GKM pokazał „gest Kozakiewicza”...

Miałem żużlowy weekend ! Żużlowa sobota w Rzeszowie, żużlowa niedziela w Toruniu. W stolicy Podkarpacia już trzeci rok z rzędu pod moim Patronatem Honorowym odbywały się mistrzostwa świata na żużlu na długim torze. Ściślej : pierwszy turniej, bo formułą tych IMŚ jest cykl taki, jak w Grand Prix, tyle że prawie dwa razy krótszy. Tu słowo wyjaśnienia do wielu fanów tradycyjnego speedwaya, którzy świetnie się znają na tym ulubionym nieolimpijskim sporcie Polaków, ale często zupełnie nie znają reguł „long tracka”. Z grubsza długi tor różni się od „klasycznego” żużla tym, że motocykle mają skrzynie biegów, a na torze startuje pięciu jeźdźców, a nie czterech. Do tradycyjnych kolorów kasków, czyli żużlowej tęczy czerwono-niebiesko-biało–żółtej dochodzi kolor zielony. Siłą rzeczy punktacja tez jest inna, bo zamiast 3-2-1-0 jest 4-3-2-1-0.
 
Rzeszów był szczęśliwy dla Biało-Czerwonych : reprezentant Polski Stanisław Burza zajął drugie miejsce – najlepsze miejsce Polaka w ostatnim szeregu lat. W 2020 i 2021 startując w tymże Rzeszowie z „dziką kartą”, też wjeżdżał na podium, ale na najniższy jego stopień. Staszek jest w ogóle fenomenem. Ma 45 lat ,a z roku na rok jest coraz lepszy. Licencję żużlową zdał w wieku dopiero 20 lat, bo wcześniej rodzice nie chcieli się zgodzić(!), aby ich Staś uprawiał tak niebezpieczny sport. Karierę przerywał, bo albo musiał iść do wojska albo miał przerwę, bo złamał obie ręce (!), albo złamał kręgosłup. Z Unią Tarnów był nawet dwukrotnym mistrzem Polski, ale nie był zawodnikiem pierwszego składu. Jeździł w lidze szwedzkiej, angielskiej i czeskiej. Obecnie formalnie reprezentuje klub z miasta właśnie w Czechach, słynącego z wyścigów konnych oraz kończącego międzynarodowy sezon żużlowy, kultowego turnieju „Zlata Prilba”. Klub zresztą nazywa się tak samo, jak turniej, co należy na polski przetłumaczyć jako „Złoty Kask”.
 
Z gwoli dziennikarskiego obowiązku powiem, że Polak rozdzielił zwycięskiego Duńczyka i Brytyjczyka.
 
W stawce zawodników był jeszcze jeden Polak z "dziką karta" a jednym z dwóch rezerwowych legendarny zawodnik i trener, jedna z najbardziej barwnych postaci polskiego klasycznego speedwaya - Adam Skórnicki. Następnego dnia nie byłem w Gorzowie na meczu Betardu Sparty (może i lepiej), ale z różnych powodów musiałem być w „Grodzie Kopernika”, gdzie obejrzałem mecz „Aniołów” z „Bykami”. W sytuacji kontuzji Kołodzieja  wydawał się, że miejscowi pojadą walcem, a tymczasem rozstrzygnęli zwycięsko mecz i zdobyli bonus dopiero w ostatnich czterech biegach. Leszno się postawiło, a gdyby ich lider Janusz Kołodziej, który jest jak wino – im starszy, tym lepszy - był obecny, to „Byki” mogłyby liczyć nie tylko na bonus, ale i na wiktorię.
 
Po sąsiedzku w Grudziądzu – mieście mojego dziadka, który tam w II RP był dyrektorem teatru – GKM pokonał Częstochowę i pokazał „gest Kozakiewicza” tym wszystkim, którzy przed sezonem przesądzali, że Grudziądza na pewno nie będzie w play–offach...
 
*tekst ukazał się na portalu interia.pl (20.06.2022)