Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
SMOLEŃSK – WALKA O PRAWDĘ
Wysłane przez Lech Makowiecki w 13-09-2016 [21:12]
Z natłoku zajęć zawodowych dopiero wczoraj udało mi się wybrać na „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Miałem przedtem okazję zapoznać się z wieloma opiniami za i przeciw, więc szedłem do kina z wielkimi nadziejami, ale i z ogromnymi obawami. Wszak nie było do tej pory w historii polskiej kinematografii filmu tak oczekiwanego przez jednych i zarazem tak zwalczanego przez drugich.
Większość zdarzeń na jakich opierała się fabuła „Smoleńska” (z wyjątkiem rzecz jasna samej katastrofy) rozgrywała się przecież na oczach nas wszystkich. Piszę – większość – bo wiele faktów nie przedostawało się do opinii publicznej. Niektóre były świadomie pomijane, a inne – perfidnie i konsekwentnie fałszowane. Gdy część społeczeństwa porażona była ogromem tragedii związanej ze śmiercią prezydenta Rzeczypospolitej i naszej patriotycznej elity – ówczesny rząd zachował się zadziwiająco pasywnie, przekazując śledztwo stronie rosyjskiej i rezygnując z należnej nam pomocy eksperckiej Unii Europejskiej i NATO.
Czy było to spowodowane jedynie nadarzającą się okazją na totalne przejęcie władzy w Polsce, czy też Donald Tusk i jego ekipa uczestniczył w jakimś antyprezydenckim spisku? Do przybliżenia nas do prawdy mógł przyczynić się film „Smoleńsk”. I właśnie dlatego skupił się na nim i na jego twórcach wściekły atak niegdyś rządzących, a obecnej opozycji. A przecież teoria zamachu powinna od samego początku brana pod uwagę jako równorzędna do wszelkich innych przyczyn! I to nie tylko ze względu na złą reputację Putina czy rozgoryczone, post-peerelowskie służby. Czy tak trudno wyobrazić sobie np. jakiegoś przyczajonego czeczeńskiego bojownika, odpalającego stingera do naszego tupolewa w celu wywołania międzynarodowej awantury?
Kiedy już zasiadłem wygodnie w kinowym fotelu, przetrwałem dzielnie blok reklamowy i zanurzyłem się w smoleńskiej opowieści – przeżyłem swoiste „déjà vu”. Nasycenie znanymi z telewizji i internetu relacjami i archiwalnymi materiałami filmowymi stapiało się w zupełnie naturalny sposób z historią wynikającą z fabuły samego filmu. Konsekwentnie, scena po scenie – z ekranu snuła się prawdziwa i usystematyzowana opowieść o totalnej manipulacji medialnej na temat katastrofy, o szczuciu Polaków na Polaków, o zamiataniu pod dywan dowodów, zastraszaniu świadków, upokarzaniu rodzin zmarłych, wreszcie o tajemniczych „zgonach” ludzi mających jakąś szerszą wiedzę o smoleńskim zdarzeniu...
Co ciekawe – aktorzy, dopasowując się do formuły filmu – grali oszczędnie, w sposób naturalny – wtapiając się w konwencję tego „paradokumentu”. Beata Fido – wcielająca się dziennikarkę, której poglądy ewoluują w trakcie odkrywania skali przekłamania, w jakiej uczestniczy – również nie mogła być zbyt ekspresyjna. Nie wyobrażam sobie zupełnie w tej roli rozemocjonowanej Krystyny Jandy (znanej z analogicznej roli w „Człowieku z żelaza”), szarżującej i i nadmiernie ekspresyjnej . Nie ta bajka, nie ten styl.
Reasumując – film „Smoleńsk” obejrzeć należy. Choćby po to, by raz jeszcze usystematyzować całą drogę kłamstwa smoleńskiego. I przeżyć niepowtarzalne wzruszenia, m.in. związane z ostatnią sceną symbolicznego witania się oficerów zabitych w Katyniu z poległymi w Smoleńsku.
Ogromne znaczenie ma emisja tego filmu za granicami naszego kraju. Tam opinię publiczną na temat katastrofy smoleńskiej uformował suflowany przez Rosjan pseudonaukowy film zrealizowany przez National Geographic. I to właśnie ten obraz powinien nosić miano „science fiction”, a nie Smoleńsk, reklamowany tak w USA. Każdy, kto na filmie NG widział choćby ekskluzywną wieżę kontrolną na lotnisku Siewierny – konfrontując ją z obskurnym, znajdującym się tam w rzeczywistości barakiem ma świadomość tej fikcji.
Mam tylko jedną uwagę do „Smoleńska”. Z braku czasu wiele istotnych wątków i faktów zostało tylko zasygnalizowanych, lub wręcz pominiętych. Jedynie serial mógłby sprostać temu wyzwaniu...
