Załącznik o konstytucji

Konstytucja jest aktem wyrażającym wolę narodu:
-ustanowienia państwa,
-określenia jego charakteru,
- powołania władz państwa.
 
Obowiązująca w „III Rzeczpospolitej” konstytucja obok wielu rozwiązań szkodliwych, a nawet noszących cechy przestępstwa wobec narodu i prawowitego państwa polskiego, zawiera również postanowienia w odniesieniu do organizacji zarządzanie państwem jakby celowo pomyślane dla stworzenia wewnętrznego zamętu i konfliktów. Chodzi głównie o relacje między poszczególnymi dziedzinami władzy państwowej.
 
Na wstępie chciałbym odnieść się do tego postanowienia które decyduje o charakterze państwa, a mianowicie do preambuły. W krótkiej preambule do konstytucji z 17 marca 1921 roku pióra księdza Lutosławskiego nie ma wątpliwości, że źródłem inspiracji jest Opatrzność Boża, a jej treść jest redagowana w Imię Boga Wszechmogącego z podziękowaniami za odzyskanie wolności i niepodległego bytu narodu polskiego który tę konstytucję stanowi. Mamy zatem do czynienia z faktem powołania państwa niepodległego stanowiącego kontynuację Polski przedrozbiorowej.
 
Konstytucja uchwalona 23 i promulgowana przez prezydenta RP 24 kwietnia 1935 roku nie zawierała odrębnej preambuły i przejęła wprost z konstytucji „marcowej” artykuły związane z uprawnieniami obywatelskimi (99, 109-118, 120). W związku z tym obydwie przedwojenne konstytucje mogą być traktowane jako jeden akt, ze szczególnym uwzględnieniem preambuły z 1921 roku. 
 
Charakterystyczną cechą obu konstytucji jest określenie państwa polskiego jako tworu niepodległego o charakterze chrześcijańskim. Wynika to zarówno z treści preambuły, zapisów (w konstytucji kwietniowej) rozdziału o państwie, a także w rocie przysięgi prezydenckiej. Podkreśla się ponadto ciągłość polskiej państwowości w sensie historycznym i ideowym w odniesieniu do państwa przedrozbiorowego.
 
W odróżnieniu od obydwu wymienionych konstytucji akt z 2 kwietnia 1997 roku nie ustanawia w preambule niepodległego państwa polskiego, oświadczając jedynie, że w 1989 roku odzyskaliśmy możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o losie ojczyzny. Mamy zatem dowód kontynuacji PRL, co jest o tyle istotne, że w tym czasie istniało niepodległe państwo polskie, reprezentowane zarówno przez rząd na uchodźstwie, jak, przede wszystkim, prezydenta RP, sprawującego urząd zgodnie z prawnie obowiązującą konstytucją z kwietnia 1935 roku.
 
Użyty w akcie z kwietnia 1997 roku zwrot: „ My Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej…” jest po prostu nonsensem, bowiem albo ogranicza obywatelskość tylko do osób polskiej narodowości, albo nakazuje wszystkim obywatelom Rzeczypospolitej stać się Polakami. Pomijam już taki lapsus jak przyznanie obywatelstwa w państwie, które dopiero na podstawie tej konstytucji ma powstać, chyba, że uznaje się że obywatelami RP są obywatele PRL, ale to trzeba było wprost napisać.
 
Dalej jest coraz gorzej; zamiast tradycyjnego polskiego „Invocatio Dei” używanego we wszystkich polskich konstytucjach, odnotowujemy pokrętny sofizmat o wierzących i niewierzących, przy czym pojęcie Boga ogranicza się jedynie do źródła „prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna”, co nie ma nic wspólnego z religijnym pojęciem Boga w wierze chrześcijańskiej, a jedynie może chodzić o próbę definicji pseudofilozoficznej, lub masońskiej.
 
Dla ludzi wierzących w Boga wymienione dobra nie mają identycznej definicji, zależy to od wyznania, i dlatego obie przedwojenne konstytucje podkreślały jej chrześcijański charakter.
 
