Edukacja na konwencjach PiS i PO

Jak się okazuje edukacja znalazła się wśród priorytetów i piątki Morawieckiego i sześciopaku Schetyny. 

Chętnie wysłuchałem co dwie najważniejsze partie polityczne planują w tej dziedzinie. Okazało się, że mimo, iż na co dzień PiS i PO mocno się zwalczają, to w dziedzinie edukacji ich stanowiska są zaskakująco zbieżne: i PiS, i PO nie wiedzą co począć ze szkołą. Są pomysły czasem zbieżne, czasem rozbieżne, wszystko na poziomie ogólników.
Obie partie mają takie same priorytety: innowacyjność, kreatywność, kompetencje miękkie ble ble itp, nikt jednak nie potrafi powiedzieć jak przełożyć to na konkretne działania. Partie zgadzają się też, że należy zmienić sposób kształcenia i oceniania pracy nauczyciela, poszerzyć wpływ rodziców na szkołę.
PO udało się przedstawić wizję szkoły: jej praca ma mieć dwa wymiary: lekcje i zajęcia pozalekcyjne. Rodzic odbierałby dziecko nakarmione, wesołe, z odrobionymi pracami domowymi, tak by móc się nim cieszyć, a nie pracować z nim. Same lekcje miałyby wyglądać tak jak 20 lat temu proponował prof. Handtke w reformie, która doprowadziła do radykalnego obniżenia poziomu zajęć.
Zajęcia pozalekcyjne przeprowadzaliby nauczyciele oraz ludzie (np. artyści) i organizacje zapraszane przez samorząd, rodziców, dyrektora. Z decyzji miałoby być wyłączone państwo (decyzje zapadają jak najniżej) finansowanie z programu złotówka za złotówkę (połowa państwo połowa samorząd, padła kwota 10 mld z budżetu na ten cel).
Skracając więc, szkoła ma być taka jak teraz + dużo zajęć pozalekcyjnych.
PiS nie przedstawił swojej wizji szkoły, może i bezpieczniej, bo 4 lata temu p. Witek przedstawiła ją dość szczegółowo i nic z tego nie zrealizowano, a nawet gorzej, zrealizowano coś innego, a potem wycofano się z tego wracając o status quo ante.
Nie mniej wiadomo mniej więcej jakie są deklarowane cele: ma wzrosnąć poziom. Dlatego program szkoły średniej ma być skorelowany z uczelniami, ma się odejść od testów na rzecz rozumu i wysokiej wiedzy ogólnej, ogólnie: ma wrócić to co przed reformą Handtkego. I stąd bierze się podstawowy spór między PiS a konglomeratem edukacyjnym zw. z PO skupiający sie na aktualnych programach: Bo te programy są ponoć bardzo wymagające, i aby je zrealizować trzeba wrócić do starych metod: nauczyciel mówi, uczniowie słuchają, robią ćwiczenia, są odpytywani, piszą klasówki. Ogólnie mają wkuwać a nie uczyć się przez zabawę, dyskusje, projekty, metody aktywne itp. Bo na nie nie ma już czasu.

Nauczyciel w szkole. Obie partie zgadzają się, że należy wzmocnić prestiż nauczyciela. I to znacząco. Wg PO warunkiem podstawowym powinno być tutaj lepsze uposażenie. Propozycje: podwyżka płac o ok. 600-400 zł w pensji zasadniczej (netto) plus płatne zajęcia pozalekcyjne (omówione wyżej) dla tych, którzy chcieliby zarobić w szkole więcej. Nauczyciel ma być też związany z jedną szkołą. Padły postulaty, by płaca ogólnie była trochę powyżej średniej (dokładnie tak jak mówi od lat Solidarność oświatowa)
Jeśli chodzi o PiS to twierdzi on, że prestiż nauczyciela jest bardzo ważny, ale wysokość zarobków nie jest tu najważniejsza. Nauczyciel ma być przewodnikiem ucznia, ciągle dokształcać się, mieć wysokie kompetencje cyfrowe (informatyczne) i bardzo dobrze rozumieć naturę elektronicznych pomocy dydaktycznych. Jak to zrobić? Tego PiS nie mówi. Zapowiada jednak skokowy wzrost nakładów na edukację, ale wtedy, gdy do szkół wejdą nauczyciele, których PiS wykształci wg wprowadzonego przez siebie elitarnego programu (zapewne za jakieś 8-10 lat). Warto też zwrócić uwagę, że PiS prowadzi b. stabilną politykę płacową w oświacie: pensje zasadnicze nauczyciela dyplomowanego o ok. 1000 zł niższe od średniej płacy a młodych nauczycieli bliskie płacy minimalnej. W tej kadencji dało to przyrost płac o jakieś 400 zł netto w liczbach bezwzględnych, choć przyrost wartość nabywczej zapewne jest ujemny.

