O plebiscycie „PS” i jego kuluarach i o siatkówce ...

*O plebiscycie „PS” i jego kuluarach i o siatkówce -„mrocznym przedmiocie pożądania"

Opadają już emocje związane z tradycyjnym już plebiscytem „Przeglądu Sportowego”, od kilku laty transmitowanym przez telewizję Polsat. Skądinąd pamiętam że jeszcze w 2016 roku PS” organizował ten plebiscyt wspólnie z TVP…
Zwycięstwo Roberta Lewandowskiego było całkowicie zasłużone i chyba nikt tego nie kwestionował. Z kuluarowych przecieków wynikało, że przez pewien czas prowadził jednak 2-krotny żużlowy mistrz świata Bartosz Zmarzlik. Ostatecznie był tuż za podium – na piątym miejscu – i pewnie wielu sympatyków „czarnego sportu” trochę się złości, że zabrakło go w pierwszej trójce. Cóż „Ladies First” – po raz pierwszy do „10” i od razu na podium wdarła się zwyciężczyni Roland Garros, wnosząca wielki powiew świeżości do polskiego sportu Iga Świątek.
Prawdę mówiąc, gdyby nie wygrał „Lewy” to byłaby to niesprawiedliwość. Co prawda w życiu i w sporcie pełno jest niesprawiedliwości, ale dobrze, że tym razem tego uniknęliśmy. Niektórzy narzekali, że np. Jan Błachowicz był za nisko, bo dopiero siódmy, ale takie głosy będą zawsze. Robert Lewandowski minimalnie i to w dosłownie w ostatnich sekundach przegrał w swoim czasie plebiscyt „PS” i Polsatu z Kamilem Stochem, rok później też niewiele z Bartkiem Zmarzlikiem, z kolei Kami Stoch też na ostatniej prostej, ponoć parędziesiąt sekund przed zamknięciem puli sms-ów z głosami, uległ w 2018 roku Bartkowi Kurkowi. W tym właśnie roku nasz wspaniały siatkarz, dziś grający w lidze japońskiej został MVP mistrzostw świata w Bułgarii i Włoszech, na których biało-czerwoni zdobyli złoto.
„Fortuna kołem się toczy” – tak, według Henryka Sienkiewicza w „Potopie” , powiedział przeor August Kordecki Szwedom, którzy nieskutecznie oblegali Jasną Górę… Ale „oliwa sprawiedliwa” i Stoch, który minimalnie przegrał w 2018 roku z Bartoszem Kurkiem, w 2019 z kolei ciut, ciut ale wyprzedził, jak już wspomniałem, Roberta Lewandowskiego. Teraz nie było wątpliwości.
Ale plebiscyt mamy już za nami i możemy zająć się bieżącymi wydarzeniami sportowymi, których przecież bez liku – mimo zarazy. Polski sport optymistycznie patrzy w przyszłość, skoro nie odwołano np. lekkoatletycznych mistrzostw Europy w hali, które w marcu odbędą się w Toruniu. Zresztą światowy sport też nie grzeszy pesymizmem skoro Igrzyska Olimpijskie w Tokio cały czas są w agendzie, mimo największej liczy zgonów i zachorowań w „Kraju Kwitnącej Wiśni” właśnie teraz. Osobiście zresztą cały czas wierzę – i deklarowałem to na tych łamach – że letnie IO w Japonii jednak się odbędą, choć pewnie z bardzo dużymi ograniczeniami, gdy chodzi o publiczność.
Przechodząc do bieżących wydarzeń sportowych: grają ligi – ligom Covid niestraszny. Niemcy przykręcają u siebie śrubę restrykcji, aby powstrzymać ekspansję zarazy, a kończąca jesienią tego roku swoją czwartą kadencję kanclerz Angela Merkel chce kompletnego „lockdown’u” w Niemczech do kwietnia – a u nas ligi grają. Zapewne będą grały do końca świata (a nawet jeden dzień dłużej). Byłem ostatnio na pasjonującym czterosetowym pojedynku, w którym 9-krotny mistrz Polski w siatkówce mężczyzn Skra Bełchatów, uległa u siebie Treflowi Gdańsk. Kibice uwielbiają takie mecze „z podtekstami”, bo przecież Bełchatów pożegnał się w zeszłym sezonie z Mariuszem Wlazłym, choć nasz mistrz świata z 2014 roku chciał tam grać. Był potem rozżalony i teraz napędził siebie i drużynę znad morza do gry na najwyższym poziomie.
Potem jako przewodniczący Rady Nadzorczej bełchatowskiego klubu, obserwowałem mecz Skry – też u siebie – z Asseco Resovią Rzeszów. Tym razem pięć setów i 2-3. Oba spotkania były świetną promocją siatkówki.
Wcześniej widziałem gładkie zwycięstwo Zaksy Kędzierzyn-Koźle, występującej od tego sezonu pod nazwą sponsora „Zakłady Azotowe” z GKS Katowice. Po 3-0 dla gospodarzy mogłem, rzut beretem, z Opolszczyzny pojechać na Dolny Śląsk, aby obejrzeć wiktorię Cuprum Lubin z sąsiadem z tabeli Cerradem Czarnymi Eneą Radom. Po sensacyjnym zwycięstwie Stali Nysa u siebie z wiceliderem Jastrzębskim Węglem i to aż 3-0, Lubin spadł na trzynaste, przedostatnie miejsce w tabeli PlusLigi. Był na nim przez 24 godziny, bo po zwycięstwie nad klubem z Mazowsza awansował oczko wyżej.
Rozpisuję się o tej siatkarskiej lidze , ale czynię to nieprzypadkowo. Przecież, o czym często zapominamy, męska PlusLiga, jest nie tylko Ligą Mistrzów Świata, bo grają w niej prawie wszyscy zawodnicy Biało-Czerwonych, którzy zdobyli złoto MŚ w 2014 roku (poza kapitanem Michałem Kubiakiem i MVP tych mistrzostw Bartoszem Kurkiem). Jest to też jedna z trzech najsilniejszych lig świata (obok tych z Włoch i Rosji). Siatkarze i działacze z innych krajów nie mogą uwierzyć, że każdy mecz PlusLigi i bardzo wiele meczów żeńskiej Tauron Ligi jest transmitowanych przez telewizję, a konkretnie Polsat Sport. Mało też kto wierzy, że szereg meczy Tauron I Ligi męskiej też jest w TV… A jak uwierzą, to zazdroszczą.
Okazało się, że siatkówka jest jak szczepionka: obie rzeczy są przedmiotem pożądania. Sporo znanych osób zaszczepiło się poza kolejnością, a wiceminister i poseł tak kochają siatkówkę, że wbrew prawu pojawili się meczu Jastrzębskiego Węgla… Czy to nie świadczy o tym, że siatkówka jest w Polsce swoistym fenomenem?

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (18.01.2021)