Pandemia – jeden dzień po …

„The day after” – tytuł tego amerykańskiego filmu o wybuchu bomby atomowej posłuży mi za próbę opisania tego, co będzie po wiktorii nad koronawirusem. Ba, tylko kiedy ta wiktoria nastąpi? Brytyjscy eksperci przewidują, że dopiero … na wiosnę 2021 !  Ale może jednak ich analizy pochodzą z czasów, kiedy premier Jej Królewskiej Mości Boris Johnson uważał, że z względów na gospodarkę  nie należy zamykać restauracji, pubów, dyskotek, klubów, et caetera. Teraz zjadł własny język i zmienił zdanie – zdaje się, że ku rozpaczy niektórych naszych publicystów (w tym jednego prawicowego), którzy uważali, że trzeba  w Polsce kopiować model brytyjski i zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało... 
Polska „trendsetterem” 
Cóż, gdy chodzi o koronawirusa, to Polska wraz z Królestwem Danii i Republiką Czeską okazała się w  Europie „trendsetterem” – podobnie, jak z  Węgrami kiedyś w kwestiach imigracji. 
O ile jednak wiemy, kiedy następują zwycięstwa wojenne – bo albo zwieńczone są one traktatami pokojowymi albo jasnym i spektakularnym wyrżnięciem armii przeciwnika na polu walki – o tyle ostateczne zwycięstwo w zapewne bardzo długiej wojnie z COVID-19 będzie rozłożone w czasie. Ta walka zakończy się, prawdopodobnie z wielkimi stratami, różnie na różnych kontynentach i różnie w różnych ich częściach. Jeśli ufać oficjalnym danym, to Chińska Republika Ludowa ma już najgorsze za sobą, ale jedno z dwóch – obok właśnie Chin – najliczniejszych państw świata czyli Indie, dopiero wchodzą na tę tragiczną drogę pandemii. Podobnie jest z największym muzułmańskim państwem świata czyli z liczącą 270 milionów obywateli Indonezją. Na Starym Kontynencie natomiast w chwili, gdy Europa Południowa toczy śmiertelny bój, to nasz region – Europa Środkowo – Wschodnia ponosi straty relatywnie wciąż niskie, choć oczywiście statystyka nie zmniejszy rozpaczy rodzin tych, którzy odeszli. Chcę wierzyć, wierzę i są takiej wiary podstawy, że straty na froncie z COVID-19 w Polsce (i np. w Czechach) wynikają ze znacznie szybszej reakcji państwa, świetnie zorganizowanej pracy służb i znakomitej samodyscypliny społeczeństwa- zupełnie inaczej niż to działo się czy dzieje się w Italii czy w Królestwie Hiszpanii-a nie z powodu faktu, że pandemia falami zagarnia kolejne regiony Europy.  Ale i tak zapewne tsunami koronawirusa dopiero do nas nadejdzie. 
Być przygotowanym na życie „po” 
Zatem jeśli najtrudniejsze dopiero przed nami i zapewne większością europejskich krajów, to jaki jest sens mówienie o tym, co będzie „the day after”? Po pierwsze: trzeba żyć nadzieją. Po drugie: już dziś trzeba sobie wyobrażać życie państw i narodów po koronawirusie. To trochę tak, przepraszam za porównanie, jak w czasach okupacji niemieckiej setki ludzi w Polskim Państwie Podziemnym w ramach Delegatury Rządu na Kraj pracowali, aby przygotować naszą państwowość, w  wymiarze gospodarczym, społecznym, systemu zdrowia, naukowym, itd. do czasów pokoju.                             
A więc?  Jak będzie? Zapewne całe gałęzie przemysłu przejdą przez pandemię niemal suchą nogą, nie zmniejszając produkcji, a nawet ją… zwiększając. Myśleć tu należy przede wszystkim o branży środków medycznych, dezynfekcyjnych, ale też przemysłowi spożywczemu nie grozi specjalne trzęsienie ziemi: nieczynne są i przez jakiś czas będą restauracje czy bary, ale siłą rzeczy ludzie jeść muszą i popyt gospodarstw domowych na jedzenie wyraźnie rośnie. Mówię o tym dlatego, że choć gospodarka jako całość poniesie w każdym kraju olbrzymie straty, to absolutnie nie rozłożą się one równomiernie na różne sektory. 
