Łyżka dziegciu - moje 3 grosze po spotkaniu z ambasadorem RP

Co się odwlecze, to nie uciecze, czyli lepiej późno niż wcale. Dopiero teraz znalazłem parę chwil, by podzielić się z Wami swoimi wrażeniami ze spotkania z nowym ambasadorem RP w Londynie. Arkady Rzegocki zaprosił przedstawicieli mediów polonijnych na rozmowę i we środę 7 września usiedliśmy wspólnie do stołu, by poznać osobiście nowego przedstawiciela polskiego rządu w Wielkiej Brytanii i jego plany na misję. Niestety jeszcze przed spotkaniem doszło zgrzytu. I muszę od razu zaznaczyć, że nie ma to nic wspólnego z osobą ambasadora. Dlatego zwracam się publicznie do Senior Public Relations Specialistlondyńskiej ambasady, bo taką funkcję sprawuje Konrad Jagodziński: Panie Konradzie, brak zaproszenia na spotkanie redakcji, które na co dzień żyją problemami Polaków na Wyspach, przy jednoczesnym zapraszeniu przedstawicieli redakcji, które w najmniejszym stopniu nie są zainteresowane rozwiązywaniem tych problemów, a jedynie pozyskiwaniem reklam, jest konserwowaniem towarzyskiego układu, a nie zmianą na lepsze. Bo jak dobrze rozumiem to spotkanie miało stanowić nową jakość. Z litości nie wymienię ani nazwisk, ani nazw. Wystarczy sprawdzić, które osoby zaproszone przez Pana nie zająknęły się słowem o spotkaniu z ambasadorem. Zwracam się też do pana Rzegockiego: Panie ambasadorze, jeśli chce Pan łączyć Polaków i zachęcić do wspólnego działania, to do tego potrzebna jest skuteczna komunikacja. Bez tego nie da się zrealizować pana planów. Dlatego zamiast specjalisty od PR ambasada potrzebuje rzecznika prasowego z prawdziwego zdarzenia. Póki co można odnieść wrażenie, że wiele zostało zmienione tylko po to, by nie zmieniło się nic.

Myślę, że warto w tym miejscu wymienić media i dziennikarzy, którzy pofatygowali się i sporządzili relacje ze spotkania z ambasadorem: Magdalena Grzymkowska (Tydzień Polski), Gosia Prochal (Radio Star), Małgorzata Bugaj-Martynowska (Moja Wyspa) i Piotr Szlachtowicz (Nowy Polski Show). Tylko oni. Dlatego też w zgodzie z zasadą Brzytwy Ockhama nie zamierzam pisać kolejnej relacji. Te zalinkowane w zupełności wystarczą. Ale chcę zwrócić Waszą uwagę na coś innego. Na coś, czego w powyższych relacjach zabrakło. Otóż reszta towarzystwa, ta która pofatygowała się do ambasady, choć informować o spotkaniu wcale nie zamierzała, nadal nie wyszła poza schemat “jak nie wyląduje, to mnie zabije”. Mam na myśli tefauenowską szkołę towarzysza Durczoka, czyli wymyślone fakty cała dobę. Trudno uniknąć niecenzuralnych wyrazów, kiedy “dziennikarze” z redakcji, o których bezimiennie wspomniałem powyżej zamiast włączyć się w dialog o rzeczywistych problemach Polaków w UK, najzwyczajniej w świecie po michnikowsku wymyślają problemy, które istnieją jedynie w ich niesamodzielnych głowach.

Podczas gdy rozmowę z Arkadym Rzegockim zdominowały poważne tematy – ataki na tle narodowościowym na Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii, Brexit, odbieranie dzieci przez Social Service, czy niezmiernie uciążliwe kwestie paszportowe – z końca stołu dobiegło pytanie do ambasadora o to, co zamierza zrobić w kwestii Polaków w UK, którzy się nie integrują i zamykają się w… gettach. Tak, tak, dobrze widzicie. Piotr Szlachtowicz (NPS) ubiegł mnie o sekundę i stwierdził zdecydowanie, że choć mieszka i pracuje w UK od 11 lat, to ani nie widział, ani nie słyszał o polskich gettach. Ja też nie. To jest pewnie jedna z tych niewielu rzeczy, które znajdują się w głowie zadającego to pytanie. Wszystkie (dosłownie wszystkie) organizacje, stowarzyszenia, fundacje, z którymi miałem kontakt przez lata mieszkania na Wyspach chwalą Polaków za integrację i zdecydowanie podkreślają, że ze wszystkich grup etnicznych nasi Rodacy przysparzają najmniej problemów. Dokładnie tak samo myśli przygniatająca większość zwykłych Brytyjczyków. Ale dupek, dla którego płacząca matka, której bezduszne Social Service odebrało dziecko i/lub “faszysta” w koszulce z orłem, który dostał po buzi za mówienie po polsku, żyją w gettach i się nie integrują. I ambasador ma coś z tym zrobić. Gdyby tylko głupota potrafiła fruwać, nie bylibyśmy narażeni na kontakt z takimi typami.

