Stary kapelusz na łóżku Picassa

Malarze i rzeźbiarze -wiadomo, artyści - tworzą inny, specyficzny świat. Nie lepszy od nie- artystycznego, nie gorszy, ale z cała pewnością różny. Na przestrzeni wieków malarze i rzeźbiarze , nieraz bardzo wybitni , wielokroć udowadniali, że nie tylko tworzą wielkie działa, ale też mają olbrzymie poczucie humoru oraz... szereg dziwactw. Oto szereg przykładów:
Hiszpański XVII-wieczny malarz Bartolome Murillo był znany nie tylko jako artysta, ale także jako człowiek bardzo religijny i gorliwy w wyznawaniu swojej wiary . Spędzał w kościele godziny całe, modlił się, kontemplował. Miał swój szczególnie ulubiony obraz, który przedstawiał słynną biblijną scenę zdjęcia Jezusa Chrystusa z krzyża. Gdy kiedyś zasiedział się w świątyni starszy kościelny, który marzył już tylko o tym, żeby zamknąć kościół i iść do domu zwrócił się do Murillo nie kryjąc zniecierpliwienia: „Powiedz Panie, jeśli mogę wiedzieć, czemu tak długo wpatrujesz się w ten obraz?”. Artysta, skrywając uśmiech, odpowiedział: „Czekam aby ci dobrzy ludzie na obrazie zdjęli w końcu Naszego Pana z tego krzyża”…

Rzeźbiarz je, nie płaci i wzywa policję

Rzeźbiarz Manolo, też Hiszpan – prawdziwe nazwisko Manuel Hugue (1872-1945) – mieszkał i tworzył we Francji. Jak wielu artystów, delikatnie mówiąc nie śmierdział groszem. Kiedyś do świetnej knajpy w Paryżu zaprosił poetę Maxa Jacoba (1876-1944). Ucztowali parę godzin, jedząc obiad składający się z wielu najdroższych dań i trunków. Po długiej biesiadzie Manolo skinął na kelnera i stwierdził: „Proszę o rachunek i policję…”. Oczywiście Hugue był bez grosza i od początku nie zamierzał płacić.
Ów Manolo miał doprawdy wielkie, ale też specyficzne poczucie humoru. Kiedyś właściciel znanej w Paryżu galerii sztuki Daniel Henry Kahnweiler (1884-1979) poratował kiedyś hiszpańskiego rzeźbiarza, zamawiając u niego za bardzo dużą kwotę rzeźbę. Postawił jednak jeden zasadniczy warunek: dzieło musiało być naprawdę duże. Manolo pracował, z nadzieją na okrągłą sumkę, dość szybko. Gdy przedstawił, to co stworzył Francuzowi, ten osłupiał. Rzekomo wielka rzeźba przedstawiała kobietę siedzącą w kucki – całość nie była większa od średniej wielkości taboretu… Gdy Kahnweler odzyskał głos i zrobił rzeźbiarzowi awanturę, Hiszpan spokojnie odparł: „ Gdyby ta pani wstała, z całą pewnością miałaby dobrze ponad półtora metra. Ale na razie jest zmęczona i siedzi”.

Jak Styka Jezusa malował...

Nasz rodak Jan Styka (1858-1925) był, jak jego kolega po fachu, wspomniany już tu Hiszpan Murillo, człowiekiem niesłychanie pobożnym. Do tego stopnia, że -jak legenda głosiła- malując swój słynny obraz przedstawiający Chrystusa, z pobożności malował go na kolanach. Współcześni powtarzali złośliwie, ze w trakcie tworzenia tego działa, malarzowi objawił się Jezus i rzekł do niego: „Styka, Ty mnie nie maluj na kolanach, Ty mnie maluj dobrze”. Jan Styka był człowiekiem nie tylko głęboko wierzącym, ale też pogodnego serca i nie obrażał się, gdy mu powtarzano tę anegdotę.

