W przyszłym roku w Królestwie Belgii odbędą się aż trzy wybory: lokalne, federalne i jak we wszystkich krajach członkowskich UE – europejskie. Specyfika Belgii polega jednak na tym, że frankofoni czyli Walonowie wybierają także swój parlament, a Flamandowie swój. Zatem wyborów w praktyce jest więcej. W Brukseli dyplomaci już mówią, że w przyszłym roku cały kraj – w związku z licznymi wyborami – będzie sparaliżowany. Obecny przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel już szuka roboty, uważając, że jego reelekcja jest niemożliwa.
Co mają jednak powiedzieć Rumuni, którzy w przyszłym roku wybierać będą cztery razy! Najpierw odbędą się tam wybory do Parlamentu Europejskiego, a potem lokalne, parlamentarne i prezydenckie. Głową Państwa był tam przez dwie kadencje pochodzący z niemieckiej mniejszości Klaus Iohannis, zatem nie będzie mógł się ubiegać o reelekcję. W wyborach parlamentarnych czarnym koniem może okazać się narodowa, prawicowa, sceptyczna wobec imigrantów, odwołująca się do tradycji i wartości rodzinnych partia AUR, kierowana przez charyzmatycznego przywódcę George Simiona
Ma na razie niewielką reprezentację w tamtejszym „Sejmie”, ma tylko jednego europosła - Cristiana Vasile Terhesa, ale jeżeli utrzyma obecną tendencję wzrostową, może wybory wygrać z pierwszym lub drugim wynikiem a nawet współrządzić. Liczą też na zwycięstwo we wcześniejszych wyborach do PE i miedzy 10 a 15 mandatów na 33 przypadające Rumunii w europarlamencie. AUR rozmawia z partia Europejskich Konserwatystów i Reformatorów o swoim akcesie do EKR w kolejnej kadencji PE lub nawet jeszcze w tej. Na pewno wejście parunastu europosłów z Rumunii-a nie jednego, jak teraz - może stanowić poważne wzmocnienie eurorealistów w Brukseli i Strasburgu.
Spacerując w ostatni weekend ulicami dawnej rumuńskiej stolicy – Jassy w północnowschodniej części kraju, w historycznej Mołdawii (i też jej stolicy), myślę o tym państwie, który obok Niemiec, Francji, Włoch Hiszpanii i Polski jest jednym z sześciu najliczniejszych narodów w Unii Europejskiej. Wciąż nie jest w Strefie Schengen, co Rumuni odbierają jako swoiste upokorzenie. Choć gdy chodzi o skalę korupcji, zajmują drugie miejsce w UE po Bułgarii, wynegocjowało w miarę szybko środki z Recovery Fund, czyli tzw. KPO. A jednak widzę tam duże rozgoryczenie z powodu faktu, że Rumunia traktowana jest w Unii „z buta”, z arogancją i wyższością, na którą – jak słusznie twierdzą moi rozmówcy - nie zasługuje tak duży kraj. Przypomina mi to nastroje w Polsce przed 2015 rokiem…
• Tekst ukazał się na portalu niezalezna.pl (27.10.2023)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 248