„Gdy milkną oklaski”

*„Gdy milkną oklaski” – świetna książka. I o dopingu w sporcie – jak to się zmienia...
To doprawdy bardzo ważna książka. Nie jestem obiektywny, bo od początku byłem przy jej powstawaniu, podpowiadałem, aby wydawnictwo i autor, Maciej Zdziarski, sięgnęli do sportowców, których znałem osobiście, często jestem z nimi po imieniu, a nawet się przyjaźnię albo wychowałem się „na nich”, zakochiwałem się w polskim sporcie, gdy właśnie oni odnosili sukcesy. Mówię o publikacji „Gdy milkną oklaski …”. To, jak to określono w podtytule „Wywiady z mistrzami”.  Pozycję tę wydał krakowski Instytut Łukasiewicza. Zawiera rozmowy z legendami polskiego sportu. Możemy bliżej poznać ludzi, którym zawdzięczamy – jako Polacy – to, że wielokrotnie na arenach międzynarodowych rozbrzmiewała najpiękniejsza melodia świata – „Mazurek Dąbrowskiego”. To im zawdzięczamy dumę ze zwycięstw, medali, polskiej flagi, często na najwyższym maszcie, dramatycznych meczów, biegów, pojedynków, wyścigów. To reprezentanci Biało-Czerwonej rodziny, która dziesiątki lat powodowała i powoduje, że jesteśmy dumni, że jesteśmy Polakami, że pomimo okresu komunizmu i braku suwerenności mogliśmy pokazać polską siłę, , polski „power”, „polską krzepę” – jak to wykrzyczał niezapomniany ś.p. Bogdan Tomaszewski, gdy relacjonował nieprawdopodobne ostatnie okrążenie również ś.p. Bronisława Malinowskiego, mistrza olimpijskiego na 3 km z przeszkodami podczas IO w Moskwie(1980). 
 
Pora przejść do bohaterów tej książki. Jaka szkoda, że dwóch z nich nie doczekało jej publikacji. Mowa o ś. p. Jurku Szczakielu, naszym pierwszym indywidualnym mistrzu świata w najważniejszej dla Polaków dyscyplinie nieolimpijskiej, jaką jest oczywiście żużel oraz o mniej znanym w Polsce, za to bardzo znanym w USA i w świecie kolarstwa, wybitnym – na skalę globalną! – trenerze Edwardzie – „Edzie” Borysewiczu. Ten wychowawca kolarzy w Polsce, a potem trener kadry olimpijskiej w USA wychował między innymi Grega LeMonda, 2-krotnego mistrza świata i 3-krotnego zwycięzcy Tour de France.
 
Oni już są w sportowym niebie. Wywiad z trenerem Borysewiczem miał miejsce dosłownie kilka tygodni przed jego śmiercią. To, że udało się go Maćkowi Zdziarskiemu, autorowi rozmów, „złapać” w Polsce  (ponieważ „Ed” dzielił swój czas między Stany Zjednoczone  a nasz kraj), to wielki zbieg okoliczności, a  może lepiej powiedzieć „ręka Opatrzności”, bo inaczej tego wywiadu by po prostu nie było. A warto takich ludzi, jak „Ed” Borysewicz upamiętniać. Nie patrzę ludziom w metrykę, więc byłem mocno zaskoczony, gdy dowiedziałem się po jego śmierci, że nasz bohater miał 81lat!       
 
Zarzucano Borysewiczowi, że akceptował transfuzje krwi u swoich zawodników. Cóż, we Francji dalej legendą jest może największy kolarz tego kraju, obok Jacquesa Anquetila – Jean Stablinski, nasz rodak przecież, kultywujący polskie korzenie i polskie tradycje, który publicznie mówił, że dwa razy w roku przetaczano mu krew ,w tym raz na początku sezonu, a drugi raz przed Tour de France. Oczywiście w jego czasach dopingu w praktyce nie karano i, rzecz jasna, jego licznych tytułów mu nie odebrano : ani tytułu mistrza świata w 1962 roku, ani lauru zwycięzcy w La Vuelta a España. Ten syn polskich imigrantów z północy Francji po śmierci ojca pracował  w kopalni i dopiero w wieku 15 lat rozpoczął treningi kolarskie. Ciekawostką jest, że dopiero rok później, mając 16 lat uzyskał obywatelstwo francuskie! Cztery lata później startował w Wyścigu Pokoju, m.in.w Polsce, gdzie jechał w drużynie francuskiej Polonii(!), wygrał 2 etapy, a przez 4 jechał w koszulce lidera. Wygrał też 5 etapów w Tour de France, był 4 razy mistrzem Francji i zwycięzca szeregu klasyków, choćby na przykład Genua – Nicea w 1960, Paryż – Bruksela w 1963, Dookoła Belgii czy Paryż – Luksemburg w 1965. Rozpisałem się o nim, bo nigdy nie wstydził się swojej polskości, podkreślał swoje polskie pochodzenie i przyjaźnił się właśnie z trenerem Borysewiczem. Skądinąd tym, kim był Jean Stablinski (prawdziwe nazwisko: Stablewski) dla francuskiego kolarstwa tym samym był Polak Raymond Kopa czyli Kopaszewski dla francuskiego futbolu.
 
Cóż, wreszcie warto wymienić żyjących bohaterów tej książki, których jest zdecydowana większość. Moja ukochaną siatkówkę reprezentuje Tomasz Wójtowicz – „Czarny”, mistrz olimpijski (1976) i mistrz świata (1974) oraz czterokrotny wicemistrz Europy, który grając w lidze włoskiej zdobył Puchar Europy Mistrzów Klubowych. A poza nim trenerzy Witold Krebok, Jan Such i pochodzący z Nysy Jan i Grzegorz Rysiowie (ojciec i syn).
 
Poza trenerem Edwardem Borysewiczem reprezentantem kolarstwa jest mistrz jazdy na czas Tadeusz Mytnik. Futbol reprezentuje trzech trenerów, z których dwóch grało w reprezentacji Polski, a jeden z nich był jej podporą – Henryk Kasperczak, Jacek Gmoch i Andrzej Strejlau. Najważniejszą dla Polaków dyscyplinę nieolimpijską czyli żużel reprezentuje – poza wspomnianym już, zmarłym 1 września tego roku Jurkiem Szczakielem – w swoim czasie najlepszy żużlowiec z naszego Wrocławia Robert Słaboń (jego ojciec Adolf i syn Krzysztof też byli żużlowcami).
 
To fascynująca lektura! Cieszę się, że mogłem przyczynić się do jej powstania nie tylko poprzez napisanie przedmowy – co oczywiście jest rzeczą bardzo prestiżowa.
 
 *tekst ukazał się w tygodniku "Słowo Sportowe" (07.12.2020)