Tusk zlekceważył Sarkozy'ego i premierów Czech, Węgier i Słowacji

To przysłowie pasuje jak ulał do szefa rządu RP. Na Grupę Wyszehradzką wpadł na chwilę, jak po ogień, pokazując partnerom z Czech, Słowacji i Węgier, że ma ich w nosie. Spieszył się na oprowadzanie Angeli po starym Gdańsku. Doceniam pasje turystyczne Tuska, ba, uważam nawet, że jako przewodnik po stolicy Pomorza byłby lepszy niż jako premier - ale są granice nonszalancji. Naszym południowym sąsiadom (plus Madziarom) grać na nosie nie przystoi, ale też nie warto: wcześniej czy później będziemy ich potrzebowali. Gorzej, że prezes Rady Ministrów zlekceważył również... Prezydenta Francji, który specjalnie pojechał z Paryża na spotkanie Wyszehradu do Pragi. Tuska nie zastał, ale mu powiedziano - usłużnie - że polski premier jest nieobecny, bo właśnie wyjechał, żeby spotkać się z kanclerz Merkel... Sarkozy odebrał to jako policzek, czyli... właściwie.

Pytania za pół punktu: czy nie można było zrobić tour po Gdańsku z Angelą w innym terminie? Czy "ocieplając" relacje polsko-niemieckie trzeba jednocześnie zrażać sobie Pragę, Bratysławę i Budapeszt oraz irytować - i to tak zupełnie za darmo - Paryż? Czy spotkania z Sarkozy są dla Tuska ważne tylko wtedy, gdy stanowią "konkurencję" dla spotkań prezydentów Polski i Francji? Czy warto odpuszczać, ot tak sobie, formułę niełatwą, ale jednak wartą wykorzystania, jaką jest Grupa Wyszehradzka? I wreszcie: czy opłaca się lekceważyć duży kraj, który dosłownie za 2 tygodnie obejmie prezydencję w UE?

Pytania tylko za pół punktu, bo i odpowiedzi są retoryczne... XXXDziennikarze chcą nie tylko objaśniać świat, ale również - jednocześnie! - być politycznymi liderami wskazującymi obywatelom właściwy kierunek. Widać to wyraźnie ws. Traktatu Lizbońskiego i sytuacji poreferendalnej w Irlandii. Misjonarski zapał "Dziennika" w tym zakresie wręcz mnie wzrusza. Ta głośna komenda: "Do ratyfikacji raźno marsz!"... W roli propagandysty szybkiej, na łapu-capu ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, obsadził się również Kamil Durczok, szef Faktów TVN. To z kolei przykład "faktów kreowanych", bo przecież nie opisywanych... Ja rozumiem, że miło być przewodnikiem ludzkości, ale - po pierwsze: po co z takim zadęciem? A po drugie: czemu taki kontrowersyjny drogowskaz?

 

Donald Tusk nie jest świętym Ojcem Pio i nie jest w stanie (może i lepiej) być w dwóch miejscach na raz. To zrozumieć można. Nie sposób natomiast zrozumieć i usprawiedliwić faktu, że na skutek bałaganu w Kancelarii Premiera lub (i) w MSZ polski premier umawia się w tym samym czasie i na szczyt Grupy Wyszehradzkiej i na spotkanie z kanclerz Niemiec. Francuskie powiedzenie mówi, że kto za wiele bierze to źle ściska.