Kongres SLD - wyniki złe dla... PO

Scenariusz nr 1 zakłada następujący koniec: „sztandar wyprowadzić”, Marsz Żałobny, łąka, kondukt, pożegnalna Międzynarodówka. Scenariusz nr 2 - moim zdaniem bardziej prawdopodobny - oznaczać będzie w zasadzie pewną rywalizację dwóch lewic: „twardej” Napieralskiego i centrolewicy liberalnej Geremka (?), Borowskiego (?),  Cimoszewicza (?). Ten scenariusz jest bardzo niemiły dla PO. Po pierwsze: twarda lewica Grzegorza N. odbierze im trochę „hardcorowego” elektoratu anty-PiS. Po drugie: powstanie nowej, liberalnej centrolewicy nie tylko odbierze część takich właśnie wyborców Platformie, ale też nieuchronnie przesunie ją na prawo. A to dla PO nie będzie ucieczka do przodu, to raczej eskapada od centrolewicowego deszczu pod prawicową rynnę. Ściganie z PiS-em o wyborców kiepsko skończyło się dla partii Tuska - i to 2 razy - w 2005 roku. Czy w wyborach europejskich 2009 będzie ich teraz czekała powtórka z rozrywki? Niewykluczone. W każdym razie dziś już ludzie z PO radośni z powodu wyników kongresu nie byli. Miałem okazję zaobserwować to po meczu „Gwiazdy TVN - Sejm RP”. I ja się nie dziwię temu brakowi radości.

 

Jeszcze dwie uwagi na marginesie zjazdu lewicy. Napieralski sugeruje, że jest „polskim Zapatero”. Nieśmiało przypominam, że gdy tenże Zapatero obejmował - po Franciszku Gonzalesie - ster Partii Hiszpańskich Socjalistów,  to partia ta miała ok. 30 % poparcia (wywindował ją na ponad 40 % i to 2-krotnie). Zapatero więc wsadził PSOE na windę wyborczą, dającą więcej o 1/3 głosów. Proporcjonalnie więc „polski Zapatero” ma szansę przeskoczyć z tych obecnych 6 % na 8 % - a więc też o 1/3... Trzeba uważać z tymi  porównaniami  - bywają zdradliwe.

 

I uwaga druga: wielcy sojusznicy Olejniczka - Szmajdzinski i Szymanek-Deresz już „one day after”, nazajutrz po przegranych przez swojego pupila wyborach przeskoczyli - zgrabnie i umiejętnie - na okręt Napieralskiego. Lata praktyki. Doświadczenie tylu partyjnych zjazdów... Dla dobra socjaldemokracji i „wyklętego ludu” - oczywiście. Ludu, który powstał i zasiadł w ławach sejmowych - rzecz jasna w osobach swoich przedstawicieli. Ale szpagat niczego sobie...

 

XXX

 

Błyskawiczny awans! W zeszłym roku jeszcze grałem w zespole polityków (‘Sejm RP) w meczu przeciwko „gwiazdom TVN”, a w tym roku wraz z eksreprezentantem Polski Czarkiem Kucharskim byłem jego „trenerem-selekcjonerem”. Wynik meczu - nieważny, bo przyjęliśmy tym razem zasadę twórcy nowożytnych igrzysk olimpijskich, francuskiego barona Pierre'a de Coubertin, że „nieważne jest zwycięstwo, ale udział”. A i tak w dwumeczu mamy lepszy bilans (4:3 w bramkach).

SLD-owska łajba tonie, ale chłopaki zrobiły sobie wybory - wybory pocieszenia. Nowym majtkiem, przepraszam, kapitanem został pan N., który na reji  zastąpił pana O. Co  z tego wynika? Są dwa scenariusze: 1) nic to nie da, bo umarłemu i kadzidło nie pomoże - nic z tego nie wynika, SLD umiera i nie jest to nawet piękna śmierć, 2) SLD (niegdyś nazywane Sojuszem Lewych Dochodów) przesunie się na lewo, robiąc większą przestrzeń dla nowej formacji na prawo od PO, a na lewo od neo-SLD.