Kidawa-Błońska weszła w buty Komorowskiego

Polecam Państwu lekturę mojego wywiadu, udzielonego tygodnikowi „Do Rzeczy”. Rozmowę przeprowadził Maciej Pieczyński 
"Marionetka!”, „Będziesz siedział!”, „Przestań kraść!”, „Duda, ty ch…!”. Takie hasła wykrzykiwali demonstranci, zakłócający wystąpienie Andrzeja Dudy w Pucku, podczas setnej rocznicy zaślubin Polski z morzem. Czy tak właśnie będzie wyglądać ta prezydencka kampania? 
- Opozycja wzywa do usunięcia podziałów, a sama nakręca spiralę nienawiści. Problemem nie są same demonstracje opozycji, bo to normalne w demokratycznym państwie. Problemem są wulgarne ataki na Głowę Państwa czy oskarżanie prezydenta, znanego z uczciwości o to, że jest złodziejem. Zwolennicy głównej partii opozycyjnej schodzą do poziomu kreta na Żuławach - skądinąd to akurat blisko Pucka. Niestety, przyklaskują temu działacze Platformy oraz jej koalicjantów. Incydent w Pucku to przykład totalnego schamienia w polskiej polityce. 
W podobny sposób był atakowany pięć lat temu Bronisław Komorowski. 
- To prawda. Ale wtedy potępił to jego główny konkurent czyli Andrzej Duda. Teraz główna konkurentka atakowanego prezydenta dziękuje tym,którzy go atakowali. Przeciwnicy polityczni przerywali wiece Komorowskiego -fakt.To się jednak zdarza w demokracji, nie tylko zresztą w Polsce. Zakłócano wystąpienia Angeli Merkel czy Emmanuela Macrona. Trudno mieć o to pretensje. Czym innym jest jednak przerywanie przemówień, a czym innym rzucanie fałszywych oskarżeń i grożenie więzieniem, jak teraz wobec Głowy Państwa. Tego wcześniej nie było. PO udowadniał , że głoszona przez nią niegdyś  „polityka miłości” to było hasło z gruntu fałszywe,tak jak teraz to „zasypywanie podziałów” to tez oszustwo. Mamy do czynienia z podobnym odwróceniem pojęć jak w „Roku 1984”. Jak pamiętamy, u George`a Orwella ministerstwo pokoju tak naprawdę zajmowało się prowadzeniem wojen. Podobnie, gdy politycy Platformy Obywatelskiej mówią o miłości, to oczywisty znak, że tak naprawdę będą nam serwować nienawiść.  
 Z demonstrantami, atakującymi Dudę, spotkała się Małgorzata Kidawa-Błońska. Pytali ją nawet, czy ich agresywne okrzyki „było słychać”… A przecież kandydatka na prezydenta miała być tą milszą, sympatyczniejszą, bardziej koncyliacyjną twarzą Platformy. Tak ją postrzegali nawet przeciwnicy PO. Co się z nią stało? Uległa presji agresywnej kampanii?  
 - Pani Kidawa-Błońska skrupulatnie usuwa gumką myszką ten wstydliwy dziś dla niej fakt, że była kiedyś rzeczniczką rządu Donalda Tuska. Jak rozumiem, w propagandzie PO wszelkie odniesienia do byłego szefa mogą okazać się kłopotliwe. Być może dlatego tez Tusk wycofał się z kandydowania. Wracajac do byłej rzeczniczki jego gabinetu i jej ostatniego zachowania to zadecydowała o nim zimna kalkulacja. Uznala-może niesłusznie- ze nagonka na Prezydenta RP zwyczajnie jej się opłaca. Oczywiście pani Kidawa-Błońska z gracją rzecznika rządu Tuska może nawet zapewniać publicznie, że nie zgadza się z napastliwymi hasłami swoich zwolenników. To będzie jednak wyłącznie wersja oficjalna, dla mediów. Tak się bowiem składa, że nawet jeśli była oburzona zachowaniem protestujących-choć na taka zupełnie nie wyglądała - to z jakiegoś powodu nie zdążyła im o tym powiedzieć. Od 28 lat obserwuję kampanie prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Obie walczące ze sobą partie wydają olbrzymie pieniądze na czarne kampanie wymierzone w przeciwników. Jednak formalnie kandydaci na prezydenta obu formacji trzymają się od tego z daleka. Brudną robotę wykonują za nich firmy wynajmowane pośrednio przez sztaby. Kandydaci przynajmniej udają, że to nie są ich metody. Można powiedzieć, że ta amerykańska hipokryzja jest hołdem, składanym cnocie przez występek. Wolę kandydatów, którzy pozorują kampanie fair niż takich, którzy otwarcie i bez żenady stosują ciosy poniżej pasa. A takim właśnie ciosem jest namaszczenie przez byłą rzecznik Tuska hejterów, wyzywających jej oponenta od złodziei i grożących mu więzieniem.    
