Statystyka spodziewana, tym nie mniej bolesna

Nie będzie tu powołania się na dane dotyczące zbiorów milionowych lub wielotysięcznych. Zajmują się tym pracownicy GUS-u, a świetnie recenzuje te oficjalne dane i wskaźniki pan Andrzej Owsiński. Polegam tu na informacji wycinkowej, podlegającej intuicyjnemu rozszerzeniu, już bez liczenia, poprzez obserwacje dostępne każdemu. Szczęśliwie, nie zderzając się z barierami RODO, otrzymałem do dyspozycji szczegółowy opis kilku ostatnich pokoleń pewnej rodziny. Zacząłem przelicza
dane na różne sposoby. Potem dopiero zdałem sobie sprawę, co mną kierowało. W słupkach i procentach zostały zaklęte losy osób z pewnego kręgu, który splatał się z innymi i łączyło się to wszystko w jedną potężną rzeszę. Od dobrze mi znajomych, poprzez znanych przelotnie albo tylko ze słyszenia, linie rodzinne prowadziły do osób kompletnie nieznanych, ale co do których nie pasowało już określenie obcy.
Historię tej typowej rodziny możemy w sposób uprawniony traktować jako ilustrację procesów mających miejsce w całej populacji, obojętne z jakiej strony Polski byśmy nie zaczęli. Nadmienię, iż liczebność próby jest dostateczna, by uznać wnioski z nią wiązane za istotne statystycznie, aczkolwiek nie dyscyplina naukowa jest tu dla mnie najważniejsza, lecz zrozumienie całokształtu sytuacji na podstawie oczywistych faktów.

Jak to jest z migracjami, każdy wie – ludzie ze wsi przenosili się do miast a potem, od jakiegoś czasu, drugą ewentualnością stała się zagranica. Tak i w tej rodzinie cztery pokolenia temu nikt nie mieszkał poza Polską, zaś w miastach znajdowała się zdecydowana mniejszość. Z kolejnego pokolenia, stuosobowego bez mała, 18 procent osób znalazło się poza krajem, zaś pozostali w równych częściach zamieszkiwali wsie i miasta. Udział mieszkających na obczyźnie w następnych pokoleniach wzrósł najpierw do 23 procent, a dla pokolenia ostatniego do ponad 30 procent. Do tego miejsca pojawiała się w moich rachunkach przewidywana norma.
Statystyczny dzwon zabrzmiał, gdy zestawiłem grupę dzieci urodzonych w upływającym dwudziestoleciu i grupę potencjalnych matek w tym okresie, dzieląc je na frakcje w zależności od miejsca zamieszkania. Z 41 potencjalnych matek na wsi mieszkało (mieszka) 16, w mieście 15, zaś za granicą 10. Podobny podział dla 36 dzieci przedstawia się następująco: 15 wieś, 8 miasto, 13 zagranica. Wyliczenie dzietności dla grup (liczby urodzeń na jedną kobietę) otwiera nam oczy jeszcze bardziej: wieś 0,94, miasto 0,53, zagranica 1,3. Pomijam średnie krajowe i europejskie, nie na myśli mi próg odtwarzalności liczebności społeczeństwa – patrzę na te 0,53. Biorę ten wskaźnik serio. Co on oznacza? Jeśli uwzględni się, że niektóre kobiety w mieście mają więcej, jak jedno dziecko, to oczywistym jest, że w badanej populacji więcej jak 50 procent kobiet tego pokolenia, dzieci nie posiada i mieć nie będzie. Generalnie, jeśli określić udział nierodzących polskich kobiet na 30 procent, stanowi to wielkie zwycięstwo żydokomuny i wielką klęska państwa oraz Kościoła. Zagony propagandzistów aborcji i antykoncepcji, zwolenników rozwodów, profesjonalnych feministek, transwestytów i przebierańców o zaburzonych popędach dokonały dzieła zniszczenia. Wychowane przez nie miliony kobiet i mężczyzn nie chciało potomstwa. Stało się to wbrew ich naturalnemu powołaniu i wbrew interesowi społeczeństwa, którego byli owocem.
Zniszczenie przychodzi z zewnątrz. Polskojęzyczna prasa niemiecka i żydowska inspiruje i wspiera fatalne, zgubne prądy. Państwo się nie broni. Zepsucie przekroczyło w miastach punkt krytyczny i to jego udziałowcy wybierają sobie samorządy, które nienormalność usprawiedliwiają i pogłębiają - Warszawa na czele. Moje rachunki dają się, niestety, transformować na skalę przytłaczającą, skoro dziś w miastach znajduje się 60 procent obywateli.

