Moje ulubione książki o Warszawie

Ulubione lektury poświęcone stolicy ma chyba każdy jej mieszkaniec i prawie każdy mógłby napisać swój własny przewodnik zatytułowany `Moje ulubione książki o Warszawie`. Skoro tak, to czemu nie ja?
Na tom złożyło się kilkadziesiąt pisanych w czasach covidowej zarazy felietonów o książkach, ich autorach i Warszawie.
"Wbrew pozorom nie potrzeba wcale wielu słów - zaczyna pierwszą recenzję Krzysztof Masłoń w "Do Rzeczy" - by opowiedzieć nie tylko ciekawie, lecz także - paradoksalnie - wyczerpująco o dziesiątkach ważnych pisarzy i ich dziełach. Tak właśnie zrobił Marcin Gugulski, wydając "Moje ulubione książki o Warszawie", w których napisał o 76 autorach, czasem w kilku zdaniach, czasem w kilkudziesięciu, ale zawsze celnie i smacznie...".
Niżej fragmenty kilku rozdziałów.

4 - Stanisław Grzesiuk i Stanisław Wielanek

Sprowadziliśmy się na Sielce w 1964 roku. Stanisław Grzesiuk od 25 lat już nie był mieszkańcem tej dzielnicy, a od niemal dwu lat nie żył, ale jego legenda wciąż była tu żywa. Nowi koledzy poznani w podstawówce na Jazgarzewskiej z mety poinformowali mnie, gdzie Grzesiuk mieszkał i gdzie pijał z ich ojcami. A i mój Tata, gdy pod rzadką nieobecność Mamy prowadził mnie czasem na obiad nie do baru mlecznego na Chełmskiej na naleśniki z serem, tylko na tatara lub flaki do Lotosu, rzucał krótkie i wszystko wyjaśniające: „to ta knajpa Grzesiuka, co wiesz”.

Wciąż tu i tam zwany „bardem Czerniakowa” Grzesiuk wychował się bowiem i do wybuchu wojny mieszkał nie na Czerniakowie, lecz – co dla nas, tutejszych, ważne – na Sielcach, bo na Tatrzańskiej. Po wojnie najpierw przeniósł się tuż obok, na Grottgera i na Chocimską, później na Nowe Miasto, a w 1961 roku został radnym miejskim z Ochoty i dwa lata później umarł.
Pół wieku później ni z tego ni z owego poznałem Staśka Wielanka, którego wcześniej znałem tylko z występów i nagrań Kapeli Czerniakowskiej. Pan Stanisław grał i śpiewał także w innych zespołach, dla których pisał i komponował warszawskie piosenki.
Otóż w 2014 roku pan Stanisław został wybrany jednym z trzech radnych miejskich PiS z Mokotowa, a że byłem w tym czasie radnym dzielnicowym, więc parę razy spotkaliśmy się w sprawach naszej dzielnicy. Ale nie zdążyliśmy się porządnie zakolegować, bo dwa lata później umarł.
Miał pogrzeb jedyny w swoim rodzaju. Po zakończeniu Mszy świętej u bernardynów na placu Czerniakowskim przez głośniki popłynął na cały kościół jeden z najszerzej znanych (i chyba najmniej „kościelnych”) przebojów z repertuaru zmarłego – Hanko... Voilà:

Hanko [jedna z wielu znanych wersji]

Apaszem Stasiek był, w krąg znały go ulice,
W ciemnych spelunkach, gdzie podłe życie wre
Kochanką jego była zwykła ulicznica,
Co gdzieś na rogu sprzedawała ciało swe.
Pomimo to Stach kochał swoją Hankę,
Choć nie raz bił, katował aż do krwi,
Lecz kiedy znów przepraszał swą bogdankę,
To czułe słowa do uszu szeptał jej:

Hanko, o tobie marzę wśród bezsennych nocy.
Hanko, ja bez ciebie nie potrafię żyć,
I tak bym się wpatrywał w twoje oczy,
I przy twym boku ja tylko chciałbym być.
Hanko, twe ciało słodko pręży się, przegina.
Hanko, daj usta, niech przeminie ból i żal,
Że w oczach łzy, ja wiem, to moja wina,
Lecz życie płynie wśród tak burzliwych fal. [...]

12 - Aleksander Kamiński

Nie ma polskiego harcerza, który którejś z jego książek nie przeczytał. My z nich wszyscy, nawet gdy o tym nie pamiętamy.
Kamienie na szaniec – co najmniej 29 wydań: wydani I w 1944 i wydanie II w 1945 pod pseudonimem Juliusz Górecki, od 1988 roku wydawane niemal wyłącznie z mniej lub bardziej obszernymi wstępami lub posłowiami, autorstwa od 1999 roku pani Barbary W., co sprawia, że tych wydań nie kupuję i nie będę kupował, polecał ani rozdawał w prezencie. [...]
Wielka Gra – wydanie I w 1942 (antydatowane na 1932) na rozkaz KG AK zniszczone jako dekonspirujące metody pracy konspiracyjnej, wydanie II w 1944 (antydatowane na 1934) nierozkolportowane z powodu wybuchu Powstania Warszawskiego – oba pod pseudonimem Juliusz Górecki, wydanie III w 1983 (antydatowane na 1981) w konspiracyjnym Niezależnym Wydawnictwie Harcerskim, wydanie IV w 2000 (pierwsze „legalne”), potem co najmniej trzy kolejne. [...]