Co do pakietów pomocowych, które w ciągu 48 godzin, a więc w zasadzie równolegle zostały ogłoszone we Francji Wielkiej Brytanii, Polsce i Niemczech, to nie są one po to, jak rozumiem, aby całkowicie zrekompensować straty – bo to niemożliwe, ale żeby przejść przez ten dramatycznie trudny czas – do tego nie wiadomo jak długi? – no, może nie suchą nogą, ale też nie tonąc.   
Po pandemii zadziała ekonomiczna sinusoida, a więc olbrzymie ożywienie gospodarcze i inwestycyjne, bo ci na świecie, którzy  dysponują wielkim kapitałem teraz nie mają go gdzie inwestować – chyba, że w sektor medyczny i okołomedyczny. Paradoksalnie, kto przeżyje kataklizm ekonomiczny związany z  pandemią – będzie miał szansę ekspansji, bo siłą rzeczy konkurencja zapewne się trochę wykruszy, a produkcja w poszczególnych branżach będzie jednak mniej lub bardziej ograniczona. 
Lepsi ludzie, solidarne wspólnoty? 
Ale nie tylko samym chlebem żyje człowiek. Jakie będą narody, społeczeństwa, wspólnoty po pandemii? Mamy do czynienia – nie tylko w Polsce, choć to Polska dla mnie jest najważniejsza i cieszę się, że świeci przykładem – z erupcją szlachetności, zdrowego rozsądku, samodyscypliny, ba, autentycznego poświęcenia ze strony wielu ludzi i całych środowisk (myślę o gros pracowników różnych służb). Czy to będzie fundament budowy lepszych relacji międzyludzkich i społecznych w poszczególnych krajach? Czy od tej pory rzeczywiście już „nic nie będzie takie samo”? Życie pokaże. Oby… 
Wszak żeby jednak zobaczyć jak to będzie „the day after”, trzeba najpierw dotrwać do końca pandemii w dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym. Dlatego też #zostańwdomu#. Chuchajmy na zimne. Pamiętajmy, że era pandemii to czas gry zespołowej: indywidualne błędy, jak w  sportach drużynowych, kończą się źle dla pewnego zespołu (społeczności). 
 O polityce wewnętrznej pisać nie będę, bo „łaska Pańska na pstrym koniu jeździ” i choć po tak fantastycznym zadziałaniu ze strony struktur rządowych różnego szczebla wydawać by się powinno, że ludzie to docenią nie tylko w maju, ale tez na przykład w sierpniu czy wrześniu, to tak naprawdę zależeć to może w pewnej mierze od przebiegu pandemii w Polsce, skali ofiar i ludzkiego zmęczenia. Opozycja wie dobrze, co robi grając na przełożenie wyborów, bo stan autentycznego uznania i szacunku dla instytucji radzących, prezydenta i formacji politycznych sprawujących władzę nie jest wszakże, czego uczy historia, dany raz na zawsze... 
W wymiarze zewnętrznym prorokować jest trudniej, ale jest prawdopodobne, że Włosi, Hiszpanie i inne nacje nie zapomną Unii Europejskiej „grzechu zaniechania” czyli bezradnej powściągliwości i braku pomysłów na solidarne działanie UE-27  oraz unikanie realnych odpowiedzi ze strony instytucji unijnych na dramatyczne wezwanie, jakim był i jest COVID-19.  
Pandemia przeora świadomość ludzi, może też w jakimś stopniu zmienić (jak bardzo?) światowy układ sił. Na razie nie ma podstaw, aby sądzić, że zmieni mapę polityczną Polski. Stanowczo jednak odradzałbym z tym związana pychę – zbyt wiele czynników może przyczynić się do zmiany tej sytuacji… 
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (30.03.2020) 

