mattisa spotkałem w 2005 roku, w Iraku. Późniejszy sekretarz obrony USA zaczynał służbę w czasach, kiedy gorąca konfrontacja NATO–Układ Warszawski była realnym scenariuszem. I o tym m.in. przyszło nam porozmawiać. W którymś momencie Mattis przyznał, że priorytetem sił zbrojnych USA w Europie było zniszczenie jednostek inżynieryjnych bloku wschodniego, w tym komponentów ludowego Wojska Polskiego. Były one bowiem – tak wynikało z danych wywiadowczych – niezwykle skuteczne, co w połączeniu z potężnymi pancernymi zagonami armii radzieckiej stwarzała ryzyko szybkich, zmasowanych uderzeń, niezależnie od warunków terenowych.
W 2020 roku przeprowadziłem wywiad z gen. Waldemarem Skrzypczakiem. Tematem rozmowy była m.in. głośna wówczas sprawa mostu pontonowego, budowanego w Warszawie z powodu awarii oczyszczalni „Czajka” (na zaimprowizowanej przeprawie miano położyć rury doprowadzające ścieki). Stawianie mostu szło jak po grudzie, bo wojsko przez lata zaniedbało tę część saperskich kompetencji. Zużył się sprzęt, za mało było szkoleń, te, które się odbywały, rozpisywano na „zawsze zwycięskie”, a w praktyce mało spektakularne scenariusze. Ot, przejście kompanii czołgów przez strumyk na poligonie. „Przygotowanie natarcia w trudnych warunkach terenowych” zaliczone? Zaliczone! I jakoś to się kręciło.
– Tymczasem putin szkoli, modernizuje, stawia przed wojskiem trudne zadania – mówił gen. Skrzypczak. – Jakiś czas temu obejrzałem rosyjski film instruktażowy, zdobyty przez sojuszników, w którym brygada pancerna forsowała Don lub Dniestr. Szeroką jak diabli rzekę. Czołgi się zatrzymały, załogi przygotowały wozy do przeprawy po dnie. Po 45 minutach wszystkie trzy bataliony były już na drugim brzegu.
– A ile zajęłoby to nam bądź Amerykanom? – zapytałem.
– I my, i oni, czekalibyśmy na most, który następnie trzeba byłoby rozwinąć. Przypuszczam, że przeprawa potrwałaby dwa dni.
A teraz wróćmy do teraźniejszości. Po ponad dwóch latach pełnoskalowej wojny w Ukrainie jest już jasne, że rosjanie nie radzą sobie z pokonywaniem przeszkód wodnych. W Donbasie byle ciek stanowił dla nich nie lada kłopot, zatrzymując wojska na długie tygodnie, a w niektórych miejscach „na zawsze”.
Gdzie zatem podziała się owa zdolność do działań o wysokiej mobilności? A może zawsze był to jedynie wymysł propagandowy, na który nabrali się wojskowi NATO, zarówno ci z czasów żelaznej kurtyny, jak i bardziej nam współcześni? Wiktor Suworow – były oficer GRU, który zwiał na Zachód – opisał w jednej z książek manewr forsowania rzeki przez jednostki armii radzieckiej. Wozy, wyposażone w zestawy do głębokiego brodzenia, przejechały po dnie błyskawicznie. Rzecz w tym, że kilka tygodni wcześniej w miejscu przeprawy przygotowano „autostradę dla czołgów”, wylaną po dnie z betonu. „Pic-na-wodę-fotomontaż”, no ale obserwująca ćwiczenia wierchuszka była bardzo zadowolona. Suworow miał tendencje do zmyślania, niemniej w tym przypadku najwyraźniej nie ubarwiał.
—–
Armia ukraińska w obwodzie kurskim zniszczyła w ostatnich dniach trzy mosty na rzece Sejm. Skądinąd przy tej okazji ostatecznie „zwalił się na pysk” kolejny mit dotyczący rosyjskiej skuteczności – ten o „bańkach antydostępowych”, strefach, do których nie przebije się żadne wrogie rosji lotnictwo. No więc ukraińskie się przebiło – operujące nad rosyjskim terytorium samoloty zrzuciły bomby, „dobijając” uszkodzone wcześniej przez artylerię przeprawy. „Niemająca odpowiednika w świecie” moskalska OPL okazała się bezradna.
Okoliczności zmusiły Ukraińców do szybkiego pójścia za ciosem, rosjanie bowiem próbowali zbudować przeprawę pontonową – i ona została „zgruzowana”.
Po co? Sejm rozcina obwód kurski na północną i południową część. Rzeka ma swoje źródło na terytorium rosji, ale ujście znajduje się już w Ukrainie. Wszystkie rosyjskie oddziały znajdujące się między biegiem Sejmu, ukraińską granicą, a terenami zajętymi już przez ZSU (wschodnia ściana „worka”), zostały więc de facto odcięte. Nie wiem, o jak licznych formacjach mowa, ale w odniesieniu do „wyizolowanego” terenu mówi się o powierzchni ponad 600 km kwadratowych. Z dużym prawdopodobieństwem będzie to kolejna ukraińska zdobycz, trudno bowiem – patrząc z perspektywy rosjan – bronić się bez dostępu do zaplecza logistycznego. Oczywiście, do transportu amunicji, jedzenia i ewakuacji rannych można używać łodzi – zwłaszcza że Sejm szeroki nie jest – ale gdy teren znajduje się pod kontrolą wrogiej artylerii (a taka sytuacja ma tam miejsce), będzie to bardzo problematyczne.
A teraz do sedna, czyli do pewnego zamysłu, który – tak sądzę (sądzę; wchodzimy na grunt spekulacji!) – wyłania się z ukraińskich działań. Kilka dni temu jeden z Czytelników zapytał mnie, dokąd pójdą Ukraińcy. Odparłem, że zapewne „do rzeki”, zakładając, że naturalna przeszkoda wodna to niezłe miejsce do ustanowienia rubieży. Zwłaszcza gdy ma się za przeciwnika rosjan, którzy „nie umią w forsowanie”. Obstaję przy tej hipotezie i dziś, zakładając, że maksymalny zasięg operacji ZSU w obwodzie kurskim wyznacza bieg Sejmu – co oznaczałoby podejście pod Kursk (niekoniecznie zdobywanie miasta; dla odpowiedniego efektu politycznego i psychologicznego wystarczy mieć je w zasięgu artylerii). Taki cel wydaje się i realny (nadal…), i odpowiednio ambitny.