ROLLERCOASTER PACHNĄCY PIERNIKAMI

Byłem w Toruniu. Widziałem rollercoaster na Motoarenie. Obiektywnie biorąc- choć przy meczach wrocławian obiektywny nie jestem - była to dobra promocja żużla. Wrocław w pewnym momencie miał 8 punktów przewagi i wydawało się , że jest po meczu. Miejscowi systematycznie odrabiali aż dojechali na plus 4, a dodatkowo Betard Sparta zaliczyła taśmę w pierwszym biegu nominowanym co oznaczało pojawienie się na torze juniora Kowalskiego. Gdy krajanie Mikołaja Kopernika już byli w ogródku, już witali się z gąską i obliczali ile punktów przewagi będą bronić na Olimpijskim, gdy znów wydawało się, że już jest po meczu tyle, że w drugą stronę - nagle było 1:5 i był remis. I tak się zakończyło
Oceny? Wnioski? Nie pamiętam kiedy „Tajski” Woffinden jechał w 15 biegu. Nie pamiętam, kiedy Maciej Janowski w ogóle nie jechał w biegach nominowanych. Duet LL: Lampart/Lambert zasłużył na tytuł „prowokatora meczu", a może nawet „prowokatora półfinałów": dwa razy podpuścił jeźdźców Sparty i dwa razy zrobili taśmę. A jednak, o paradoksie, Wrocław na tym zyskał, bo Kowalski, który pojechał jako zmiennik przywiózł decydujące o remisie 4 punkty.

W Toruniu ojcem remisu, który jakieś szanse daje Apatorowi na Olimpijskim był Emil Sajfudinow- szczęśliwy, że kilkadziesiąt godzin przed meczem przyjechała do niego z Rosji mama z którą nie widział się od wielu miesięcy. Skądinąd liderowi Torunian dobrze służą poniedziałkowe starty w lidze angielskiej. Trudno bez niego wyobrazić sobie ekipę toruńską

W drużynie Betardu Sparty nie było jednego bohatera. W zasadzie wszyscy zawodnicy cierpieli, ale punkty dowozili. Maciek Janowski potwierdził swoją jazdą, że to nie jest „jego" sezon, a wyjątki - jak ten podczas finałowego biegu światowej „drużynówki” na Olimpijskim są właśnie wyjątkami od reguły. Daniel Bewley jak zwykle jeździł po gentelmeńsku, nikogo nie tratował, nie wkładał w bandę i przez to oczywiście zdobył mniej punktów niż mógł. Jeżeli chce być kiedyś mistrzem świata - a wygrana w trzech GP stosunkowo młodego zawodnika o czymś świadczy - musi być bardziej agresywny na torze i mniej się uśmiechać w parku maszyn. Sparcie bowiem potrzebni są nie grzeczni, utalentowani chłopcy tylko wojownicy dyszący żądzą wiktorii wszędzie i zawsze.

Piszę te słowa na gorąco po meczu w Toruniu - w pamięci mając naprawdę świetną toruńską publiczność, ale też fanów Wrocławia, którzy przyjechali za WTS - em kilkaset kilometrów. Chwała jednym i drugim.
Za tydzień rewanż i trawestując Sokratesa „Wiem, że nic nie wiem”. Faworytem wydają się być wrocławianie, ale w szczycie formy nie są. W Lublinie na meczu z Częstochową za tydzień będzie nudno, bo przewidywalnie. Na Olimpijskim natomiast - wręcz przeciwnie…

*tekst ukazał się na portalu interia.pl (28.08.2023)