Czyja szkoła? PO mówi tutaj wyraźnie: samorzadów, z wysoką autonomią dyrektora i nauczycieli łącznie z dobieraniem treści kształcenia, z kuratorem powoływanym przez samorządy. Treści programowe i kontrolę ich wykonywania ustalałaby Komisja Edukacji złożona ze specjalistów (de facto przejęłaby ona rolę ministerstwa).

Wychowanie. Jeśli chodzi o PO to temat ten miał znaczenie marginalne. Ogólnie: w szkole ma być wesoło, miło, fajnie, bez pruskiego drylu.
Wg PiS wychowywać ma szkoła razem z rodzicami. Partia zwraca też uwagę na wychowanie patriotyczne. Na czym ma ono polegać? Nauczyciel ma je prezentować swoją postawą. W obowiązującym dotąd programie PiS była też mowa o wycieczkach do miejsc historycznych, ale min. Piontkowski tego nie powtórzył.

Biurokracja w szkole. Obie partie przeciw, a biurokracji przybywa z każdym ministrem

Podsumowując:
Ani PiS ani PO nie ma holistycznej wizji tego co zrobić w szkołach. O ile PiS skupia się na szkole średniej to PO na młodszych klasach. PO swój program wypracowuje, a PiS miał go już dawno wypracowany, ale jak przyszło co do czego to wprowadził coś innego, z czego rakiem wycofał się i teraz zaczyna od nowa.
Ani jedna, ani druga partia praktycznie pomija kluczowe kwestie wychowawcze i uprawnienia w tym obszarze nauczyciela i szkoły.
Werbalnie cele obu partii są identyczne: kreatywność, innowacja, kompetencje miękkie, współudział rodziców, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że hasła te są jedynie totemami, pod które każdy podpina sobie swoje - często rozbieżne - treści. Obie partie dostrzegają też potrzebę zmiany kształcenia nauczycieli.
Podstawowa kontrowersja to kwestie programowe. Skupiają się one tym, czy szkoła ma być taka jak zdefiniowała ją reforma Handtkego (dzisiejsza szkoła) czy jak przed tą reformą (PiS).
Druga kwestia to finanse. PO deklaruje spore dofinansowanie szkoły (podwyżki 600-400 zł/mc-c w płacy zasadniczej + 10 mld/rok na zajęcia dodatkowe). PiS półgębkiem ale dość wyraźnie mówi, że nie będzie znaczących zmian jeśli chodzi o finanse chyba, że w szkołach będą tacy nauczyciele jakich PiS sobie  życzy.
Ogólnie ma się wrażenie, że mimo deklaracji o wadze edukacji obie partie traktują ją jak zło konieczne - żabę którą trzeba jakoś zjeść z możliwie niskimi stratami.
Są w jedna, dwie kwestie pilne, wymagające szybkiego załatwienia, a reszta to takie tam wyborcze gadanie. Jak "zażre" to może nawet zostanie wykonane.