13 - Leopold Tyrmand

Do lektury namawiać nie trzeba, choć podobno mieszkają w Warszawie indywidua płci obojga, które Złego nie czytały ...
Ich strata.
Zły – co najmniej 12 wydań (nie licząc przekładów): wydanie I w 1955, wydanie II w 1956, wydanie III w 1957..., wydanie V w 1990 ...
Dziennik 1954 [1 stycznia – 2 kwietnia] – wydanie I (tekst zredagowany w latach 70. przez autora) w 1980 w Londynie, wydanie I krajowe (ocenzurowane) w 1989 w Warszawie, wydanie I (tekst oryginalny na podstawie rękopisu z 1954 roku) w 1995 w Warszawie.
PS: Następny odcinek – ostrzegam, że dużo dłuższy, bo o dużo słabiej znanym autorze, choć patronie Warszawy [...].

14 - Błogosławiony Ładysław z Gielniowa

Większość Polaków (a nawet większość warszawiaków) nie wie, że pierwszego znanego z imienia polskiego poetę pochowano w Warszawie i że jest on jej głównym świętym patronem.
Jak to? Przecież Mikołaj Rej był protestantem…
Otóż w tym rzecz, że gdy Ładysław z Gielniowa umierał w swoim klasztorze przy kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, Mikołaj Rej z Nagłowic – nazywany niekiedy „pierwszym polskim poetą” – nie tylko nic jeszcze nie napisał, ale nawet jeszcze nie umiał chodzić, bo miał dopiero trzy miesiące.
Beatyfikowany w 1750 roku bł. Ładysław (ur. 1440, zm. 1505) był bernardynem, założycielem klasztorów i znakomitym kaznodzieją, a po przenosinach do Warszawy także doradcą duchowym księżnej mazowieckiej.
Pisał prozą i wierszem, po polsku i po łacinie. Przeglądając wybór jego wierszy, szukałem w nich czegoś o Warszawie. Nie znalazłem, ale jakoś mi to nie przeszkadza. [...]

45 - Zbigniew Herbert

Mój tomik Pana Cogito, kupiony w księgarni na Puławskiej, gdy byłem w drugiej klasie liceum, przetrwał ze mną wszystkie przeprowadzki, choć bez zgubionego po drodze grzbietu.
Zanim go kupiłem, znałem nazwisko Herbert z anegdot powtarzanych przez dorosłych. Nie wiedziałem, że ich bohater mieszka przy mojej drodze do szkoły, bo na Promenady przy Morskim Oku na Dolnym Mokotowie.
Do żadnego innego współczesnego poety nie wracam tak regularnie, ale dopiero niedawno zacząłem odkrywać warszawskie tropy dyskretnie rozsiane w jego utworach.
Najpierw trzy inne jego wiersze, a potem niektóre z tych warszawskich śladów... [...]

50 - Julian Ursyn Niemcewicz

Nie wypada pominąć w tym cyklu jedynego polskiego pisarza, którego imię dało nazwę warszawskiej dzielnicy.
Sęk w tym, że Niemcewicz tak długo i intensywnie żył, tak wiele zdziałał i napisał, że trudno uwierzyć, by ktoś zdołał to wszystko kiedyś zbadać i ogarnąć...
Lekturę jego dzieł radzę zaczynać od Pamiętników, bo nawet gdyby tylko one po nim pozostały, zasłużyłby nimi na naszą wdzięczną pamięć i trwałe miejsce w polskiej literaturze.
A o zaletach jego stylu niech te cztery fragmenty z różnych lat przekonają... [...]

64 - Melchior Wańkowicz

Hubalczyków podsunęli mi rodzice, kolejne tytuły (w tym najbardziej z nich warszawskie Ziele na kraterze) – mama koleżki Krzysia z podstawówki, u której wiele lat później przetrwałem trudny drugi, a pierwszy w Warszawie, miesiąc stanu wojennego, Sztafetę – kolega Krzysztof z liceum, a pełne wydanie Bitwy o Monte Cassino z ilustracjami Stanisława Gliwy – ciocia z Gdańska, córka andersowca, u której wraz z paru kolegami znaleźliśmy bezpieczną przystań w pierwszych tygodniach po 13 grudnia 1981 roku.
Wańkowicza widziałem tylko dwa razy. Raz na targach książki na placu Defilad, z czego już nic nie pamiętam. Drugi raz na wsi nad Liwcem. Tęgi, starszy, białowłosy pan w chyba płóciennym ubraniu i białej czapce (a może to była chustka zawiązana na rogach w cztery węzełki?) szturchał laską miedzę i szeroko gestykulując dyskutował z moim ojcem o grzebiącym się w ziemi turkuciu podjadku.
– Tato, kto to był ten pan?
– Nie wiesz? Wańkowicz.
Był rok 1973, wakacje w Strachowie upływały nam na spacerach po polach i lasach, taplaniu się w płytkim Liwcu i odganianiu much od rosnącej w cieniu jabłonek rocznej siostry. W niedzielę, gdy szliśmy pieszo przez Puste Łąki do kaplicy w Loretto lub do kościoła w Kamieńczyku, na skraju wsi mijaliśmy kapliczkę z napisem „1920 – Cud nad Wisłą”. Po drugiej stronie piaszczystej drogi zaczynały się lasy, ciągnące się aż do Wyszkowa, a tuż za polem wyrastał pagórek gęsto porośnięty drzewami, wśród których krył się „dom Wańkowicza”. [...]

* * *

#MojeUlubioneKsiążkioWarszawie. Fundacja Archiwum Jana Olszewskiego. Warszawa 2022

Fundacji Archiwum Jana Olszewskiego dziękuję za podsunięcie pomysłu przygotowania tego zbioru felietonów do druku i za jego staranne wydanie.