Państwo PO - a kysz! Nowy Zybertowicz

„Dbaj o swój krzyż, nie schylaj się po mało” – usłyszałam dziś w reklamie jakiegoś banku. Oj, dawno już musieli niektórzy sobie puszczać tę reklamę. Może i powiesili sobie wyszywankę nad łóżeczkiem, obok krzyżyka po babci, przy ogarku (niektórzy godzą rozmaite opcje), by przy codziennej modlitwie spojrzeć kątem oka na ten realistyczny, wiecznie aktualny przekaz, zanim po przekaz dnia zerkną do telefonu. Reklama w sam raz się pojawiła, by dopełnić refleksje po przejrzeniu nowej książki Andrzeja Zybertowicza i współpracowników pt. „Państwo Platformy. Bilans zamknięcia” (mam nadzieję). Prof. Zybertowicz ma wyjątkowo płodny okres w życiu, dopiero co zasypał mnie niesamowitą książką o samobójstwie Oświecenia, wydawałoby się nudny temat, a tu on futurystyczny, jak Huxleya się czyta, włosy stają na głowie sztorcem; bardzo jednak trudna, pełno w niej zagranicznych słówek, czytam więc powoli, doniosę Państwu, jak przeoram i przełożę na moje.
Więc na zamknięcie, mam nadzieję, państwa PO, otrzymaliśmy dzięki Autorom twarde dane o tym dziwnym państwie, w którym niektórym żyło się o wiele, wiele lepiej niż innym. Gdzie woda czysta dzięki UE i trawa zielona niewątpliwie, za to np. powietrze, mimo upomnień Unii, najgorsze w Europie. A tak było dobrze, gdy po 1989 roku zamknęliśmy niektóre dymiące i trujące pomniki komunizma, np. Skawinę. Przemysł u nas już głównie na montowniach się zasadza, więc raczej czysty, powietrze jednak fatalne. Badaniem organoleptycznym (węch) stwierdziłam, że na czystym i zielonym Ursynowie od paru lat powietrze nie ustępuje smrodem spalin Placowi Konstytucji, który opuściłam 8 lat temu. Za ten stan powietrza grozi nam zapłacenie 4 mld euro kar, naturalnie przez następny rząd, a więc sprawcy właściwie nie będą za to odpowiadać, pójdzie na konto nowych rządów. 
Niespotykana wcześniej stabilność władzy w Polsce, ukokoszenie się Polski w Unii Europejskiej po wejściu w 2004 roku, dotacje w wysokości 85,4 mld euro funduszy europejskich plus miliardy przekazanych rodzinom przez ponad 2 mln emigrantów zarobkowych, to przesłanki, pisze Autor, by uznać ostatnie 8 lat za okres wymagający osobnego potraktowania po rządach III i IV RP. To okres władzy gremialnie wspieranej i chronionej przed krytyką społeczną przez główne media, ukoronowany wielkim sukcesem międzynarodowym Polski (w Polsce zresztą mniej entuzjastycznie odbieranym) ukoronowaniem Donalda Tuska na króla Europy, tfu, na przewodniczącego Rady Europejskiej.
To okres wysokiego wzrostu PKB, szczególnie optymistycznie wyglądającego na tle ogólnego kryzysu i spadków w innych krajach Unii, i widocznych inwestycji (szczególnie – to już moja złośliwość) w ochodniczkowanie wsi kostką Bauma, w ogromne kosztowne stadiony i śliskie autostrady, którymi nie da się przejechać z północy na południe ani ze wschodu na zachód Polski. Niestety, zauważa Autor, zwykli obywatele PL nie skorzystali z wiele z tego wzrostu. Został on okupiony spadkiem siły nabywczej rodzin (poza żywnością, tanią dzięki deflacji, skądinąd zjawisku generalnie antyrozwojowym), zapaścią kolei i wzrostem zadłużenia.
Ze spraw społecznych – zapaść demografii, czwarta od końca przeciętna długość życia (76 lat),   dzietność trzecia od końca w Europie, ósma od końca na świecie, choć w Anglii Polki rodzą więcej dzieci niż imigrantki z Bangladesz. Groźne dla życia obywateli zaniedbania w systemie ochrony zdrowia (31 miejsce w Europie, po Albanii i Macedonii), najmniej lekarzy na 1000 mieszkańców (emigrują od 15 lat); niezrozumiałe samozadowolenie wyraziła kilka dni temu marszałek Sejmu na konferencji, gdzie wszystkie zdrowotne instancje alarmowały o kompletnej zapaści. Od 2012 roku szalony wzrost liczby samobójstw, szczególnie zrozpaczonych, tracących pracę mężczyzn; nic nie poradzę, najniższy od 1990 roku poziom samobójstw odnotowano w okresie rządów PiS – może ludzie po prostu mieli wtedy nadzieję? To jej brak zwykle jest przyczyną targnięcia się na życie. A może chodzi o małych przedsiębiorców, zbankrutowanych na oszustwach przy budowie autostrad i stadionów? 
