W polityce, umiejętność policzenia zysków i strat jest kluczem do sukcesu. Czasem, opłaca się gdzieś przegrać aby w sumie wygrać wszystko. PiS we wszystkich wyborach ostatnich lat popełniał dwa błędy:
1.
Źle zagospodarował swoje zasoby ludzkie, wystawiając np. do EP ludzi, którzy na "polskim rynku" daliby dodatkowe ok. 5 -10% w wyborach Samorządowych i do Sejmu. Ktoś powie e tam, wybory do EP także są ważne. Owszem ważne. Ale na coś takiego odpowiadam tak: Załóżmy że PiS w wyborach do EP zdobywa 100%, to czy coś to zmieni - NIE! I tak będzie marginesem na tle lewactwa - i jego głos będzie ważył tyle ile waży dzisiaj, czyli NIC. Najwyżej popyskujemy sobie głośniej - i tyle, a koalicja niemiecko francuska zrobi i tak co zechce.
Tezę potwierdzają wyniki ostatnich wyborów. PiS brakło ok. 10% do samodzielnych rządów. To nie EP jest kluczem do rządzenia Polską i obrony w UE naszych interesów, lecz sukces wyborczy w Polsce, bo tylko rząd może blokować niekorzystne decyzje UE. Wystawianie tam takich ludzi jak Beata Szydło, Patryk Jaki czy Ryszard Legutko, to tak po ludzku, głupota polityczna - w EP "ważą" tyle co przysłowiowy Kowalski, jednak w Polsce będą wyborczymi lokomotywami.. Tusk was rozegrał pisiorki jak przysłowiowego chłopa w sądzie.
2.
Drugim błędem jest kampania wyborcza która ostatnio koncentruje się na tym, jaki to Tusk jest zły, zamiast na tym, co PiS chce nowego zaproponować dla Polski - i tu trzeba dodać także zaniechanie inwestycji w wolne media Dla szaraczka któremu sączą coś podobnego na PiS i chwalą Tuska, wygląda to jak wojna plemion i szaraczek wybiera oszukańczą "trzecią nogę" proponującą zgodę i nową jakość - czyli "palikmiotyzm bis". Podobnym, innym oszukaństwem jest tzw. kopanie w stolik. Ile razy można Polaków na to nabrać? - zawsze, zwłaszcza wtedy, jak PiS da się wciągnąć w wojnę plemion.
Dziękuję za uwagę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 14207
Osiem lat temu pisałam właśnie w ten sposób, że Polsce potrzebni u steru wojownicy a nie ciepłe kluchy i grzeczni chłopcy.
Czarnek na Premiera!
Zaczyna się tak:
Czasami trzeba przejechać blisko 1400 km (trasa Gdańsk-Dorohusk-Gdańsk z objazdami), aby zobaczyć i usłyszeć coś, czego wprawdzie nie oczekiwaliśmy lecz co w zamian rekompensuje z nadwyżką trudy blisko 30-godzinnej podróży oraz kilkunastogodzinnej reporterskiej pracy już na miejscu.
Jest wtorek, 17 lutego br. w samo południe. Od strony Chełma do blokady rolników ustawionej około kilometra przed granicą polsko-ukraińską podjeżdża zwarta kawalkada ciągników z naczepami. Wszystkie z numerami rejestracyjnymi wschodniego sąsiada. Czoło stanowią tzw. ADR-y czyli samochody-cysterny przewożące ładunki niebezpieczne, głównie paliwo w promocyjnej (tylko dla Ukrainy) cenie 1,90 zł za litr. Przepuszczane są bez zatrzymywania i sprawdzania dokumentów.
Nagle ten sielski obrazek psuje grupa rolników stająca na drodze białego DAF-a z oplandekowaną naczepą (patrz zdjęcie powyżej). Lider blokujących, trzydziestokilkuletni rolnik w Wielkopolski każe kierowcy zawrócić. Do akcji wkracza jednak miejscowy koordynator protestu. Żąda przepuszczenia tej i następnych – również oplandekowanych – ciężarówek. Wywiązuje się gwałtowna dyskusja. Zaczyna lider blokujących:
– Teraz przepuszczamy tylko ADR-y oraz pomoc humanitarną. „Plandeki” miały poczekać to 18-ej, w dodatku z kontrolą ładunku.
– Nie będzie czekania i kontrolowania. Mają jechać teraz.
– Kto tak zadecydował?
– Policja w porozumieniu z nami.
– A to jest protest rolników czy Policji?
– To jest nasz protest i my tu decydujemy. Jak zorganizujecie swoją akcję to będziecie mogli decydować po swojemu.
Po znacznie liczniejszej grupie rolników przyjezdnych rozchodzi się szmer niezadowolenia. Padają wezwania do powrotu. Kilka osób nie daje jednak za wygraną i pozostaje przy koordynatorze akcji. Chcą wiedzieć więcej o jej zasadach. Zwłaszcza, że przyjeżdżali tutaj pomóc w blokowaniu ukraińskich pojazdów, a nie rozstępować się potulnie także na widok tych, których na liście uprzywilejowanych nie ma.
(...)