Wprawdzie w dalszym ciągu preambuła do konstytucji 1997 używa pojęcia wartości chrześcijańskich, ale w kontekście wartości „ogólnoludzkich” bez jakichkolwiek wyjaśnień, tak jakby wartości chrześcijańskie nie były ogólnoludzkimi.
 
Oczywistym kłamstwem jest użycie pojęć „Pierwszej i Drugiej Rzeczpospolitej”. Taki podział państwa polskiego nigdy nie istniał, a użycie go w ślad za komunistycznym pseudohistorykiem Henrykiem Jabłońskim ma oczywisty cel polityczny – możliwość odcięcia się od przeszłości, ciążącej swoimi nakazami zarówno twórcom PRL jak i „III Rzeczpospolitej”.
 
Preambuła wyraźnie nawiązuje do ciągłości z PRL, utyskując jedynie na „łamanie podstawowych praw w naszej ojczyźnie”. Nie ma ani słowa o bezprawnym pochodzeniu PRL i zbrodniach przez nią dokonywanych i akceptowanych.
 
Zamknięcie preambuły to stwierdzenie, że konstytucja ma być stosowana dla dobra „III Rzeczpospolitej”, a nie dla narodu polskiego.
 
Rozdział dotyczący państwa obejmuje w niej aż 29 artykułów (w konstytucji marcowej 2, a w kwietniowej 10 (w większości są to deklaracje z reguły bez pokrycia, pozostałe powinny być odniesione do ustaw). Przykładem może służyć art. 20 o społecznej gospodarce rynkowej, rodzący pytanie: jakie elementy tej gospodarki zostały wprowadzone w życie?
 
Kuriozalnym rozwiązaniem jest zaliczenie prezydenta do władzy wykonawczej, co z miejsca rodzi konflikt z równorzędnym organem wykonawczym – radą ministrów. Resztę można sobie darować.
 
Aż 56 artykułów poświęconych jest wolności, prawom i obowiązkom człowieka i obywatela. Można z góry określić, że taka ilość artykułów zmierza do ograniczenia tej wolności. Z tytułu można wnosić, że konstytucja ma ambicje boskie, albowiem usiłuje określić wolności ludzkie, a nie tylko obywatelskie, ponadto zawiera w znakomitej większości jedynie deklaracje bez konkretnych zobowiązań.
 
W konstytucji marcowej temu zagadnieniu poświęcono 34 artykuły, z których do konstytucji kwietniowej włączono jedynie 12 i to całkowicie wyczerpywało temat, reszta jest gadulstwem pokrywającym złe intencje.
 
Omawiając organy państwa, konstytucja kwietniowa z 1935 roku na pierwszym miejscu stawia prezydenta rzeczpospolitej, co jest o tyle logiczne o ile prezydent ma stanowić zwornik wszystkich władz państwa. Wymieniona konstytucja idzie dalej, bowiem realnie prezydent jest najwyższą władzą w państwie odpowiedzialną „przed Bogiem i historią”. W konstytucji marcowej prezydent jest czymś w rodzaju angielskiego króla, który „panuje, ale nie rządzi”, jest to instytucja zaczerpnięta najwyraźniej z konstytucji francuskiej i skierowana była ostrzem przeciwko Piłsudskiemu, który zresztą odmówił przyjęcia tego urzędu.
 
W konstytucji z 1997 roku urzędowi prezydenta poświęcono 19 artykułów, z czego na szczególną uwagę zasługuje art.144 zawierający aż 30 punktów uprawnień prezydenckich, z których znakomita większość dotyczy albo wnioskowania, albo zatwierdzania postanowień innych organów.
 
Pomijając sprawy drugorzędne, niejasne jest sformułowanie, wywołujące zresztą konkretne konflikty w odniesieniu do  „współdziałania z prezesem rady ministrów i właściwym ministrem w zakresie polityki zagranicznej”, powstaje bowiem pytanie: kto ma  głos decydujący?
 
Podobnie jest ze sprawowaniem „zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi”, które według tej konstytucji ma się odbywać „ za pośrednictwem ministra obrony narodowej”.
 
Prezydent może zwołać „radę gabinetową”, czyli rząd pod przewodnictwem prezydenta, tylko, że nie przysługują jej żadne uprawnienia, mamy też postanowienie o „czuwaniu nad przestrzeganiem konstytucji” bez wyjaśnienia z jakimi uprawnieniami jest to związane i czy w świetle tego prawa trybunał konstytucyjny nie jest organem prezydenckiej władzy?
 
