Endecka wizja Ukrainy (1)

Politycy Narodowej Demokracji negowali narodowe aspiracje Ukraińców.
 
      Pierwsze symptomy ukraińskiego ruchu narodowego w końcu XIX w. publicyści endeccy starali się bagatelizować. Dmowski na łamach „Przeglądu Wszechpolskiego” z 1897 roku stwierdzał, że ludność ukraińska nie miała „ani poczucia tej politycznej indywidualności, którą przez wieki państwowego bytu wyrobić mogą, ani jasnej świadomości swych odrębnych potrzeb politycznych”. Równocześnie narodowi demokraci konsekwentnie używali wobec Ukraińców nomenklatury „Rusini”, „ruski”.
 
      Narodowi demokraci odmawiali wręcz Ukraińcom prawa do nazywania się narodem. W 1912 roku Balicki twierdził, że są oni jedynie „odrębną grupą plemienną szczepu wschodnio-słowiańskiego, ale nie są, ani nigdy nie będą ani narodem, ani samodzielnym żywiołem państwowym, nie są nawet żywiołem, na którym by jakakolwiek państwowość trwale oprzeć się mogła ze względu na właściwości swego charakteru”. Ponadto zauważał, że „Rusini (…) nie określili dotychczas nawet siebie samych, czy uważają się za odrębny naród, czy też za odmianę plemienną jednego narodu rosyjskiego i zajmują to lub inne stanowisko zależnie od czasu, miejsca i okoliczności”.
 
     Natomiast Popławski wskazywał, że „sprawa ruska” w ogóle nie istnieje, zaś antagonizm polsko-ukraiński raczej przypomina znane w historii „bunty i rzezie hajdamackie, niż jest przykładem świadomych aspiracji narodowych i politycznych”.
 
     Z kolei Stanisław Głąbiński  - profesor Uniwersytetu we Lwowie, ekonomista, prawnik, a także Prezes Koła Polskiego w Radzie Państwa dowodził, że „nie ma narodu ukraińskiego, istnieje zaś lud ruski”, zamieszkujący czasów wschodnią część Małopolski od wieków związaną z państwem polskim. „Rusini są tylko – przekonywał – cząstką narodu polskiego mówiącą w języku ruskim. Są zaledwie szczepem, który znajduje się na niskim poziomie rozwoju cywilizacyjnego i nie posiada określonych aspiracji narodowych i cywilizacyjnych”.
 
     Podobnie Franciszek Rawita-Gawroński – historyk oraz popularyzator dziejów Ukrainy, nazywał Ukraińców „masą ludową o nieustalonej nazwie, z narzuconymi jej przez wodzów wychowanych na pojęciach kozackiej wolności, pretensjami państwowymi o nieokreślonych granicach”.
 
     Jednocześnie przypisywano Ukraińcom wiele negatywnych cech. Zygmunt Miłkowski na łamach „Przeglądu Narodowego” pisał o Ukraińcach, że posiadają tzw. gatunkowość etniczną, czyli zespół cech wykształconych na skutek wielowiekowego oddziaływania czynników klimatycznych, fizycznych i historycznych. Takimi zaś cechami były w jego przekonaniu „bierność, złączona z podejrzliwą drażliwością”.
 
     Na łamach miesięcznika „Polak” wskazywano, że chłop ukraiński albo „pokornie krzywdę znosi, albo w dziki sposób przeciw niej się buntuje”, gdyż „Rusini są narodem politycznie ciemnym, nieokrzesanym, chciwym”. Twierdzono także, że Rusini prezentują „nader niski poziom rozwoju moralnego, (…) a znamieniem ich charakteru jest bierność, ułatwiająca działanie demoralizatorom”. Podkreślano też właściwe dla „rasy rusińskiej” „niedołęstwo i lenistwo rasowe”.
 
    Jednak pod wpływem strajków chłopskich z 1902 roku „Przegląd Wszechpolski” uznał, iż „kwestia ruska stała się niejako kamieniem probierczym poczucia solidarności narodowej w naszym społeczeństwie”, zaś Dmowski z ubolewaniem odnotowywał zjawisko występowania w polskim społeczeństwie tendencji ugodowych, a ich wyrazicieli nazywał pogardliwie „półpolakami”.
 