Z wielu przykładów mojego praktycznego zderzenia się z opisywanym zjawiskiem zdegenerowania wolności wybieram jeden.
Kilka lat temu jechałem lokalnym pociągiem. Ponad godzinę mogłem obserwować pewne towarzystwo, które w celach turystycznych wyjeżdżało z Wrocławia na weekend. Były to dwie pary, z wyglądu, czterdziestolatków. Chyba nie nadużyję słowa, jeśli powiem, że były to dwa małżeństwa. Nie mieli dzieci, nie lubili dzieci. Jeden z mężczyzn był wyraźnie głównym ideologiem grupy i reszta skora była mu wtórować. Był zaniepokojony tym, że do jego bloku, bodajże do sąsiedniej klatki schodowej, sprowadziła się rodzina z dziećmi. Jeszcze nie rozpoznał raptownie pogarszającej się sytuacji, bo stało się to ledwie przed kilkoma dniami, ale jakby co, to będą oni przez niego pacyfikowani. Nie używał wprawdzie tak mocnych słów, w wagonie bez przedziałów słuchało go wiele osób, ale każdy rozpoznawał w nim dzieciożercę.
Bezpośrednio po tej kwestii, człowiek ten zaczął rysować obraz właściwie, urządzonego - według jego woli świata. Przerzucił się z tematu o robactwie, jakim były w jego pojęciu dzieci, na świat dobrze wychowanych kotów. Śpią one razem z nim. Każdy z nich ma swój róg łóżka. Co za idylla!
Opisywana czwórka należała do środowiska ludzi o niebłahym wykształceniu. Z ich rozmów wynikało, że niektórzy z nich pracują w sądownictwie oraz w oświacie. Gdy padały nieprzychylne słowa o dzieciach, przez twarze kobiet przebiegł cień zażenowania. A może mi się tak tylko wydawało.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika xena2012

04-04-2019 [20:41] - xena2012 | Link:

Czy zwrócił Pan uwagę,że dyskusje,komentarze, wypowiedzi na temat dzietnosci nasiliły się ostatnio w tempie ekspresowym i zawsze w kontekscie nieskrywanej pogardy?Wyglada na to,że ktoś puścił w ruch maszynerię na zlecenie.Medialne pacynki już rozpoczęły swoja wrogą robotę.Wcześniej pani Młynarska z obrzydzeniem opowiadajaca o swych zepsutych wakacjach nad morzem przez bawiace się wokół jej grajdołka dzieci.Teraz pałeczkę podjęła niejaka Eliza Michalik znana głównie z plagiatów,podkradania cudzych tekstów i chamskiego języka i grubych botoksowych niezbyt ponetnych ust.Oczywiście wysmiała kobiety mające kilkoro dzieci ale głównie uderzyła w Małgorzate Terlikowską i Kaję Godek twierdząc,że nie sa godne z nią rozmawiać jako że nie mają żadnych osiągnięć z wyjątkiem rodzenia dzieci.Wydaje mi się,że ta akcja pietnowania kobiet za rodzenie dzieci dopiero się rozkreca.Za chwilę jakas niewydarzona dziennikarzyna albo celebrytka tez zechce mieć swoje 5 minut w temacie z wyzyn swej wielkości.

Obrazek użytkownika Pani Anna

04-04-2019 [21:13] - Pani Anna | Link:

Co powiedzieć. W przypadku tego osobnika, lepiej, że miał koty zamiast dzieci.