Żenująca jest pozycja prezydenta jako petenta sejmu i trybunału konstytucyjnego przez składanie „wniosków”, które mogą być przyjęte lub odrzucone, a nawet mogą zmusić prezydenta do tłumaczenia się ze swoich wniosków.
 
Najłagodniej traktując, niezręczna jest pozycja prezydenta w uprawnieniach inicjatywy ustawodawczej, stawiająca go w sytuacji „strony w sporze” w przypadku odrębnych stanowisk organów ustawodawczych.
 
W sumie mamy do czynienia z bardzo kłopotliwym urzędem, którego godność i pierwszeństwo w państwie jest co chwila narażana na szwank.
 
Władza ustawodawcza regulowana jest przez konstytucję marcową w 35 artykułach, ustalających dwuizbowy parlament, posiadający wyłączność ustanawiania prawa w postaci ustaw, rola senatu wybieranego przez starszy elektorat (wymagane ukończenie 30 lat przez wyborców) podkreślona jest przez kwalifikowaną większość 11/20 niezbędnych dla odrzucenia uchwał senatu przez sejm.
 
W odróżnieniu od tego, konstytucja kwietniowa z 1935 roku nadaje prawo ustawodawcze prezydentowi przez możliwość wprowadzania dekretów w określonych warunkach.
 
Władza ustawodawcza parlamentu jest ograniczona w konkretnych przypadkach (budżet, zadłużenie). Należy odnotować wzrost znaczenia senatu przez ustanowienie kwalifikowanej większości 3/5 dla odrzucenia przez sejm uchwał senatu. Zmienia się skład senatu przez udział 1/3 senatorów mianowanych przez prezydenta.
 
Konstytucja z 1997 roku poświęca władzy ustawodawczej łącznie w dwóch rozdziałach 38 artykułów, w których rozszerza uprawnienia sejmu np. do prowadzenia czynności śledczych (art.111), pomniejsza też znaczenie senatu przez ograniczenie do zwykłej, byle bezwzględnej większości głosów sejmu niezbędnych dla odrzucenia lub zmiany uchwał senatu. W praktyce, takie rozwiązanie, w przypadku posiadania większości sejmowej przez jedno ugrupowanie, oznacza zbędność senatu, lub ograniczenie jego roli do organu doradczego.
 
Ten sam system wyborów sejmu i senatu stawia pod znakiem zapytania celowość powołania senatu, gdyż może tworzyć tylko repetycję składu sejmowego.
 
W rozwiązaniu konstytucji kwietniowej z 1935 roku zarówno różne granice wieku wyborców jak i uprawnienia prezydenckie decydują o innym charakterze tej izby. Współcześnie może to być reprezentacja samorządów, lub inne kryteria odróżniające skład wyborczy od sejmu.
 
Przesadzone są też ilości posłów i senatorów. Dla wykonania rzetelnej pracy ustawodawczej (bez pisania aktów wykonawczych) wystarczy połowa obecnego składu sejmu i senatu. Powinny też być ograniczone przywileje posłów i senatorów i koszty urzędowania, a szczególnie ograniczone kompetencje w stosunku do władzy wykonawczej i sądowniczej.
 
Władza wykonawcza najokazalej prezentuje się w konstytucji kwietniowej z 1935 roku, pochodzi z nominacji prezydenta i jest niezależna od władzy ustawodawczej. Takie rozwiązanie umożliwia planową i długofalową pracę rządu pod warunkiem przestrzegania ustaw.
 
W rozwiązaniach zarówno konstytucji marcowej jak i z 1997 roku rząd jest praktycznie zakładnikiem parlamentu, co nie tylko paraliżuje jego działalność, ale też zmusza do funkcjonowania jako obsługa życzeń i kaprysów sejmokracji.
 
Ważne jest też ograniczenie liczby resortów rządowych i ich obsad, politycznym przedstawicielem w ministerstwach powinien być wyłącznie minister jako przedstawiciel rady ministrów, a nie resortu wobec RM jak to faktycznie ma miejsce obecnie.
 
