Francja i Niemcy miały grozić krajom, które nie chcą przyjmować imigrantów, w tym Polsce, że jeśli to się nie zmieni, przywrócona zostanie kontrola na granicach. Czy takie zagranie byłoby możliwe?
To jeden wielki blef. Cofnięcie zasad Schengen, co już zapowiadał prezydent Nicolas Sarkozy, byłoby kompromitacją państw, które by to przeforsowały, czyli Francji i Niemiec. Pokazywałoby to, że motory integracji europejskiej, jakimi są Berlin i Paryż tę integrację w tej chwili cofają. Schengen to jeden z okrętów flagowych integracji europejskiej. Jego zatopienie czy nawet czasowe zatrzymanie byłoby totalną kompromitacją. Uderzyłoby w polityczno-prestiżowe interesy Francji i Niemiec, wcale nie jakoś szczególnie w Polskę. Jeśli więc naprawdę takiej groźby użyto, a pani premier Kopacz czy jej ludzie się tego wystraszyli, to znaczy, że obecna władza jest kompletnie nieprzygotowana do negocjacji. Jeżeli w ogóle użyto takiej groźby, to był to szantaż dla maluczkich. Każdy poważny negocjator by to wyśmiał.
Wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski już zapowiedział, że Polska nie zmieni swojej polityki migracyjnej. Pytanie, dlaczego użyto tak poważnego straszaka. Czy Berlin i Paryż aż tak boją się napływu cudzoziemców?
Zwracam pana uwagę na ostatnie artykuły prasy niemieckiej, tej wyrażającej zwykle opinię rządu, czyli "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Była tam mowa, że 650 tys. ludzi przyjedzie do Niemiec w tym roku. To wydaje się liczbą mocno przesadzoną. Potem Thomas de Maiziere, minister spraw wewnętrznych Niemiec powiedział o 800 tys. To pokazuje, że Niemcy usiłują własne społeczeństwo zaprząc w rydwan pewnego sceptycyzmu do imigrantów i później użyć argumentu społecznej niechęci do ich przyjmowania. Rząd wyraźnie przesadza ze statystykami. Chce wywołać negatywną reakcję społeczną, żeby później tej reakcji użyć w rozmowach na szczeblu Unii Europejskiej i powiedzieć: nie ma zgody naszego społeczeństwa, więc kraje nowej Unii, w tym Polska, muszą się zgodzić się na nasz dyktat.
Czy Polsce faktycznie grozi zalew imigrantów? Przybysze częściej chcą przejechać przez Polskę, niż się tu osiedlać.
Oczywiście, że 95 proc. imigrantów będzie chciało przez Polskę przejechać, a nie osiedlić się u nas. Polska jest jednym z 6 najbiedniejszych krajów Unii Europejskiej, obok Bułgarii, Rumunii, Chorwacji, Łotwy i Węgier. Imigranci woleliby jechać do Niemiec, mniejszym stopniu do Słowacji i Czech. Natomiast nie wszyscy będą w stanie przejechać. Te kraje będą po prostu ryglować granice, więc bez złudzeń - większość tych ludzi tu zostanie. Słyszymy, że rodzina imigrantów ma dostawać 4150 zł miesięcznie. Wie pan, wiele rodzin w Polsce tyle nie ma.
Ile osób bylibyśmy w ogóle przyjąć na naszym terytorium?
Po pierwsze, przypomnę kompromitację z przyjęciem zaledwie stu kilkudziesięciu naszych rodaków ze wschodniej Ukrainy na przełomie roku. Okazało się, że organizacyjnie ta władza nie jest na to przygotowana. Tak naprawdę wiele zależy od, uwaga, nastawienia społecznego. Jeśli polskie społeczeństwo zaakceptuje przybyszy, jeśli to będą np. Polacy z Kazachstanu czy dawnych Kresów, Słowianie czy ludzie z dawnego Związku Sowieckiego, a więc w sensie kulturowym i cywilizacyjnym nam bliżsi, to ich akceptacja w społeczeństwie będzie większa, niż w przypadku przybyszy z Afryki i Azji. Społeczeństwo jest nastawione sceptycznie, bo ludzie widzą, co się dzieje w Europie i wiedzą, że Polska jest jednym z biedniejszych krajów Unii, i że kraje bogate chcą się dzielić problemem z nami. Przy tym społecznym sceptycyzmie wobec imigrantów Polska powinna bardzo twardo pokazać, że skoro przyjęliśmy sporo Czeczenów i Ukraińców (nawet jeśli ci ostatni nie mają statusu uchodźców politycznych, to jednak ich przyjęliśmy), to nowych ludzi po prostu nie powinniśmy przyjmować. Tym bardziej, że prawo unijne stoi za nami. Imigracja to sprawa wewnętrzna poszczególnych krajów członkowskich UE. Nikt nam formalnie nie może niczego narzucić. Chyba, że mamy rząd, który się boi własnego cienia i ulega Niemcom i innym większym państwom unijnym w każdej sprawie.
Rozmawiał Jakub Jałowiczor
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2533
A co Pan, jako europoseł, zrobił w tej sprawie dla obrony Polski i Europy przed totalną destabilizacją?
Zna Pan sposób na wygranie wyborów przez PO? Oto on:
https://www.youtube.com/…
Azylanci ... jedno proste pytanie...
Wymogiem uzyskania statusu "uchodzcy" czyli "Azylanta" jest chyba na calym swiece fakt zagrozenia zycia we wlasnym kraju???
Jesli tak jest to zupelnie niezrozumialym dla mnie jest fakt ze osoby na statusie Azylanta regularnie wylatuja na "urlopy" do swoich rodzinnych krajow.
Pomimo tego ze opowiadaja w jak strasznych warunkach z narazeniem zycia uciekaly przez zielone granice ... moga wykupic sobie lot i rok rocznie
wylatuja na przyn4 tygodniowe urlopy do rodziny . Najczesciej jako mlode osoby ...wlasnie na urlopach w rodzinnym kraju poznaja swoich przyszlych malzonkow...
ktorych to oczywiscie sprowadzaja do kraju ktory dal im schronienie przed rodzima dyktatura i krwiozerczym reżimem ...
Pytanie ... Czy osoby potwierdzajace w celu uzyskania azylu niebezpieczenstwo obawy o swoje zycie w ojczyznie ...maja jakies prawa do nieskrepowanych urlopow
w kraju ktory ich przesladuje ?
@autor
Francja i Niemcy, i inne kraje UE łamią traktat z Schengen przyjmując, pod różnymi lewicowymi pozorami, nielegalnie przekraczających granice zamiast ich deportować. Tym samym wykluczają się z Unii Europejskiej. Skoro jednak chcą powrotu granic to trzeba zacząć od granicy między NRD a RFN. Przyda się strefa buforowa.