I jeszcze przypomnienie. „Pancerna brzoza” i „seryjny samobójca” - te dwa pojęcia, padające również w filmie „Smoleńsk” zawdzięczamy najlepszemu polskiemu blogerowi – Tomaszowi „Seawolfowi” Mierzwińskiemu, kapitanowi żeglugi wielkiej. Warto o tym pamiętać. Szkoda, że Tomek nie dożył tej chwili prawdy, o którą z taką żarliwością walczył w internecie, w swych felietonach, w wydanych książkach. Od ponad trzech lat „Seawolf” jest już wśród Nich – swoich bohaterów...
PS Nawiasem mówiąc „Smoleńsk” miał niezłą obsadę. Było nas tam tysiące. Między innymi ja z rodziną, gdzieś w tym ogromnym tłumie pod kościołem Mariackim, podczas pogrzebu prezydenckiej pary...
Przy okazji polecam wiersz, który napisałem po tragedii smoleńskiej. Ponoć w kilku zwrotkach wyraziłem to, co scenarzysta filmowy musi rozpisać na cały serial...
CZWARTE POKOLENIE
(klątwa Romanowów)
Mój prapradziad w Powstaniu Styczniowym wojował,
By tyrana obalić czynem, a nie słowem!
Poległ był z bronią w ręku pod Siemiatyczami.
Za to car Aleksander, swymi ukazami
Wyrok śmierci obwieścił (jako przestrzeżenie)
Na ród nasz cały, aż po czwarte pokolenie...
Praprababka ma boso, po śniegu uciekła
Z synkiem małym na ręku – z kozackiego piekła.
Przypłaciła to życiem... Lecz chłopiec ocalał.
To był właśnie mój pradziad. Polak – w każdym calu!
Ten zaś dzieci ośmioro spłodził (synów piątkę)
Szabla i Patriotyzm były ich majątkiem.
I za to właśnie pradziad w tiurmie oddał głowę;
Prababcia z dziećmi w porę zbiegła do Krakowa...
Dziadek mój, choć najmłodszy – z braćmi-żołnierzami
W pamiętnym osiemnastym wrócił z legionami;
Czterech z nich padło potem w Bitwie Pod Warszawą.
Dostali po Virtuti. Cześć im! Cześć i Sława...
Gdy w trzydziestym dziewiątym Hitler pakt miał za nic,
Dziadek z trzema synami bronił wschodnich granic.
Pisał listy z Katynia. Potem się urwało.
Dwóch synów zmroził Sybir. Ojcu się udało –
Wyszedł z Armią Andersa, z medalami wrócił.
I za to był ścigany, więc do lasu uciekł...
Tam matkę moją poznał. Rany mu leczyła.
Wpadł w obławie. Ciężarną na procesie była.
Nikt nawet nie wie dzisiaj, gdzie jest pochowany,
Ubecja pilnie strzeże tajemnic wybranych...
Jestem teraz ostatnim, czwartym pokoleniem.
Moje dzieci i wnuki – zgodnie z przeznaczeniem
Nie podlegają dłużej klątwie Romanowów,
(Która wszak oszczędziła moją siwą głowę)...
Tu kończę swą historię... Jutro lecieć muszę,
Do Smoleńska – pomodlić się za dziadka duszę...
I choć nie wiem, co jeszcze los przewrotny knuje,
Czuję dziś dziwny spokój. I nic nie żałuję...
(z tomiku „Pro publico bono”)
I z cyklu – znalezione w sieci - „Błogosławiony płynie czas” (jako Requiem Smoleńskie) z płyty „Patriotyzm”:
https://www.youtube.com/watch?v=vqE6hoDM1jc
YouTube:
Komentarze
14-09-2016 [07:07] - Paweł | Link: Przytoczę swój wpis z 11.09
Przytoczę swój wpis z 11.09 na blogu Teresy Bochwic:
Wydaje się zbieżny z Pańskimi odczuciami, choć lakoniczny:
"Byłem i mam bardzo duży niedosyt. Film jest bardzo ważny, ze względu na chronologię zdarzeń, ale to: na poziomie edukacyjnym. Żaden z wątków nie został pogłębiony, widać za dużo scenarzystów. Może i taki ten PIERWSZY film smoleński powinien być, ale z powodzeniem można byłoby stworzyć krwisty film, a już na pewno: serial na miarę "Czasu honoru". Uczucia płaskie, główna bohaterka - dziennikarka - nie uzasadnia swojego istnienia w tym filmie. Są, przyznaję, perełki aktorskie rozsypane w piasku przeciętności.
Młodzież winna zobaczyć obowiązkowo. A scenarzyści: brać się do poprawek! Czekam na ten serial!
PS. sala kinowa w dobrym, popołudniowym czasie sobotnim zajęta w 10%. Hmmm...."
14-09-2016 [12:25] - mjk1 | Link: Tu trochę inne spojrzenie,
Tu trochę inne spojrzenie, nie tylko na samą treść filmu: http://att.neon24.pl/post/1337...