...Chonor & gojczyzna

Popełnianie błędów jest rzeczą lucką, a błądzenie jest immanentnie wpisane w poezję życia. Życie bez  kluczenia byłoby powtarzalnie nudne jak obiecanki zandbergowskich komunistów. Tezeusz nie zabłądził nawet w labiryncie i utłukł był Minotaura. Chłopcy (a i dziewczęta) z wiodącej onegdaj partii poprzez meandry ulic stolicy docierali precyzyjnie i dokładnie w jedno sowie miejsce gdzie dostawali się pod ostrzał mikrofonów i kamer „kelnerów”. I aby nikt ich nie pytał czemu tak elita (sic!) błądzi, zrobili sobie sejmiczną ustawkę z ustawą. Przegłosowali nietykalność i szlus, zresztą tą sycylijską metodą byli w stanie także dowieść, że 1+1=11. Byli…A że wszystko jak wkręt, da się wykręcić najznakomitszy cebeariusz Mariusz K na 100% ma już doń klucz. I to nie francuski.
Jak się popełni błąd duży, to można go później „naprawiać” jeszcze większym błędem. Politycy to nazywają w swoim slangu czy też kminie – ucieczką do przodu, co ostatnio rozgrywał jeden piłkarzyk z Brukseli.
Jednej polityczce z Szydłowca
majaczy się co noc – czarna owca
bo jej barana wzięli
do stada w Brukseli
sen-mara para z Titanica czy rudowęglowca
- spointował to limerykarz, mniemając, że obie jednostki pływające mają jedno wspólne dno.  Taką dualistyczną przestrzeń do satyrycznych analiz, zbudował ongiś profesor Jan Tadeusz Stanisławski dowodząc o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenie. I vice versa. W zależności co czas przybliżał. W polityce zaś podobny „dipol myślowy” można było obserwować w komunikatach o przewadze puławian nad natolińczykami. Czy też odwrotnie, w zależności czy wyż szedł znad Morza Martwego, bądź miał swoje epicentrum nad Wisłą. Ale to prehistoria, jak tłumaczy jeden cadyk z Czerskiej. Bo pogoda, o czym mowa była ciut wcześniej, miewa ewidentny wpływ na ceremonie, celebry, obyczaje, obrzędy, tradycję mówiąc oględniej.
Dziwnie się zmieniają nam dziś obyczaje
kiedy nastąpił pomór w jednym stadzie
 do drugiego stada już się wilk podkrada
i będą, oj będą DOŻYNKI – w listopadzie
- przewiduje fraszkopisarz i Bóg raczy wiedzieć, co to może znaczyć. Bo co innego symbolizują  dożynki gdzieś nad Narwią w Tykocinie, a inną tradycją są np. u takich ludożerców czy… polityków. Tradycja to istotna kategoria! Od songu „Tradycja – tradycja” – zaczyna się nawet sławetny musical „Skrzypek na dachu”… I jak tu nie trawestować..?! Nie żartując z pierwszej Figury trzech ideałów średniowiecznego rycerza…
Chonor & gojczyzna…
Nigdy nie wiadomo, co poetom po głowach krąży. A co dopiero krwistym satyrykom…oni muszą unaoczniać tradycyjne pojęcie rzeczy, jako sobie życzy Schopenhauer, tako satyrę definiując. A względność oglądu dookolności, to cała jej właśnie sztuka. To poszukiwanie też rysy, pęknięcia czy błędu. Właśnie w gdańskiej tivi panienka mówi, że „trzeba się wziąść do roboty”. No to nie mam wyboru i się biorę …a skoro kończę tę felietoniczną błędną teorię, to może jakiś jeszcze pamflecie czy paszkwil...?  Czy inny „wypiek” na przykład o tym, co różni poetę i satyryka...? ;)