 A jak pan ocenia dotychczasową kampanię Małgorzaty Kidawy-Błońskiej? Czy to najlepszy możliwy kandydat PO na prezydenta? 
- Pani Kidawa-Błońska w tej roli jest sztywna, żeby nie powiedzieć drewniana. Widać wyraźnie, że to nie jest jej żywioł. 
 Dlaczego? 
 - Ona nie umie rozmawiać z ludzmi ,z tłumem. Podobnie jak większość polityków PO, boi się ludzi. Jest typowym platformersem. Uwielbia gabinety, kuluary, partyjne konwencje i konferencje. W takich „okolicznościach przyrody” czuje się dobrze. Natomiast już każdy występ przed publicznością, złożoną nie tylko z jej najbliższych partyjnych kolegów, a już zwłaszcza na świeżym powietrzu, to dla niej taki stres jak udział w programie „Randka w ciemno” dla zwykłego telewidza. Pod tym względem jest absolutnym przeciwieństwem prezydenta Dudy. Spotkania ze zwykłymi ludźmi wręcz go nakręcają. Podczas wieców wyborczych Andrzej Duda wchodzi na najwyższe obroty. Małgorzata Kidawa-Błońska w podobnych sytuacjach marzy, aby już się one skończyły.      
Kandydata PO nie jest jednak sama na polu walki. Dopóki szefem partii był Grzegorz Schetyna, ciągle mówiło się o kryzysie przywództwa. Pan zapewne, podobnie jak wielu Pańskich kolegów z PiS, życzył sobie jego rządów jak najdłużej. Tymczasem szefem Platformy został Borys Budka – młody, energiczny, żywiołowy, lubiany. Czy ta nowa twarz wiele zmienia? Słowem: czy boi się pan Borysa Budki? 
- Ja się boję tylko Boga. A Borys Budka jest ,hmm, pozbawiony boskich atrybutów. Owszem, twarz jest nowsza. To jednak niewiele zmienia. Nowa forma, ale stara treść. Nie wierzę, by Budka tchnął nowego ducha w obolałe ciało Platformy. Nawet gdyby chciał, to zawsze wyskoczy „Pani Gafa”, czyli Małgorzata Kidawa-Błońska i zepsuje wszelkie jego starania. Kandydatka PO na prezydenta weszła w buty Bronisława Komorowskiego.  
Może jednak Budka nad nią zapanuje? 
- Na pewno by chciał, ale ona jest mało sterowalna. Podobno nawet jeśli ustala treść swoich wystąpień ze sztabem wyborczym, to potem i tak robi swoje i wypada fatalnie. W grudniu politycy PO triumfalnie ogłosili, że mają świetnego kandydata na prezydenta, dzięki czemu teraz to już kampania ruszy z kopyta. Nic nawet nie drgnęło. PO straciła prawie dwa miesiące. Zamiast zwycięskiego marszu – strzały z kapiszona. Szczerze mówiąc mam wrażenie, że „platformersi” są tą kampanią zawstydzeni.  
Zostawmy platformersów. Przejdźmy do innej „nowej twarzy”, tym razem – biorąc pod uwagę realny staż polityczny – zupełnie nowej. Szymon Hołownia zaczął kampanię od przeprosin za spot, w którym zdaniem wielu komentatorów zakpił z ofiar katastrofy smoleńskiej. Czy Pana te przeprosiny przekonały? 
- Nie. Kompletnie nieistotna jest odpowiedź na pytanie czy pan Hołownia i jego sztab to ludzie całkowicie bezrefleksyjni i pozbawieni wyobraźni, skoro nie wiedzieli, że produkują spot, podgrzewający wojnę polsko-polską, czy też może to cynicy, którzy zagrali antysmolenska,znaczona karta. Jedno i drugie jak najgorzej swiadczy o kandydacie. Nie łudziłem się, coprawda,że Szymon Hołownia przyniesie nową jakość. Wydawało mi się jednak, że zgodnie z szumnymi zapowiedziami przynajmniej spróbuje pokazac jakąś trzecią drogę poza wojna przysłowiowych Tutsi i Hutu,jak to opisują ludzie sceptyczni do obu najwiekszych formacji. On jednak bardzo wyraźnie wpisał się w wojnę polsko-polską po jednej ze stron.   
W tej wojnie polsko-polskiej Wasi przeciwnicy niezmiennie używają tej samej broni. Argumentują mianowicie, że rządy PiS doprowadzą do wyjścia z Unii. Tymczasem według sondażu, przeprowadzonego niedawno na zlecenie portalu dorzeczy.pl, aż 80,7 proc. respondentów uznało polexit za „raczej” lub „zdecydowanie nieprawdopodobny”. O czym mówią te wyniki? 