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek1taki

01-04-2020 [09:24] - Marek1taki | Link:

Boris Johnson jest przykładem manipulacji przywódcami przez doradców i "telefony". Między wersją, że nic nie robimy, a zamykamy co się da jest w wypadku tej konkretnej epidemii miejsce na izolację ludzi narażonych z powodu wieku i chorób współistniejących. Na usprawiedliwienie naszych władz należy powiedzieć, że podjęli słuszne działania na początku z braku wiarygodnych informacji. To mogła być epidemia o wiele groźniejsza. Poza tym na tle innych rządów nasz rząd jest rybą.
Zaniedbania są bo nic nie robiono ani w styczniu ani w lutym. Nie zbierano informacji skoro ich nie zebrano, a nie zebrano skoro nie wyciągnięto wniosków.
Dochodzą informacje, że najpierw uniemożliwiono drogą administracyjną powrót Polakom do domu by później im organizować rejsy. To nic jeszcze. Zamiast po przylocie ich kwarantannować to z lotniska kazano im jechać do domów publicznymi środkami transportu by zakazili kogo się da z rodziną włącznie.
Kierowcom TIRów pozwolono wracać do domów - to nic złego, ale nie objęto (jak się okazało) izolacją ich rodzin. Przecież mogli mieć wybór, między izolowaniem w hotelu i bez kontaktu z rodziną a w domu razem z nią.
Wszystko to bez znaczenia w sytuacji gdy rozwiązaniem najskuteczniejszym byłaby kwarantanna osób wracających  z zagranicy zapowiedziana w lutym (kto chciałby to by jechał na narty jak miał zapłacone, świadomy kwaranntanny) oraz - i przede wszystkim - dobrowolna izolacja osób z grupy ryzyka. Koszt wczasów dla seniorów w warunkach małego zagęszczenia, w marcu-kwietniu na koszt państwa byłby zbyt niski i nie dał okazji do pogmerania w gospodarce, które spowoduje recesję. Sabotaż Panie Pośle - sabotaż i zdrada.
O jaką epidemię poza tym chodzi skoro równolegle trwają epidemie grypy i podobne zbierając większe żniwo. Chyba epidemię którejś z chorób brudnych rąk skoro słyszymy uporczywą propagandę mycia rąk, zakładania rękawiczek. Zarażenie koronawirusem odbywa się głównie drogą wziewną - ale "nie zaleca się stosowania maseczek". Zatem jaka jest rzeczywista epidemia? O czym w ogóle mówimy?
Na koniec obrazek z działania procedur państwa: w jednym z dzienników TV sanitariusz odpytuje staruszka posadzonego w karetce: Od kiedy Pan kaszle? Od 3 miesięcy. Starszy Pan siedzi podpierając się o kolana, mówi z wyraźną dusznością i głosem wskazującym na przewlekłą niewydolność oddechową. Sanitariusz kwituje sprawę, że wezwanie koronakaretki było niepotrzebne, zajęło ich cenny czas i karetka będzie miała przestój 2 godzin z powodu niezbędnej kosztownej dezynfekcji.
Na jakiejś podstawie karetkę wysłano, w ostateczności można było zebrać wywiad w mieszkaniu, na koniec w sytuacji gdy staruszka wykluczono w grupy ryzyka zakażeniem koronawirusowym to po co robić dezynfekcję - organizacyjny bałagan i medialna szopka.
To medialna orka świadomości ludzi, która w razie rzeczywiście poważnej epidemii może przynieść dezorganizację.
 

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

01-04-2020 [10:47] - Kazimierz Kozio... | Link:

Prof. dr Sucharit Bhakdi Specjalista w dziedzinie mikrobiologii. Był profesorem na Uniwersytecie Johannesa Gutenberga w Moguncji oraz szefem Instytutu Mikrobiologii i Higieny Medycznej, a także jednym z najczęściej cytowanych naukowców w historii Niemiec.   
„Obawiamy się, że 1 milion infekcji nowym wirusem doprowadzi do 30 zgonów dziennie w ciągu następnych 100 dni. Ale nie zdajemy sobie sprawy, że 20, 30, 40 lub 100 pacjentów pozytywnych na normalne koronawirusy już umiera każdego dnia.    [Rządowe środki przeciwdziałające COVID19] są groteskowe, absurdalne i bardzo niebezpieczne […] Oczekiwana długość życia milionów ludzi ulega skróceniu. Przerażający wpływ na światową gospodarkę zagraża istnieniu niezliczonej ilości ludzi. Konsekwencje dla opieki medycznej są ogromne. Już teraz usługi dla potrzebujących pacjentów są ograniczone, operacje anulowane, gabinety puste, zmniejsza się ilość personelu szpitalnego. Wszystko to wywrze głęboki wpływ na całe nasze społeczeństwo.    Wszystkie te środki prowadzą do samozagłady i zbiorowego samobójstwa opartego wyłącznie na strachu.”

Obrazek użytkownika nonparel

01-04-2020 [23:59] - nonparel | Link:

"Już teraz usługi dla potrzebujących pacjentów są ograniczone"
Być może, że usługi dla pacjentów są ograniczone. Nie skorzystałem np. z zaproszenia na sympozjum na temat współczesnych zasad leczenia alergicznego nieżytu nosa.
"Wszystkie te środki prowadzą do samozagłady i zbiorowego samobójstwa opartego wyłącznie na strachu"
Tylko proszę wytłumaczyć pacjentowi z ARDS, żeby przestał się bać. On ma gdzieś gospodarkę, ekonomię i bezrobocie, po prostu chce żyć.