Komisja Europejska – i jej minusy

Powołanie nowej Komisji Europejskiej zbliża się wielkimi krokami. Formalnie nastąpi to za 19 dni, 1 listopada, choć wcześniej musi zatwierdzić  Parlament Europejski (22-23 października). Już dziś wiadomo, że PE odrzucił rekordową liczbę  kandydatów na komisarzy: po raz pierwszy w historii z Francji (Macron jest wściekły – „niósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka”) oraz również pierwszy raz z Węgier i Rumunii. W sumie w latach 2014-2019 europarlament nie zaakceptował siedmiu „komisarzy desygnowanych” – charakterystyczne, że aż pięciu z nich stanowili kandydaci z naszej części Europy. Pokazuje to stosunek „starej Unii” do „nowej Unii”. Struktura KE ustalona przez von der Leyen jest kontrowersyjna. Komisja straciła kolegialność  - nie ma już, nawet teoretycznie, komisarzy „równych sobie”. Jest też bardziej scentralizowana, a to oznacza więcej władzy dla eurobiurokracji. Prawdopodobnie zwiększy to uzależnienie komisarzy od aparatu urzędniczego. Wprowadzenia nowej formuły: dwóch wiceprzewodniczących „wykonawczych” i pięciu wiceprzewodniczących „zwykłych” ,nie obarczonych zadaniami – oznacza w gruncie rzeczy zwiększanie stanowisk bez ,w praktyce, realnych kompetencji. I eurosceptycy znów będą, poniekąd słusznie, mówić o przeroście „europejskiej biurokracji”.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (12.10.2019)