Wracając do spotkania: sam pomysł zaproszenia mediów polonijnych na rozmowę i prezentacja swoich planów to strzał w dziesiątkę. W tym sensie nowy ambasador „zapunktował” u Polaków w UK. Mam nadzieję i trzymam za słowo, że podobne spotkania będą organizowane dużo częściej niż w ostatnich latach. Arkady Rzegocki zdecydowanie zasługuje na kredyt zaufania, szczególnie biorąc pod uwagę czas, w którym przyszło mu przejąć urząd. My z kolei na pewno będziemy go z tego kredytu skrupulatnie rozliczać. Dlatego mimo zgrzytu z zaproszeniami, mimo jawnie antypolskiego nastawienia części londyńskich „dziennikarzy”, spotkanie oceniam bardzo wysoko. Pozostaje mieć nadzieję, że „dobra zmiana” dotarła też do Londynu i spowoduje ona poprawę życia Polaków w UK.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Mind Service

20-09-2016 [02:02] - Mind Service | Link:

Ale co konkretnie ma się poprawić? Paszport można będzie wreszcie przedłużyć w rozsądnym terminie, dajmy na to dwóch tygodni, a nie jak obecnie w cztery miesiące, jak ktoś ma szczęście zapisać się na wizytę paszportową, bo akurat na chwilę włączyli rejestrację? A może dowód osobisty będzie można wreszcie wyrobić w polskiej placówce (już nie mówię o terminie), a nie tak jak obecnie trzeba specjalnie jechać po to do kraju? Podobnie z innymi sprawami urzędowymi, typu metryki, wyciągi - da się w końcu coś takiego zrobić, by Polak mieszkający w UK nie musiał po wszystko jeździć specjalnie do kraju, bo placówki dyplomatyczne podobno nie od tego są. No właśnie, a od czego są? Przyznam szczerze, że nie wiem. Wielu moich znajomych też nie wie. Kiedy jednemu mojemu koledze zginął samochód na polskich blachach, i kiedy zadzwonił do placówki dyplomatycznej z prośbą o pomoc, to usłyszał, że ma ten fakt zgłosić na policję - polskie służby dyplomatyczne nie mogą mu w tym pomóc, zresztą nie od tego są... No więc pytam znowu: od czego są? Czym się zajmują? Na co polski podatnik płaci utrzymując urzędników ambasad i konsulatów?

Obrazek użytkownika szara_komórka

20-09-2016 [08:45] - szara_komórka | Link:

Tak, tak - cała ambasada szuka grata pana Franka Kimono.
Pan jeszcze kontaktuje?

Obrazek użytkownika Mind Service

20-09-2016 [14:54] - Mind Service | Link:

No, nikt rozsądny nie oczekuje, że ambasada będzie szukała czyjegoś skradzionego samochodu (to był przykład), ale jakiś zestaw telefonów alarmowych, np. do polskich policjantów, tłumacza, albo urzędnika, który wysłucha po polsku i przekaże sprawę komu trzeba by się przydał. To nie wymaga zbyt wiele zachodu, a polski obywatel miałby poczucie, że w razie jakiejś nagłej sytuacji jest ktoś, na kogo może liczyć. Bo odpowiedź w stylu odczep się i radź sobie sam (jak oczywiście uda się dodzwonić w godzinach urzędowania) nie przystoi służbie powołanej właśnie w celu pomocy polskiemu obywatelowi za granicą. I dlaczego Polak chcący załatwić sprawę np. paszportową jest traktowany jak niechciany petent? Trudno zrozumieć dlaczego urzędnik zachowuje się tak jakby robił mu łaskę, skoro za wszystko trzeba słono płacić? I jeżeli kolejka jest tak długa, że wynosi np. cztery miesiące, to czy tak trudno otworzyć drugie okienko z drugą panienką, redukując czas oczekiwania na paszport z czterech miesięcy do dwóch?