Trybunał Konstytucyjny - bijące serce Partii

Chyba wypada zgodzić się z Bronkiem Komorowskim, którego w rozrzewnienie wprawiały zmiany, jakie dzięki generałowi Kiszczakowi zaszły w Polsce. A jedną z nich jest na pewno zmiana narzędzia do wybijania ludziom z głów mrzonek i fanaberii. W czasach, gdy generał Kiszczak nie myślał jeszcze o Okrągłym Stole służyły mu do tego Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej.  Dzisiaj, kilkunastu starszych wiekiem sędziów Trybunału Konstytucyjnego - wyposażonych w nieograniczoną władzę - jest w stanie zastąpić tę całą uzbrojoną po zeby, często podpitą i znarkotyzowaną armię.

W bajeczce dla maluczkich, sędziowie ci mają strzec praw i przywilejów zagwarantowanych ludowi w Konstytucji, ale w praktyce, gdy tylko zajdzie taka potrzeba, bez wahania służą interesom tych, przez których zostali powołani. Sędzia Rzepliński oburza się na takie słowa, bo według niego sędziowie, tylko Polsce pragną służyć. Ale skoro tak twierdzi, to trzeba by go zapytać, czemu na przykład on sam służył,  gdy stojąc  obok ujadających na Prezydenta, posła Neumanna i starszego czekisty Czuchnowskiego - jednym głosem z nimi oskarżał  Prezydenta o złamanie prawa. Chociaż w opinii najwybitniejszych konstytucjonalistów nic takiego nie miało miejsca.

Albo, czemu służy, dążąc do zatwierdzenia skoku PO na skład Trybunału. Ma przecież świadomość, że jeżeli mu się powiedzie,  to pięciu odchodzących sędziów, powołanych wcześniej przez PiS, zastąpi piątka powołana przez PO i będzie prezesował Trybunałowi powstałemu w stu procentach z woli Platformy.

Według niego, taki skład Trybunału  nie będzie miał żadnego wpływu na jego orzeczenia, ale po dwudziestu pięciu latach naszych doświadczeń z Trybunałem można powiedzieć, że przeczą one zapewnieniom pana sędziego i że te sto procent Platformy w Trybunale, to również sto procent pewności, że wola większości Polaków, żeby Polskę naprawiać i dobrze zmieniać, trafi do kosza.