     Endeccy publicyści nie przeciwstawiali się dążeniom ukraińskiego chłopstwa do poprawy położenia ekonomicznego ale stanowczo krytykowali plany przyznania Ukraińcom prawa do rozwoju narodowego. Popławski dopuszczał nawet „zwalczanie” ukraińskich aspiracji, a  ww. „Polak” przestrzegał, iż „trzeba wyraźnie powiedzieć, macie wóz albo przewóz. Chcecie żyć z nami w miłości i zgodzie, to my was braterskim sercem przyjmiemy, a nie chcecie, to was przemocą do zgody zmusimy dla waszego dobra”. Narodowi demokraci podkreślali polityczny charakter strajków twierdząc, że ich celem nie jest poprawa statusu społecznego ukraińskiego ludu, lecz „stworzenie przepaści pomiędzy dworem, a wsią i o zagarnięcie ludu pod swoją komendę”.
 
      Narodowi demokraci odpowiedzialnością za rozwój kwestii ruskiej w Galicji obarczali samych Polaków, których „pobłażliwość polityczna”, „zwyczajne niedołęstwo i safandulstwo szlacheckie” przyczyniło się do wzmocnienia poczucia odrębności Ukraińców, mającej charakter wyłącznie społeczny, a nie narodowy. Wykluczano drogę przymusowej polonizacji, walki lub „wytępienia” żywiołu ukraińskiego. Popławski wskazywał, iż należy  zabiegać o wzmocnienie polskości na mieszanych terenach poprzez kolonizację polską w powiatach wschodnich, pomnożenie liczby kościołów rzymskokatolickich, wciągnięcie do pracy narodowej księży, szerzenie oświaty wśród ludu, zakładanie polskich szkół ludowych i czytelni oraz szeroką akcję „powołania” wszystkich Polaków do pracy kulturalnej, społecznej i samorządowej.
 
    Jednocześnie endecy uważali, iż inspiratorami powstania ukraińskiego ruchu narodowego byli Austriacy, a przede wszystkim gubernator Franz von Stadion. Balicki pisał, że „kwestia ruska powstała nie dzięki samym Rusinom, w więc nie dzięki ich odrębnej twórczej prężności, wymagającej odpowiednich dla siebie form polityczno-państwowych, lecz została wywołana z zewnątrz, przez czynniki w jej rozwoju zainteresowane”. Pogląd ten podzielał Zygmunt Wasilewski dowodząc, że „Rusinów w Polsce organizowały w naród Niemcy, łożąc na ten cel fundusze przez konsulat lwowski”, a każdy z tych żywiołów narodowych, reprezentowanych we Lwowie, Rusini i Żydzi mają jakąś dyrektywę polityczną spoza kraju i to zwróconą przeciw żywiołowi głównemu – Polakom”.
 
    Za niedopuszczalny przejaw poparcia rządu austriackiego dla narodowych dążeń Ukraińców uznali publikację na łamach wiedeńskiego dziennika „Die Zeit” artykułu Iwana Franki pt. „Das Polenthum auf zwei Fronten”.
 
    W związku z tym uważali, iż „powinniśmy sobie raz śmiało powiedzieć, że między naszymi poglądami na Galicję Wschodnią, a poglądami Rusinów jest zasadnicza sprzeczność i wyciągnąć odpowiednie konsekwencje”.
 
    Z konkretnym programem obrony polskiego stanu posiadania w Galicji Wschodniej wystąpiło lwowskie „Słowo Polskie”, propagując nową formę sprzedaży ziemi, polegającą na odsprzedawaniu jej wyłącznie w niewielkich częściach. „Małymi kawałeczkami po morgu, - pisano - po dwa morgi kupuje wszakże ziemię tylko sąsiad, dokupujący do folwarku grunt do gospodarstwa, a nigdy kolonista, osadnik, który kupuje całkowicie nowe gospodarstwo”. Jednocześnie publicyści pisma wystąpili z propozycją zorganizowania szerokiej „akcji parcelacyjnej”, która miałaby polegać na grupowym zakupie ziemi przez polskich osadników z zachodniej Galicji. Dzięki takim działaniom miano zahamować nabywanie gruntów w Galicji Wschodniej przez ukraińskich chłopów.
 
     Z kolei pismo „Ojczyzna” propagowało akcję uświadamiania narodowego ludności chłopskiej o niezbyt wyrazistym poczuciu tożsamości narodowej tzw. tutejszych. „Trzeba zrobić wszystko, - pisano - aby lud (…) poszedł do tych zruszczonych Polaków wytłumaczył im, aby wrócili do polskiej wiary i do polskiej mowy. Ich dziadowie, pradziadowie, a często i ojcowie byli Polakami, niechaj i dzieci będą Polakami”.
 
CDN.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika AŁTORYDET

11-05-2020 [11:49] - AŁTORYDET | Link:

Teraz widać, jaką orkę miał na Wołyniu, wojewoda Henryk Józewski. Ten sposób myślenia, a co gorsza traktowania Ukraińców, musiał doprowadzić do tragedii. Moskwicini to wykorzystali.