Okruchy Pisma: Sen Boga

Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? (Mk 4,38)
 
Któż z nas nie prosi w swych modlitwach? Gorąco, żarliwie, gnany nadzieją płynącą z Jego obietnicy. „Proście, a będzie wam dane”. O pomyślność dla dziecka wstępującego na nową drogę życia. O zdrowie dla cierpiącej matki. O pomoc w wykaraskaniu się z życiowego dołka, o odrobinę nadziei, malutkie światełko w tunelu...

A tu nic. Bóg milczy. Czy w ogóle słucha? Może śpi - jak wtedy, na jeziorze Genezaret, w samym środku hulającego sztormu?

W takich sytuacjach tracimy równowagę. Goni nas paniczna myśl: a może wcale nie śpi? może po prostu Go nie ma?... Jeśliby był, to jako Wszechmogący a nieskończenie miłosierny nie patrzyłby obojętnie na nasze nieszczęścia! Czy to możliwe, że nic Go to nie obchodzi, że giniemy?

Czemu tak bojaźliwi jesteśmy? Czemu chcemy Mu dyktować, co ma zrobić, a co nie? Czemu wyrokujemy, co dla nas jest zgubą, a co zbawieniem?
Bo „jakże brak nam wiary”. W to, że On o nas nie zapomniał i nigdy nie zapomni. W to, że On wie lepiej.

Skoro tak - to mamy o nic nie prosić, bo i tak będzie, jak ma być, jak On postanowi? Więc jesteśmy jednak nic nie znaczącym trybikiem w żarnach historii, którymi On obraca? Więc jednak świat jest jedynie żałosnym teatrzykiem marionetek, gdzie wszystkie role zostały starannie zaplanowane, a nam pozostaje posłusznie je odegrać wedle woli Reżysera?

Nic podobnego. On obdarzył nas wolnością. Wolność oznacza też możliwość prośby. Lecz On pokazał nam też, że prosić znaczy prosić a nie domagać się.

Było to w Ogrójcu.