 
 
 
  
*********************************
Moje zdanie
Centralizacja czy decentralizacja. IMO pomysł PO na kompletne podpięcie szkół pod samorządy to pomysł koszmarnie zły. Podobnie jak zbyt daleko posunięta autonomia nauczycieli. W całej PL powinny obowiązywać te same minimalne treści programowe, model oceniania, minimum standardów wychowawczych. Jeśli nie to nie ma szans egzaminy równe dla wszystkich uczniów, ani na trudną, różnicującą maturę, ani na standard i wagę świadectw szkolnych na rynku pracy. Jeśli zaś ktoś chce robić coś ponad minimum, proszę bardzo. Rodzi się też pytanie o sens przeprowadzania egzaminów maturalnych w obecnym modelu. Jeśli bowiem maturę co roku, bez względu na poziom, zdaje 80-90% wszystkich absolwentów szkół, to po co robić egzamin? Wystarczy świadectwo ukończenia szkoły. Matura ma sens tylko wtedy, gdy różnicuje pod względem wymagań rynku pracy.
Pomysł PO na zajęcia pozalekcyjne jest bardzo fajny (jeśli nie będą to zajęcia bezpłatne dla nauczyciela jak PO zrobiło gdy rządziło), podobnie jak pomysł, że jeśli nauczyciel chce dorobić w szkole pracą z uczniami to powinien mieć taką możliwość. Szkopuł w tym, że wszystko to było i zostało zlikwidowane, bo państwo polskie miało ważniejsze cele niż inwestycje w edukację dzieci. Bardzo mocno zdziwiłbym się, gdyby zjawili się w PL tacy politycy, którzy na rozwijanie talentów "tego co najcenniejsze - dzieci" przeznaczyli aż 2,5% dochodów budżetu rok w rok. Takie rzeczy nigdy w III RP nie miały miejsca jeśli już to odwrotne.
Zaś pomysł o finansowaniu "złotówka za złotówkę" oznacza po prostu, że bogate duże miasta będą miały szeroką paletę zajęć a uboga prowincja żadnych.
Natomiast gdyby połączyć szkołę średnią PiS i podstawówkę PO, to kto wie, mógłby być ciekawy efekt.

Model zajęć. Upadek poziomu szkół w PL to nie efekt wprowadzenia gimnazjów, ale reformy programowej Handtkego: nauczania metodami aktywnymi i zabrania nauczycielowi władzy w klasie (demokratyzacji szkoły). Metody takie są bardzo dobre i efektywne, ale w małych grupach, coś koło 10 uczniów i przy zadowolonym, stabilnym, pogodnym, mądrym, dowcipnym nauczycielu. Trudno uwierzyć, by dla jakiegokolwiek rządu w PL edukacja dzieci była aż tak ważna. Bez tych warunków zostaje to co jest: radykalny spadek poziomu nauczania i rozbisurmanienie uczniów.

Minima programowe. Jeśli szkoła będzie realnie wymagała od uczniów, ucząc i sprawiedliwie oceniając to efekt jest znany: w szkole będzie porządek, spokój. Tylko musi zostać podniesiony próg zaliczenia (nie może być łatwo), a złe zachowanie oznacza brak promocji, i muszą być spadkowicze. Dokładnie jak napisała 4 lata temu p. Witek w programie z konwencji PiS (brakuje, tego, że dyrektor musi być podpięty pod kuratora a nie pod interesy lokalnego samorządu). Wtedy rzeczywiście PiS mógłby zyskać dużo zwolenników wśród nauczycieli. Tyle, że przez 4 lata jakoś nie było prób wdrażania takiego programu. A - jak mówił prof. Waśko - wszystko było ustalone, były napisane ustawy i co?
Jednego nie rozumiem: dlaczego ludzie z konglomeratu oświatowego wokół PO tak bardzo sprzeciwiają się temu? Przecież słychać po wypowiedziach, że to ludzie inteligentni, a niektórzy z nich zęby zjedli na oświacie.

