Mydło Zabłockiego, hipokryzja Brukseli, sztampa Genewy...

Wszyscy piszą o koronawirusie, a  ja nie chcę. To o czym mam pisać? Może o warszawskiej ulicy, przy której mieszka mój ojciec? A w zasadzie rodzina Czarneckich przez ostatnie 107 lat z niewielkimi przerwami. Ta ulica to Koszykowa. Mało kto wie, że obchodzimy  tym roku równe 250 lat, jak ją przeprowadzono na terenie dawnego Ujazdowa. Jednak nazwę –  oczywiście od „koszyków” ma „dopiero” od 135 lat.
A może napiszę o Unii Europejskiej? Owszem, ale to jednak byłoby w  kontekście COVID-19. Bo UE tak, jak z Brexitem niczego nie zrozumiała, ani niczego się nie nauczyła. Niby to związek suwerennych (27) państw, ale tak naprawdę królestwo. Królową jest w Unii Pani Hipokryzja. Oto przewodnicza Komisji Europejskiej, Ursula Gertrud von der Leyen, z domu Albrecht, krytykuje Polskę, ale też Danię i Czechy za zamknięcie granic w walce z koronawirusem. Cóż, dla rządów w Warszawie, Kopenhadze i Pradze najważniejsze jest zdrowie i życie ich obywateli, a pani na brukselskich włościach biadoli, że nastąpią ograniczenia w przepływie towarów. Tyle, że jak zaraz po tym Niemcy – ojczyzna Frau von der Leyen też zamyka granice, a konkretnie te z Francją, Szwajcarią i Austrią (tą z Włochami zamknęła już wcześniej sama Italia), to niemiecka przewodnicząca KE bierze wodę w usta i głośno milczy. I nie obchodzi mnie czy jest to  woda „Prikelnd” czyli nomen, omen „mit Gas”, woda gazowana czy może „ohne Gas”- znaczy niegazowana. Podwójne standardy w Brukseli to jedyna rzecz, która jest tam nieśmiertelna. Zaiste, „double standards”  to wizytówka UE.
Cóż, o Unii też mi się nie chce pisać. To może o WHO czyli Światowej Organizacji Zdrowia? Ale to też musiałbym czynić w kontekście koronawirusa –  mówi się, że Unia Europejska na tą epidemię zareagowała bardzo spóźniona, ale co powiedzieć o tejże WHO z siedzibą w Genewie? Trzymała się ona, niczym pijana płotu, swoich regułek, które kompletnie nie były adekwatne do takiego epidemiologicznego kataklizmu. Gdyby Korea Południowa, Tajwan czy Singapur słuchały się WHO, a nie uruchomiły własnego systemu badań przesiewowych, to by na tej sztamie z Genewą wyszli jak Imć Zabłocki na mydle. Tym, którzy nie wiedzą, jak to drzewiej było z panem Zabłockim, nawet jeśli czasem używają tego powiedzenia, informuje, że chciał Waszmość zarobić na sprzedaży mydła ściągając go z Gdańska w głąb I Rzeczypospolitej, ale chciał tez przyoszczędzić i mydła  nie oclił, tylko po zakupie przywiązał go w specjalnych pakunkach pod tratwami, które z owego Gdańska płynęły. Efektu możemy się domyślać...
Chciałem nie pisać o koronawirusie, ale zdaje się, że nie sposób. Siedzę w swoich czterech ścianach, bo słucham rządu i jego wezwania  „zostań w  domu”, ale jako człowieka czynu już mnie po paru dobach nosi, mnie przyzwyczajonego do podróży, spotkań, pracy z ludźmi.
Cóż, to najniższy koszt jaki możemy ponieść w związku z tym dramatem. Dramatem, który i tak Polskę, póki co, dzięki wysiłkom polskich władz i samych Polaków, oszczędza. …

*felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (25.03.2020)