Nie dołączę do linczu na Janowskim

Rusza wreszcie Grand Prix! Początek cyklu na kultowej Markecie w Pradze, którą dobrze zna - a jeśli nie, to powinien znać - każdy szanujący się kibic żużla. Byłem tam szereg razy. Czuć tam niepowtarzalną atmosferę żużlowego pikniku. Zawsze tysiące kibiców z Polski, znacznie głośniejszych niż miejscowi. Morze polskich flag przy strumykach flag Czech.
No i spikerka prowadzona specjalnie dla fanów z naszego kraju przez Polaka. Wiele lat odpowiadał za nią wywodzący się z Gorzowa Krzysztof Hołyński. Niestety, nie ma go już z nami na tym świecie. Jego charakterystyczny głos, jego entuzjazm będę zawsze pamiętał. Niech odpoczywa w Pokoju Wiecznym! Wierzę, że Marketa w tym roku ponownie będzie polska. Zresztą zawody w Pradze zawsze czy prawie zawsze leżały polskim jeźdźcom. A teraz Bartek Zmarzlik i Maciek Janowski są w wielkim gazie.
I tu płynnie przechodzimy do ostatniego finału IMP rozegranego w Lesznie. Wiadomo, kto wygrał i kto był drugi. Właśnie ta dwójka. Na dokładkę na podium stanął - Janusz Kołodziej, który jest jak wino: im starszy, tym lepszy. Swoisty fenomen. Jego plastron dumnie wisi w moim biurze w Brukseli. Mam do gościa sentyment, także dlatego, że młodszym i znacznie młodszym, którzy chcą go wysłać na emeryturę, pokazuje, gdzie raki zimują.

Tak, wiem, że każdy oczekuje, żebym napisał teraz nie o człowieku, któremu nie warto spoglądać w metrykę - jak kobiecie! - czyli Kołodzieju, tylko o Maćku Janowskim i przebiegu finału (wiadomo) oraz tego, co stało się na podium (wiadomo). Otóż nie przyłączę się do nagonki na zawodnika Betardu Sparty Wrocław. Nie dlatego, że od wielu lat jeździ dla "mojego" klubu, którego przez osiem lat byłem prezesem i wiceprezesem. Po prostu nie lubię śpiewać w chórze - zwłaszcza, gdy melodia wydaje się być cokolwiek fałszywa.
Maciek walczy na torze ostro, ale na miłość Boską, Nicki Pedersen, dwukrotny mistrz świata jeździł znacznie bardziej bezpardonowo, ba, brutalnie. Casus Pedersena to nie jest jednak casus Janowskiego. To po pierwsze. Po drugie: Maciek Janowski chodzi swoimi drogami - stąd jego (i Piotra Pawlickiego) długi spór z trenerem Markiem Cieślakiem, skutkujący absencją w reprezentacji Polski. Przed zeszłorocznym, deszczowym Speedway of Nations w Lublinie namawiałem Maćka, aby z tego bojkotu zrezygnował i żeby wzmocnił Biało-Czerwonych, zwiększając szanse w walce z Rosjanami o złoto. Namówić się nie dał, niestety. Bez niego po raz drugi z rzędu zdobyliśmy srebro. Maciek z powrotem do kadry (Pawlicki też) wolał poczekać do objęcia steru przez Rafała Dobruckiego.
I konkluzja: nie ma co po tym finale i tym, co było po nim, na podium, znęcać się nad Janowskim. Tak, pojechał bardzo ostro. Tak, zszedł z podium przed tradycyjnym oblaniem się szampanami. Tak, ewidentnie, Zmarzlik z Janowskim byli na kursie kolizyjnym. Ale - UWAGA ! - równie ewidentnie obaj powinni jechać razem, w jednej parze (sic!) w reprezentacji na SoN!!! Może zatem - dla dobra reprezentacji Polski - warto "odchrzanić" się od Janowskiego?

*tekst ukazał się na portalu interia.pl (15.07.2021)