Wyjechały z Polski miliony młodych ludzi i zamierzają wyjechać następne, „bo tu nie da się normalnie żyć”. Bo łatwiej wyjechać i znaleźć pracę zagranicą, niż w sąsiednim województwie, bo polikwidowano połączenia kolejowe, a ceny nieruchomości są drastycznie napompowane, bo złodziejskie kredyty, rządzenie się banków i tzw. liberalizm. Bo najczęstsza wypłata na rękę to 1600 zł, czyli bieda bez perspektyw, bo umowy „śmieciowe”, które rząd chciałby zastąpić podobno jednolitym kontraktem, co wcale nie jest takie halo. Poza tym, dlaczego wpadł na nowe pomysły dopiero parę tygodni przed wyborami?
Bo straszna, fatalna, makabryczna wprost jakość prawa, na co tyle razy zwracał uwagę śp. senator Zbigniew Romaszewski. Zła jakość prawa – pisze Zybertowicz – to zła jakość rządzenia, wynikająca czasem z lekceważenia, a często z nieumiejętności, a z tego logicznie wypływa zła jakość życia obywateli.
Czego obywatele najwyraźniej mają serdecznie dosyć. Można było przez lata wiele spraw poddawać dyskusji, ale władza wolała propagandę zaprzyjaźnionych mediów. Trzeba by słuchać obywateli i poświęcić trochę pracy na zaspokojenie ich potrzeb, nie tylko obdzierać ich podatkami i „dodatkowymi” opłatami na każdym kroku, ale i poświęcić im trochę ich własnych przecież pieniędzy.
Dyskusji początkowo w ogóle nie było, premier Tusk ogłaszał rozmaite akcje na bolączki społeczne – na gwałty kastrację pedofilów, na publiczne media likwidację abonamentu, na narkomanię „walkę” z dopalaczami itd. Potem dyskusja toczyła się w jeszcze niezbyt rozwiniętych bo nowych mediach „prawicowych”, zwalczanych wszelkimi sposobami przez medialny mainstream, łącznie z przemilczaniem, odsuwaniem, a wreszcie wyrzuceniem z pracy kilku grup nieprawomyślnych z punktu widzenia władzy dziennikarzy.
Do tego jednak potrzebne byłoby poczucie szacunku dla obywateli w Polsce, rozumienie ich potrzeby godności i innych potrzeb, wsłuchiwanie się w ich opinie, zamiast permanentnej propagandy przeciwko Polakom i ich zdaniu o otaczającym świecie. czyli trochę poczucia rzeczywistości. Zaskrzeczała ona rządzącym dopiero, gdy ku ich kompletnemu zaskoczeniu naród wybrał Andrzeja Dudę na prezydenta, a Kukiz dostał 20 proc. głosów.
Poczucia rzeczywistości zabrakło zarówno rządzącym, jak i czwartej władzy – głównym mediom, dofinansowywanym przez państwo dotacjami i reklamami. Od dawna głowiono się w tychże mediach, dlaczegóż to spadają na łeb na szyję nakłady gazet (i czasopism) oraz słuchalność i oglądalność mediów elektronicznych. Najwidoczniej czegoś w nich brakowało, dodam, że też niejednego (i osób, i tematów), było tam za dużo.
Medialny mainstream bowiem, zamiast wrócić do dyskusji o Polsce, wciąż tłucze Polaków po głowie, nie reprezentuje ich interesów, stosuje jeszcze więcej „pedagogiki wstydu”, i jeszcze więcej tych samych kłamstw. Dostał jeszcze większej schizofrenii; nic mu nie przeszkadza np. jednocześnie omawiać poważnego rozporządzenia ministra zdrowia (z PO) o zagrożeniach epidemiologicznych związanych z  masową imigracją z krajów tropikalnych, i nazywać „faszystą”, „nazistą” itp. polityków, przytaczających sformułowania i diagnozy z tych rozporządzeń.
Warto dokładnie przejrzeć zebrane w książce Zybertowicza statystyki bilansu zamknięcia rządów Platformy. Przygotowane przecież przez instytucje PO, a tak miażdżące dla Rzeczpospolitej III i pół. 
Andrzej Zybertowicz, Maciej Gurtowski, Radosław Sojak, „Państwo Platformy. Bilans zamknięcia”. Fronda, Warszawa 2015
----------------------------
Felieton z portalu sdp.pl