Nafta w dalszym ciągu rządzi światem

   Nawiązując do moich artykułów „Nafta rządzi światem” i „Co naprawdę interesuje władców świata” zamieszczonych w „Niezależnej” odpowiednio 20 listopada ubr i w styczniu br. trzeba z przykrością stwierdzić, że w stosunkach między eksporterami i importerami ropy nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu rządzą eksporterzy, a szczególnie kraje „OPEC”, które w sumie mają 55 % udziału w światowym eksporcie i dyktują ceny jak im się podoba. Ostatnio wykorzystano zamieszki w Egipcie ażeby podnieść cenę baryłki ropy z 80 do przeszło 100 dolarów, chociaż Egipt nie jest ani producentem ani eksporterem. Odnosi się wrażenie, że słabiutkie i niemal całkowicie zależne od ropy kraje potrafią zmusić największe potęgi światowe do uległości, Prawda zapewne jest trochę inna, bowiem za plecami krajów OPEC stoją wielkie koncerny naftowe, które zgarniają całą śmietankę. Stworzenie kartelu naftowego stanowi naruszenie wszelkich przepisów handlu międzynarodowego, ale skoro nie można go zlikwidować to najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie odpowiedniego kartelu importerów, wystarczy że najwięksi importerzy, czyli Sany Zjednoczone, Unia Europejska Japonia i Chiny których udział w imporcie wynosi dwie trzecie światowego obrotu stworzą odpowiednią organizację dyktującą poziom cen na zasadzie racjonalnej kalkulacji kosztów wg „użyteczności krańcowej”, a cały ten balon opec’owsko putinowski pęknie natychmiast.

   Największym importerem ropy naftowej jest UE /około 17% światowego importu/ i to ona powinna przejąć rolę wiodącą w wojnie o ucywilizowanie rynku naftowego a zresztą też całego rynku energetycznego, a szczególnie wyeliminowanie szantażu uprawianego tak chętnie i niestety skutecznie przez Rosję.

   Oto jest rzeczywiste i ważne zadanie dla władz unijnych zamiast biurokratycznego „urządzania” nas wszystkich. Pytanie jest tylko, kto zajmie się naciskiem na formalne i, co ważniejsze, faktyczne władze UE o podjęcie tego zadania?