To były dla mnie intensywne sportowe dni w trójkącie Jastrzębie Zdrój – Zakopane – Wrocław. W Jastrzębiu z udziałem moim, ministra sportu oraz wiceministrów aktywów państwowych i edukacji oraz szefów polskiej siatkówki (prezes PZPS i szef Rady Nadzorczej Polskiej Ligi Siatkówki) oraz gospodarza – prezesa Jastrzębskiego Węgla odbyła się konferencja prasowa w związku z inauguracją Centralnego Akademickiego Ośrodka Siatkarskiego.
Tą ideą zaraził mnie z 1,5 roku temu Adam Gorol, który przed kilkoma laty przejął Jastrzębski Węgiel tonący w kilkumilionowych długach, a teraz doprowadził go do mistrzostwa Polski i Superpucharu. Chodziło o stworzenie centrum dla siatkarskiej młodzieży, która kończy szkołę średnią i jest zdolna, chce grać siatkówkę, ale nie przebija się jeszcze do pierwszego składu. Szanse na przytrzymanie tej młodzieży przy piłce siatkowej, gdy zagwarantuje im się studia i grę jednocześnie, są znacznie większe.
Projekt ten z mojej inicjatywy pilotowałem w PZPS jeszcze jako wiceprezes. Podpisaliśmy na początku tego roku list intencyjny w tej sprawie – obecny zarząd PZPS dokończył dzieła. W swoim wystąpieniu powiedziałem, że jest to „V-Day” dla polskiej siatkówki, bo zainicjowanie tego ośrodka nakręci konkurencję także w miastach, w których odbywa się świetne szkolenie młodzieży, a są też tradycje akademickie, jak Gdańsk, Rzeszów, czy Warszawa. I że to, co się stało jest nie tylko dobre dla jednego klubu czy regionu, ale dla całej dyscypliny, bo pokazuje, że jak się ma wizję i przyjaciół, którzy mogą pomóc zdobywać środki finansowe, można wprowadzać w życie nowatorskie idee. To była ważna konferencja i dobry dzień dla polskiej piłki siatkowej i polskiego sportu.
Następnego dnia w Zakopanem zainaugurowaliśmy I Festiwal Polskich Filmów Sportowych. Idea powstała w tym roku, organizatorzy zgłosili się do mnie i zaproponowali mi objęcie tej jakże potrzebnej imprezy moim Patronatem Honorowym. Zgodziłem się, a po paru miesiącach namówiłem również do udzielenia Patronatu Honorowego wicepremiera, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina.
Zostałem też zaproszony do Jury, w skład którego weszli zarówno ludzie filmu, jak i ludzie sportu. Z bardzo znanych sportowców w Jury obecni byli piłkarz ręczny Artur Siódmiak (tak, ten od słynnego rzutu w ostatnich sekundach meczu z Norwegią na mistrzostwach świata, po którym weszliśmy do półfinału i ostatecznie wywalczyliśmy brązowy medal) oraz Sebastian Świderski (jak widać, spotykam go ostatnio dzień w dzień…). Przewodniczącym Jury był związany z futbolem Janusz Basałaj. Na I Festiwalu Polskich Filmów Sportowych zgłoszono prawie 60 dokumentów, podzielono je na dwie kategorie: krótki i długi metraż.
Galę prowadził znany dziennikarz Polsat Sport, związany przede wszystkim z siatkówką Jerzy Mielewski. W swoim wystąpieniu inaugurującym galę powiedziałem, że na naszych oczach i z naszym udziałem rodzi się nowa tradycja: przeglądu filmów polskich reżyserów, polskich producentów o sporcie – i ze już wiemy, że tę tradycję chcemy kontynuować…
Zdecydowaliśmy, że Festiwal będzie odbywał się co roku. Na pierwszy FPFS zgłoszono filmy z szeregu ostatnich lat, a w przyszłości zapewne będzie obowiązywać termin dwóch lat, choć ja osobiście jestem za furtką w postaci możliwości zgłaszania filmów, które w naszym festiwalu nie brały udziału. Nie ukrywam też, że myślimy też o polonijnej edycji festiwalu polskich filmów sportowych. Rodacy w Chicago czy Londynie pewnie chętnie by zorganizowali taki przegląd i w większym gronie zobaczyli.
Miałem zaszczyt wręczać główną nagrodę na I FPFS, która trafiła dla dokumentu Marty Prus o katorżniczych metodach treningowych rosyjskich gimnastyczek. Autorka filmu „Over the limit” otrzymała nagrodę w wysokości 15 tysięcy złotych, ale na Galę nie przybyła – właśnie urodziła synka…
Drugą nagrodę w wysokości 12 500 złotych w kategorii „długi metraż” dostał Ksawery Stefanik za ciekawą filmową sylwetkę Władka Kozakiewicza. Gdy autor dokumentu otrzymywał nagrodę i dziękował za pomoc m. in. Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej, pomyślałem o mojej wizycie w domu Władysława w Niemczech. Przyjechałem samochodem do małego niemieckiego miasteczka, ale w domu mistrza olimpijskiego z Moskwy z 1980 roku ugoszczono mnie ze staropolską gościnnością. Władka lubię, choć nie wszystkie jego decyzje rozumiem. A fragment filmu pokazującego sowiecką tłuszczę gwiżdżącą, żeby Polak nie zdobył złota na „Łużnikach” jest mocny. „Gest Kozakiewicza” – też.
I wreszcie nasz Wrocław. Fajnie, że po raz kolejny na Stadionie Miejskim mogłem uczestniczyć w konferencji prasowej siatkarskiej Gwardii Wrocław. Udało mi się pozyskać sponsorów dla tego naszego klubu – trzykrotnego mistrza Polski, który był też na podium europejskiego pucharu. Potężne spółki Skarbu Państwa weszły na pokład wrocławskiej siatkówki: to największy pracodawca w naszym kraju – Poczta Polska (zatrudnia 70 tysięcy ludzi) oraz Polski Cukier. Przypomniały mi się moje konferencje prasowe z szefami Polskiego Cukru w Bydgoszczy i Świdniku, gdy udało mi się pozyskać przychylność tej państwowej firmy dla żeńskiej siatkówki nad Brdą i męskiej na Lubelszczyźnie.
Siatkarze Gwardii Wrocław już bez Grzegorza Boćka (dalej gra na Dolnym Śląsku, bo w Cuprum Lubin), za to z Portugalczykiem Pereirą mogą teraz skupić się na siatkówce, a nie na sprawach bytowych. Oby przełożyło się to na zasłużony awans do Plus Ligi...
*tekst ukazał się w tygodniku "Słowo Sportowe" (20.12.2021)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 512
Zawsze podziwiałem pańską skromność panie europośle...
Ano :-)