Prestiż nauczyciela. Jeśli PO nawet podniesie pensje nauczycieli o 400-600 zł, ale w środku szkoły będzie tak jak dotychczas (standardy gimnazjum) to nie będzie większych zmian. Gdyby PiS podniósł wymagania szkolne i wytrzymał przez 3-4 lata, ale zostawił nauczycielom niskie pensje to skończyłoby się to tak jak mówił jeden z dyrektorów szkół na konwencji PO: Uczeń spytał się go ile zarabia. Odpowiedział. Na to uczeń: to pan myśli, że ja jestem taki głupi, aby tak dużo się uczyć i tak mało zarabiać? Podobnie usłyszała też jedna z moich koleżanek - nauczycielka gdy próbowała motywować uczennicę do nauki: Moja matka jest sprzątaczką i zarabia więcej niż pani.
Jest coś dziwnego w podejściu ważnych figur PiS do edukacji i finansów - zarobków nauczycieli. Słuchając ich ma się wrażenie, że żyją oni w minionej epoce - świecie obecnym już tylko w ich wspomnieniach. Przykład: toruński kurator oświaty wypowiada się dla lokalnego radia na koniec roku szkolnego: Nie mogę tego zrozumieć, młody człowiek, ktoś przyjął go do szkoły, dał mu tak wysoką pozycję, a on strajkuje.
No i co można powiedzieć po takim tekście? Przecież ten "prestiż" itd. to niska pozycja w drabinie społecznej (ile osób chciałoby dziś by ich dziecko zostało nauczycielem?) + jakieś 1800 zł, za które ów młody człowiek musi opłacić mieszkanie, jedzenie, ubranie, bycie wzorem dla młodzieży, autorytetem dla rodziców. Minister Piontkowski dodaje do tego ciągłe dokształcanie i wysokie kompetencje cyfrowe (czyli nabyć własny sprzęt i oprogramowanie). Z drugiej strony PiS mówi wyraźnie (czy to Piontkowski czy we wcześniejszym programie): jeśli nauczanie w szkołach będzie takie jakie chcemy, to mogą być podwyżki nawet o 100%.
Zresztą, obiektywnie po prostu nauczycieli jest za dużo i nigdy nie będą mieli wysokich zarobków, chyba, że, wzorem lekarzy czy pielęgniarek, będzie ich za mało. W takich kwestiach polscy politycy są po prostu niewyuczalni.
Kończąc zaś temat prestiżu zawodu nauczyciela, to i PO i PiS bardzo mocno pracowali by był on możliwie niski. Klisze propagandowe wymyśliło PO gdy zabierała wcześniejsze emerytury (nauczyciel to jedna z najlepiej płatnych prac: zarobki na godzinę w pierwszej trójce w PL + lenie z niskim pensum, płatnymi urlopami, komunistyczna KN itd. itp.), a PiS po prostu wszedł w utarte koleiny np. okłamując ludzi, że nauczyciel zarabia średnio 6100 zł. Dodać też trzeba, że lata niskich pensji - w okresie kultu pieniądza - zrobiły swoje i dzisiejsi nauczyciele nie są ogólnie ani specjalnie mądrzy ani przenikliwi (choć swoją pracę mogą wykonywać zupełnie dobrze). Łatwo coś zniszczyć, trudniej odbudować. Gdybym jednak miał oceniać pomysły PO i PiS, to partia Jarosława Kaczyńskiego i Anny Zalewskiej mówiąc o odbudowie pozycji społecznej nauczyciela jest po prostu śmieszna. Zdaje się, że często powtarzane słowa ministra Piontkowskiego, że gdy nauczyciele zobaczą we wrześniu najwyższe podwyżki w historii (ok. 200 zł + wcześniejsze ok. 100 zł) to zmienią zdanie odnośnie PiS, są realnym odzwierciedleniem tego co czołówka tej partii myśli o dzisiejszych nauczycielem i pozycji społecznej tego zawodu.

Wychowanie. Zdaje się, że w tej kwestii i PiS, i PO nie mają sprecyzowanych poglądów. Uzgadnianie programu wychowawczego z rodzicami to unik. Bo muszą tu być jasne wytyczne kto ma ostatnie słowo. PiS mówi o wychowaniu patriotycznym, ale nie widać, by przez ubiegłe 4 lata specjalnie przejmował się tym tematem. Co prawda prof. Waśko mówił, że wszystko jest już dawno opracowane, przygotowane, jednak nawet gdyby to była prawda, to cóż z tego? 2 lata temu ten sam profesor mówił, że od 2007 jest ustawa o stosunkach wewnątrz szkoły (jak nauczyciele mają radzić sobie z trudnymi uczniami) i co? I nic.