- Zwracam uwagę na fakt, że to lider PO Grzegorz Schetyna jako pierwszy zaproponował przeprowadzenie referendum w sprawie obecności Polski  w UE. Skadinad referenda przeprowadzone ,a nie zapowiadane kosztowaly fotele premierów Matteo Renziego we Włoszech i Davida Camerona w Wielkiej Brytanii. Każdy Polak wie, że nawet jeśli PiS będzie spieral się z Brukselą, finalnie i tak, biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną i zagrożenie ze strony Rosji, do wyjścia z Unii za nic nie doprowadzi. Kwestia bezpieczeństwa jest dla nas najważniejsza. Bez wątpienia ważniejsza niż roznice zdań ,nawet głębokie  z UE. Być może narażę się wielu partyjnym kolegom, ale wcale się nie cieszę z tego, że aż 80 proc. Polaków popiera obecność Rzeczyspolitej w Unii. Gdyby nasze społeczeństwo było mniej euroentuzjastyczne, mielibyśmy lepszą pozycję negocjacyjną w rokowaniach z Bruksela. Gdyby Polacy byli naprawdę wkurzeni na Unię, to Bruksela bardziej by się z nami liczyła. Widać to na przykładzie Estonii, która uzyskała najlepsze warunki akcesji do UE w 2004 roku spośród wszystkich 10 panstw ,które wtedy weszły właśnie dlatego, że aż dwie trzecie obywateli nie popierało wejścia swojego kraju do Unii.  
Pretekstem do dyskusji o polexicie jest spór polskiego rządu z instytucjami UE o reformę sądownictwa. Co i rusz pojawiają się głosy o powiązaniu funduszy unijnych z praworządnością. Według doniesień medialnych grożą nam bardzo wysokie kary, jeśli PiS nie „wygasi” Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego… 
 - To nie jest spór pomiędzy Polską a UE. To jest spór pomiędzy poszczególnymi instytucjami unijnymi. Komisja Europejska opowiada się za tym, żeby odbierać fundusze unijne z powodu negatywnej oceny stanu praworządności w panstwach członkowskich . Zupełnie innego zdania w tej sprawie jest Europejski Trybunał Obrachunkowy, słusznie argumentując, że kryteria tej oceny przez KE są zbyt subiektywne, a przez to niesprawiedliwe. Bardzo krytyczne wobec pomysłu Komisji  sa tez Służby Prawne Rady Europejskiej.  
 Nawet jeśli tak jest, to KE w tym sporze wydaje się silniejsza. Jaką więc cenę przyjdzie nam płacić za reformę sądownictwa?  
- Celem nacisków Brukseli na rząd absolutnie nie jest obrona praworządności w Polsce. To tylko wygodny pretekst. Podobnie jak w swoim czasie pretekstem była sprawa Trybunału Konstytucyjnego czy wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej. Gdy podobnych praktyk dopuszczano się w innych krajach UE – problemu nie dostrzegano. Celem tych działan Unii jest -choć głośno nikt tego nie powie - ograniczenie konkurencyjności Polski. Nasi konkurenci chcą doprowadzić do sytuacji, w której Warszawa, zamiast walczyć o większe wpływy z budżetu UE na lata 2021-2027, będzie zajmować się tłumaczeniem, że nie jest wielbłądem. Ataki Brukseli to tylko kije - samobije, które mają ograniczyć wzrost znaczenia politycznego i gospodarczego Polski.    
 Ale PiS już wiele razy musiał wycofywać się z różnych kontrowersyjnych ustaw pod naciskiem Brukseli. Skąd pewność, że teraz będzie inaczej?  
- Bardzo uważnie analizowaliśmy metodę Victora Orbana, który ogłaszał odważne projekty ustaw, wiedząc, że UE będzie domagała się ich korekty. Z góry zakładał, że będzie musiał poświęcić część swoich legislacyjnych planów, aby przeszła inna ich czesc - ta zasadnicza. Z uśmiechem chciałbym zauważyć, że to była bardzo skuteczna metoda… 
Wróćmy na koniec do wyborów prezydenckich. Jaka jest ich stawka? 
- Toczy się walka o to, czy Polska będzie podmiotem polityki miedzynarodowej czy raczej, jakby chcieli nasi zewnętrzni konkurenci – klientem Berlina i Brukseli. Wygrana obozu patriotycznego może spowodować zmianę układu sił w Senacie. Przegrana zaś może spowodować próbę zmiany większości sejmowej poprzez wyciągnięcie z naszej koalicji -choć nie z PiS- posłów, rozczarowanych porażka . A to już grozi przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. Walka w tych wyborach toczy się więc nie tylko o to, czy Andrzej Duda pozostanie bardzo dobrym prezydentem RP , ale również o to, czy dalej rządzić będzie obóz niepodległościowy - Obóz Zjednoczonej Prawicy.