O losach samorządu pod władzą konstytucji z 1997 roku decyduje art. 167 czyli dotacje państwowe. Przed wojną nawet w okresie rządów sanacji ¾ dochodów samorządu terytorialnego pochodziło ze źródeł własnych. Obecnie ten stosunek jest bliski odwrotności i stąd samorząd staje się wykonawcą poleceń władzy centralnej.
 
Po roku 1989 nie zadbano o zwrot samorządom zagrabionych przez państwo własności i stąd zmuszone są one do życia „na łaskawym chlebie” rządu.
 
Z drugiej strony został stworzony trzeci szczebel samorządu – samorząd wojewódzki z całym aparatem wykonawczym i marszałkami na czele. Jest to wymóg unijnej biurokracji, która na tej drodze zmierza do „regionizacji” Europy i wyeliminowania państw z zarządzania nią.
 
Pisałem na temat samorządów i mogę tylko powołać się na moje publikacje, z których wynika, że ciężar organizacji samorządów musi być przeniesiony na szczeble najbliższe mieszkańcom, tj. samorząd bezpośredni i gminno-powiatowy, przy czym ten ostatni powinien być połączony. Natomiast samorząd wyższego szczebla może być stosowany wyłącznie tam, gdzie istnieją ku temu naturalne warunki, jak np. w niemieckich „landach”. W Polsce taka potrzeba nie istnieje, gdyż nie mamy tradycyjnie wyodrębnionych krain z wyjątkiem Górnego Śląska, który miał przed wojną odrębny samorząd. 
 
O sądownictwie mogę jedynie powtórzyć moją opinię o niezbędności wyodrębnienia i autonomii władzy sądowej, natomiast wewnętrzne zróżnicowanie i specjalizacja powinny być wyłączną domeną samego sądownictwa. W tym świetle bezprzedmiotowe staje się powoływanie odrębnego sądownictwa administracyjnego czy jakiegokolwiek innego.
 
Z tego powodu powinien być wyłączony z rządu urząd prokuratury i nadzoru wymiaru sprawiedliwości, podobnie jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych.
 
Pomijając całe pozostałe zbędne gadulstwo obecnej konstytucji, służące jedynie wywoływaniu zamętu i osłabianiu państwa, można stwierdzić że jej postanowienie końcowe, uchylające konstytucję PRL ma dwa zasadnicze aspekty:
 
- stanowi o kontynuacji bezprawnego tworu bolszewickiej hegemonii,
- nie uchyla jedynej prawnie umocowanej konstytucji jaką jest konstytucja z 23 kwietnia 1935 roku.
 
Nie wdając się w szczegóły można stwierdzić tylko, że obecnie obowiązująca konstytucja jest nie tylko tworem nielegalnym, ale ze względu na swoją treść – bardzo szkodliwym i dlatego jej zmiana i powrócenie na drogę prawa i prawdy jest pilnie niezbędne.
 
Święty Jan Paweł mówił „Prawda was wyzwoli”, ponieważ do tej pory nie żyjemy w prawdzie, nie jesteśmy jeszcze wyzwoleni.”
 
Do tych uwag można jeszcze dodać że akt z 2 kwietnia 1997 roku pozbawia państwa polskiego suwerenności i niezawisłości od obcych sił przez postanowienia rozdziału o źródłach prawa (art.91) o stosowaniu z zastrzeżeniem pierwszeństwa prawa obcego. Wprawdzie Trybunał Konstytucyjny kierując się wyższym patriotyzmem niż uznaniem prawa, orzekł o każdorazowej konieczności ratyfikacji tego prawa, ale nie jest to stosowane i nieuznawanie przez organa UE.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

01-04-2022 [22:18] - u2 | Link:

Kuriozalnym rozwiązaniem jest zaliczenie prezydenta do władzy wykonawczej, co z miejsca rodzi konflikt z równorzędnym organem wykonawczym – radą ministrów.

Z tego co pamiętam to był celowy zapis, aby Prezydent i rząd wzajemnie się kontrolowali. W myśl zasady: Prezydent wasz, czyli narodu (cokolwiek rozumie się pod tym pojęciem), ale rząd nasz :-)