Biurokracja. Póki urzędnicy będą kontrolowali szkoły, póty biurokracja będzie kwitła, a im więcej urzędów będzie miało takie prawa tym większy rozkwit biurokracji, bo co kontrolować jak nie ma papierów? Najbezpieczniej, jeśli każda czynność ma swój papier. W roku 2000 zapadła decyzja polityczna, że w szkole ma być jak w urzędach: rozliczamy się na zasadach prawa pisanego, a nie jak dotychczas na zasadzie rozmowy i zwyczaju. Tej decyzji nikt nie cofnął i póki będzie ona w mocy póty biurokracja musi się rozwijać.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której nikt nie mówi, a moim zdaniem, w perspektywie, może być ona bardzo niebezpieczna. Chodzi o trend przerzucania całej dokumentacji elektronicznej dot. ucznia na elektronikę, w dodatku prywatnej firmie z USA. Mając dane z librusa i facebooka ma sie praktycznie na talerzu całą PL za 20-30 lat. Wystarczy kliknąć myszką
A co to znaczy, że ani PiS ani PO nie wie co robić w szkołach? To znaczy, że sprawy będą puszczone na żywioł, a jak będą problemy - a będą na pewno - to stosowne władze będą interweniować, mniej lub bardziej udanie. Najprawdopodobniej rząd będzie zrzucał odpowiedzialność na samorząd a samorząd na rząd. Jest jedna sprawa, jak się wydaje, ważna - minima programowe. Tutaj myślę, że PO (samorządy) i PiS dogadają się po cichu w wakacje.

link do materiałów z konferencji Myśląc Polska 2015
https://youtu.be/mVH0C7fYE6I
https://youtu.be/Yte55-NOUa8
https://youtu.be/pJ7EUBlSulw

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Darek65

15-07-2019 [11:11] - Darek65 | Link:

Natura ludzka jest taka, że stara się omijać trudne tematy, woli iść na łatwiznę. U polityków trzeba to zrobić razy 2. Oni zawsze będą patrzeć przez pryzmat słupków poparcia, a rozwiązanie trudnego tematu powoduje, że trzeba coś starego rozwalić, co oznacza niezadowolonych przy urnie wyborczej. I nie ma tu myślenia, że ta zmiana może spowodować, iż za ileś lat ten temat będzie funkcjonował należycie. Bo liczy się tu i teraz. To się wiąże z tym, że taką mamy klasę polityczną. Do polityki w dużej mierze idą karierowicze, ludzie słabi i miałcy, którzy nie mogą się pochwalić żadnymi osiągnięciami. Wracając do tematu. W Polsce nie ma myślenia, że wiedza - i nie tylko -  jest takim samym towarem, jak chleb, telewizor, czy usługa za którą trzeba zapłacić. Po pierwsze wiedza, możliwość nauki powinna być przywilejem, a nie obowiązkiem. Skoro Państwo, czyli my, płacimy za Twoją naukę, za to, że możesz chodzić do szkoły, to Ty uczniu skorzystaj z tego przywileju. Nie chcesz się uczyć, olewasz temat, to my Ci zagwarantujemy, że nauczysz się czytać, pisać i liczyć w podstawowym zakresie, a później wypad do pracy. W niektórych krajach kara zawieszenia w prawach ucznia jest karą bardzo surową, bo zamyka od razu wiele drzwi. Po drugie, szkoła powinna być taką fabryką, zakładem pracy ( w dużym uproszczeniu) , w którym profesjonalny menadżer zarządza pracownikami. Dobrych nagradza, słabych ruguje. Dlaczego tak ? Bo jakim to menadżerem jest nauczyciel? W większości się nie sprawdza na tym stanowisku, bo nie ma pojęcia o zarządzaniu. Bardzo często taki dyrektor patrzy na szkołę przez pryzmat tego, co lubi, czego nie lubi, bo ma określone sympatie, itp. Profesjonalny menadżer ma zapewnić szkole sprawne funkcjonowanie w każdym zakresie: logistycznym, wyposażenia, finansowania, szkolenia dla pracowników, itp. Jego zastępcą może być pedagog, nauczyciel, który podpowie mu, jakie są obecnie metody nauczania, itp. Efektem działalności takiego menadżera ma być sytuacja, w której jak najwięcej "klientów" chce skorzystać z oferty tego zakładu pracy. Po trzecie finansowanie. Była kiedyś mowa o bonie oświatowym. To pieniądze powinny iść za uczniem. I ja decyduję, w której szkole będzie się uczyło moje dziecko. Jeśli zajęcia dodatkowe są w jakiś sposób płatne, to ja decyduję o tym, czy je zapłacę, a jak to zrobię, to będę wymagał i rozliczał. Pieniądze, które dzisiaj idą na korki, pójdą na zajęcia dodatkowe. Po czwarte, to Ministerstwo lub jakaś Komisja Edukacji określi założenia programowe od do, w których szkoła ma się poruszać, zorganizuje egzaminy, określi poziom tych egzaminów. Wtedy "wyjdzie", która szkoła dobrze kształci. Po piąte, kadra szkoły nie może podlegać pod samorządy, bo tworzą się lokalne kliki. Zagłosuj na mnie, to awansujesz, dostaniesz stanowisko w gminie dla bliskiego, itp. To w dużym skrócie, ale według mnie to tędy droga. Mało kto ceni coś, co dostaje za darmo.