Inny nasz wielki artysta, tyle ,że wirtuoz fortepianu Artur Rubinstein (1887-1982) – ten sam, który w 1945 roku po koncercie w Nowym Jorku zagrał na bis „Mazurka Dąbrowskiego” - udzielił kiedyś wywiadu dla ukazującego się we Włoszech tygodnika „Epoca”. Opowiadał w niej o legendarnym hiszpańskim malarzu Pablo Picasso (1881-1973), z którym się przyjaźnił. W rozmowie z dziennikarzem z Italii podkreślał, że wiele się od Picasso nauczył, ale opowiedział tez o ich kłótni. Gdy ośmielił się zapytać Hiszpana, dlaczego maluje bez przerwy te same rzeczy, wściekły Picasso wybuchnął, piorunując Polaka swoim słynnym gorejącym spojrzeniem: „Co? Ty mówisz, że ja maluję te same rzeczy? Przecież ja ciągle jestem inny. Zmieniam się w każdej minucie i w każdej godzinie. Każdy nowy moment, to przecież nowe światło! Każdego nowego dnia patrzę na nawet te same przedmioty innym spojrzeniem!” Polski pianista, po chwili zastanowienia, może przekonany, a może dla świętego spokoju pokiwał głową i przyznał mu rację.
Tenże Picasso jest bohaterem innej cudownej anegdoty. Do jego pracowni przyszedł niegdyś sędziwy, ale przede wszystkim obrzydliwie bogaty francuski bankier i zakomunikował, że chciałby kupić jeden z obrazów malarza. Zadowolony Hiszpan pokazał kilka swoich prac, które wisiały na ścianie, a następnie zaproponował jedną z nich, jak to Picassa, zdecydowanie odległa od tradycyjnego malarstwa. Bankowiec długo kontemplował obraz , milczał, przystępował z nogi na nogę, w końcu skrępowany wykrztusił: „Mistrzu! Ja wezmę ten obraz, ale przyznam się Panu, że mówiąc wprost, nie mam pojęcia, o co w nim chodzi!?” Na co Picasso uśmiechnął się szeroko: „Och, to dziecinnie proste. Tu chodzi o dwadzieścia tysięcy franków”.

Jak Picasso z Gestapo się kłócił...

Skoro jesteśmy przy Pablo Picasso, był nie tylko wielkim artystą i wizjonerem, ale też skrajnym dziwakiem. Od dziecka miał obsesyjny strach przed… fryzjerem i obcinaniem włosów. Tak było do końca życia. Chodził miesiącami z włosami niczym u biblijnych proroków, odkładając z dnia na dzień wizytę w salonie fryzjerskim . Gdy ktokolwiek go do tego namawiał, nawet jego życiowa partnerka, francuska malarka Francoise Gilot (1921-…) wpadał w straszną złość. Fryzjera unikał skutecznie: albo zamykał się w komórce i sam sobie obcinał włosy z tragikomicznym skutkiem, albo też włosy obcinała wyrywającemu się artyście jego francuska przyjaciółka.

Picasso nie był wierzący , za to skrajnie przesądny. Miał szereg zabobonów, którym całkowicie ulegał. Nie wolno było położyć na jego łóżku kapelusza – bo to oznaczało, że w tym domu ktoś niedługo umrze. Zabronione było kładzenie na stole chleba spodem do góry – bo to miało przynosić nieszczęście. Choć był człowiekiem bardzo zamożnym, to absolutnie nie zgadzał, się aby jego starymi swetrami czy spodniami obdarować jakichś biednych ludzi. Obawiał się, że grozi mu, iż… upodobni się do człowieka, który nosi jego ubranie! Skądinąd był człowiekiem niezwykle, wręcz chorobliwie skąpym i nosił ubrania tak zniszczone, że właściwie nie nadawały się już do niczego. Zakup nowej marynarki, spodni, garnituru był dla niego katorgą, skądinąd jak dla wielu mężczyzn. Kiedy najbliżsi zmuszali go, aby poszedł w końcu do krawca, to od razu zamawiał szereg ubrań, aby mieć na długo święty spokój. Tyle że nowych ubrań nie używał, „donaszał” stare, a nowe wisiały spokojnie w szafie i powoli konsumowały je mole.

O tym, że hiszpański artysta miał i poczucie humoru i pewien dystans do siebie i swojej sztuki, świadczy o tym rozmowa z pewną damą, która zapytała go, czy rzeczywiście tak widzi naturę, jak ją odtwarza na swoich absolutnie abstrakcyjnych obrazach. Picasso odpowiedział bez wahania: „Skąd! Przecież to byłoby okropne!”.

Cóż, Picasso 48 lat po śmierci zdominował ten tekst. Na koniec pyszna anegdota z jego udziałem z okresu okupowanej przez Niemców Francji. Picasso z niej nie wyjechał. Niemcy wiedzieli , gdzie mieszka i ze snobizmu nawet często go odwiedzali. Każdemu Niemcowi, który zjawiał się w jego pracowni, artysta wręczał kopię swojego legendarnego obrazu przedstawiającego zniszczenie przez Niemców miasta Guernica w Hiszpanii. Podkreślał przy tym, że jest to… pamiątka. Pewnego razu przyszedł do niego gestapowiec, który bez przywitania wyciągnął z portfela kopię antyniemieckiego w wymowie obrazu i zapytał: „Czy to Pańskie dzieło?”. Na co Pablo Picasso odpowiedział zdecydowanie: „Nie! Wasze!”...

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (21.07.2021)