Dyplomaci z ambasady w Moskwie to przestepcy?

Historia przyspieszonej kariery Tomasza Turowskiego w zakonie jezuitów, przedstawiona w ubiegłotygodniowym Uważam Rze  przez Cezarego Gmyza, rodzi podejrzenie, że owo przyspieszenie było wynikiem szantażu, a więc – było nie było - przestępstwa.

Normalne etapy na drodze do pierwszych ślubów w Towarzystwie Jezusowym są następujące:
# 2 tygodnie kandydat jest gościem i przez ten czas zapoznaje się wstępnie z zakonnym porządkiem dnia;
# 6 miesięcy wynosi okres postulatu, w którym kandydat wdraża się do życia zakonnego;
# 2 lata trwa nowicjat, który kandydat spędza na modlitwie i rozwijaniu życia wewnętrznego oraz poznawaniu zakonu i samego siebie.
# po ukończeniu nowicjatu, młody jezuita składa pierwsze śluby i jest obowiązany odbyć trzyletnie studia filozoficzne.

Jak ustalił redaktor Gmyz, Turowskiego ominęły powyższe trzy okresy: gościny, postulatu i nowicjatu i przez prowincjała o. Tadeusza Koczwarę został wysłany na studia do Rzymu po liczącym 3 dni pobycie w jezuickim ośrodku dla nowicjuszy w Kaliszu. Nawiasem mówiąc ówczesny ojciec prowincjał był przed wojną oficerem dwójki.  Pion śledczy IPN powinien chyba zbadać, co spowodowało tak fantastyczne faworyzowanie tego postulanta, nikomu przedtem nieznanemu u jezuitów. Poza tym przestępstwa komunistyczne chyba nie przedawniają się...

Kolejne podejrzenie o przestępstwo ujawniło się w trakcie wyjaśnień złożonych przez Sławomira Wiśniewskiego (kamerzystę TVP) na czwartkowym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej. Kilka minut po zdarzeniu filmował on miejsce katastrofy i wytwarzał tym sposobem dokumentację niezwykle cenną z punktu widzenia badania jej przyczyn.

Aresztującym go funkcjonariuszom rosyjskim towarzyszył polski dyplomata, który zamiast bronić obywatela RP, akredytowanego dziennikarza dokumentującego miejsce katastrofy, wedle relacji pana Wiśniewskiego powiedział – „Nie znam tego człowieka, proszę go aresztować, zabrać mu i zniszczyć sprzęt”. Jak podał portal niezalezna.pl  po obejrzeniu fotografii z dnia katastrofy, przedstawionych przez reporterów Naszego Dziennika,  pan Wiśniewski rozpoznał wspomnianego dyplomatę jako II sekretarza ambasady Rzeczypospolitej w Moskwie Grzegorza Cyganowskiego...

Jest chyba oczywistą oczywistością, że na miejscu katastrofy smoleńskiej pan II sekretarz ambasady miał obowiązek służbowy reprezentować interes państwa polskiego. W tym przypadku interes ten zasadzał się w tym, aby jak najdokładniej i jak najszybciej udokumentować miejsce katastrofy w formie utrwalonego filmu.

Czyn, którego dopuścił się ten „dyplomata”, jest jak uważam nie tylko haniebny, ale też stanowi drastyczne niedopełnienie obowiązków służbowych, co było czynem szkodzącym interesom Rzeczypospolitej Polskiej. Godził przy tym w ten interes przy pomocy sił policyjnych obcego państwa.

Czyn został ujawniony publicznie – co przeto robi prokuratura?