Obrazek użytkownika foros

16-07-2019 [13:25] - foros | Link:

Dokładnie takie myślenie bylo kilka lat temu, gdy PO obejmowało szkoły. Szkoły miały działać jak firmy a rodzice mieli być klientami. Stworzono też bon oświatowy, pieniądze idą za uczniem już od dawna. Egzaminy robi zewnętrzna od systemu edukacji CKE. Profesjonalni menadżerowie dyrektorami - jest taka możliwość. Dyrektorów wybiera komisja konkursowa, dyrektor nie musi być nauczycielem, tyle, że jakoś menadżerowie nie garną się.
Efekt tych wszystkich działań jest jaki jest.
 

Obrazek użytkownika Marek1taki

15-07-2019 [17:25] - Marek1taki | Link:

"brakuje, tego, że dyrektor musi być podpięty pod kuratora a nie pod interesy lokalnego samorządu"
A po co jest kuratorium? Państwo płaci (bo przecież nie z pieniędzy rodziców, prawda?) i wymaga?
Co cyfryzuje ten Piątkowski? Dzienniki szkolne już scyfryzowane, nie wiadomo zresztą po co. Dla wygody kuratorium? Kompetencje cyfrowe - to jakaś jatka!
 

Obrazek użytkownika foros

15-07-2019 [21:18] - foros | Link:

System nie jest szczególnie przejrzysty i mądry. Samorząd szkołom płaci, wybiera dyrektora i wymaga, państwo płaci samorządowi i wymaga od szkół. 
Po co kuratorium? Przyznam, że nie wiem, chyba aby kontrolować jakieś papiery, ale nie wiem czy ma realne narzędzia: nagroda - kara. Podejrzewam, że nie. Po co oddawać kontrolę nad całością oryginałów szkolnej dokumentacji z danymi wrazliwymi prywatnej firmie z USA? Nie wiem, imo to szwindel za który kiedyś mocno zapłaczemy. Ale nie znam nikogo, kto myśli podobnie.

Obrazek użytkownika Marek1taki

16-07-2019 [09:33] - Marek1taki | Link:

Z tą cyfryzacją to znowu jest analogia do medycyny. Dzięciolenie danych o pacjentach i uczniach żeby wyręczyć adminstrację  niezbędną do jej dalszej obróbki tworzy system. Do tego nakładki w rodzaju RODO. To są koszty marnowania naszej pracy, a potem się nad nami pochylą. Z troską.
Samorządy mają swoją rolę. Są głównym właścicielem nieruchomości, w których pracujemy. Nie się zajmują najmem i tyle. Do czasu aż nauczyciele i lekarze skumulują kapitał do wykupienia tych nieruchomości i do czasu aż państwo zacznie sopbie dawać radę ze skupywaniem przez słupy.
 

