Pojutrze, w środę o godz.12 na Powązkach Wojskowych w Warszawie odbędzie się pogrzeb śp. generała brygady Mirosława Hermaszewskiego – pierwszego polskiego kosmonauty (msza św. w Katedrze Polowej WP o 10.00). Chcę napisać o nim kilka słów i doprawdy nie chodzi tu o prywatę, ze względu na moje z nim związki rodzinne.
Mój teść urodził się na Wołyniu w 1941 roku. Jego dziadka, ojca, dwóch stryjów, w sumie 19 osób z najbliższej rodziny zamordowali ukraińscy szowiniści. Podkreślam to, bo dla przyszłego kosmonauty było to traumatyczne przeżycie, a upamiętnianiem Polaków na Wschodzie zajmował się szereg lat, już po przejściu na emeryturę. Zresztą sam ocalał cudem : matka wyniosła go w trakcie wołyńskiej rzezi, została poważnie ranna strzałem w twarz i będąc w szoku, zostawiła go na śniegu i uciekła – a jednak przeżył, by dać świadectwo.
Po tzw. repatriacji (dziwna nazwa: Kresy Wschodnie to Polaków to przecież integralna część Ojczyzny!) z Kresowiaka stał się Dolnoślązakiem, a nieodległy od Wrocławia Wołów, którego był honorowym obywatelem, znany jest w wielkiej mierze dzięki temu, że tam od czwartego roku życia mieszkał i uczył się mały Mirek urodzony w Lipnikach na Wołyniu. Od zawsze marzył, żeby być lotnikiem. Mówił o tym w szkole, ale też bawiąc się w porzuconym wraku niemieckiego samolotu. Na szybowcach uczył się latać we Wrocławiu, na samolotach w Grudziądzu – mieście, w którym z kolei mój dziadek Henryk Karol Czarnecki był przed II wojną światową dyrektorem teatru. Studiując i będąc prymusem w „Szkole Orląt” w Dęblinie, nie przypuszczał, że po ćwierć wieku stanie się jej komendantem. A do Wrocławia zresztą wrócił jako dowódca stacjonującego tam 11 Pułku Myśliwców. Współkierował też lotniczymi jednostkami w Gdyni i Poznaniu.
Do historii przeszedł jednak przede wszystkim jako pierwszy Polak w kosmosie i reprezentant czwartego tam państwa po Związku Sowieckim, USA i Czechosłowacji. Polska miała być zresztą trzecim krajem w kosmosie, bo Mirosław Hermaszewski miał lecieć przed czechosłowackim kosmonautą Vladimirem Remkiem, zresztą późniejszym eurodeputowanym, z którym pracowałem razem w Brukseli i Strasburgu! I wtedy zaczęły dziać się cuda : u Polaka sowieccy lekarze zaczęli znajdować choroby, których nie było, wycięto mu zdrowe - jak mu powiedział po operacji lekarz – migdałki. Skutecznie kombinowano, aby przedstawiciel do bólu lojalnej wobec Moskwy Czechosłowacji był w kosmosie przed reprezentantem Polski. Jego lot z kosmonautą z Białorusi, ale świetnie rozumiejącym język polski i trochę nim mówiącym (urodził się i mieszkał wśród Polaków na dawnych Kresach Wschodnich RP) Piotrem Klimukiem odbył się 44 lata temu, ale do dzisiaj Mirosław Hermaszewski dzierży cztery lotnicze rekordy Polski, będące rezultatem tej wyprawy:
1. rekord wysokości lotu: 363 kilometry,
2. prędkości lotu: 28 tys. km na godzinę, czyli ok. 8 km/sek.,
3. długotrwałości lotu: 190 godzin 3 minuty 4 sekundy,
4. długości przebytej trasy: 5 273 257 km.
Napisał sam, bez dziennikarskiej pomocy świetną książkę „Ciężar nieważkości”.
Był nie tylko świetnym pilotem, ale także świetnym dziadkiem, ojcem i mężem. A teraz znowu jest tam, gdzie zawsze bardzo lubił być. Wysoko, bardzo wysoko. I jeszcze wyżej.
*tekst ukazał się na portalu wprost.pl (19.12.2022)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2079
Chyba ,że też czynnie popierał. A jeżeli był ruskim kosmonautą to był sprawdzony , że popierał.
Sąd na tej ziemi ( w Polsce ) sprawuje ten kto ma władzę więzić lub zabijać innych , a nie ten kto kieruje się poczuciem sprawiedliwości.
Właśnie, został wzięty. Ponoć dowiedział się o tym z ... mediów.
Nie tylko on :
http://web.archive.org/w…
Medal "Za zasługi w podboju kosmosu" z rąk prezydenta Rosji otrzymali: trójka amerykańskich astronautów - Scott Kelly, Thomas Stafford i Peggy Whitson, dwaj kosmonauci z Bułgarii Aleksandar Aleksandrow i Georgi Iwanow, polski kosmonauta Mirosław Hermaszewski, a także Belg, dwaj Francuzi, Japończyk, Rumun, Słowak i Węgier.
Możliwe, że i inne "służby" maczały w tym zamachu swoje palce. Uparte negowanie roli Rosjan w tym zamachu daje pewne poszlaki, kto maczał.
Pieski szczekają na księżyc makowy
I nigdy jeszcze tym makowym psom,
Że jest świat większy, nie przyszło do głowy.
Ziemia to ziarnko - naprawdę nie więcej,
A inne ziarnka - planety i gwiazdy.
A choć ich będzie chyba sto tysięcy,
Domek z ogrodem może stać na każdej.
Wszystko w makówce. Mak rośnie w ogrodzie,
Dzieci biegają i mak się kołysze.
A wieczorami, o księżyca wschodzie
Psy gdzieś szczekają, to głośniej, to ciszej. ".
Czesław Miłosz, Przypowieść o maku
Pisząc temu [-----] świętej pamięci...to idiotyzm,albo bezczelność w stosunku do Polaków,Polski i ludzi skazywanych w stanie wojennym...
TA ZBRODNIA SIĘ NIGDY NIE PRZEDAWNIA...TOW.CZARNECKI!
to akurat dosyć marne " Psy gdzieś szczekają to glosniej , to ciszej"
Czesio Jarkowi jajka kołysze
Czesio gdyby nie Jarosław to bylby tak znany jak Andruszkiewicz za innego Jarosława. Pzdr