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

16-07-2019 [12:10] - Imć Waszeć | Link:

Albo do czasu, aż ktoś przyciśnięty stałymi strajkami o wszystko, upolitycznieniem i nic-nie-robieniem sobie z różnych praw i konstytucji, nada nieruchomościom i terenowi, na którym stoją szkoły i szpitale, status własności wojskowej. Dorn będzie się śmiał zza politycznego grobu ;)

Obrazek użytkownika Marek1taki

16-07-2019 [19:18] - Marek1taki | Link:

@Imć Waszeć Kamaszyzacja medyucyny nastąpiła pod płaszczykiem (może szynelem) tzw.strajku tzw. rezydentów. Jest i działa.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

16-07-2019 [22:16] - Imć Waszeć | Link:

Tu nie chodzi o kamaszyzację medycyny, ale o kamaszyzację obietnic danych społeczeństwu w konstytucji, na który to cel zdziera się pieniądze. Skoro rynek nie przystaje do systemu, to znaczy, że trzeba ten sektor oddać w ręce zakonów pomagierów bosych. W przeciwnym razie nastąpi auschwitzacja biedniejszej części narodu.

Obrazek użytkownika Marek1taki

16-07-2019 [23:29] - Marek1taki | Link:

Celem jest auschwitzacja. Natomiast rynku nie ma. Został skamaszowany przez zbolałych, którzy na obecnym etapie się już połapali, że gra na czas przestała polegać na kreowaniu popytu na niemiecką chemię. Jest etap marketingu amerykańskiej chemii. Jeśli liczą, że dla nich braknie to podziwiam optymizm.
Póki co skamaszowani pacjenci oczekują wykreowanych potrzeb, a nie leczenia. Ideałem staje się korpomedycyna. To nowoczesnie wyglądający przystanek w drodze do Auschwitz. Bosi ze zbolałymi są pełni chęci robić w korpo za Dra Trepa.
Dodam, że panuje w ocenie korporacji zadziwiające dwójmyślenie: korpo dobre bo prywatne ale nie u prywaciarza. No i nie ma prywatenj własności nie tylko w medycynie. Piekarnie też sieciówki. Chleb produkowany też okazuje się lepszy niż pieczony. W USA już na tradycyjny chleb nie ma popytu.
 

Obrazek użytkownika foros

16-07-2019 [13:09] - foros | Link:

a czyją własnością są dane medyczne, o których Pan pisze? Kto jest właścicielem serwerów? Bo w szkołach sytuacja jest taka, że de facto całkowitą kontrolę i własność danych państwa (oceny, świadectwa, arkusze ocen, uwagi wychowawcze) ma firma prywatna z USA.

Obrazek użytkownika Marek1taki

16-07-2019 [19:34] - Marek1taki | Link:

@ Foros Dokumentacja medyczna jest własnością zakładu opieki zdrowotnej, albo aptyeki,  ale dane są przesyłane w związku z rozliczaniem świadczeń w formie cyfrowej. Jakie dane medyczne są przechowywane w serwerownii pod Wrocławiem nie wiem, ale tam są pod opieką Palestyńczyka, który studiował w Izraelu i w Polsce a po kilku odmowach w latach 80tych dostał obywatelstwo polskie w 90tych jak pamiętam z informacji podanewj w Bibule. Jakoś rozliczać wydatki państwa trzeba, natomiast granica rozsądku dawno została przekroczona. Ta cała cyfryzacja generuje nioe tylko koszty cyfrowe ale wzrastają paiperowe o czym wiadomo od lat 90-tych co najmniej, bo rodzi potrzeby biurokratyczne, a łatwość drukowania rąbie lasy. Ostatnio zauważyłem, że nawet faktury Orange itp. się rozrosły do kilku kartek. Odpowiedzią jest paperless z propozycją żebyśmy poszli się gonić w chmurze.