Polska siatkówka i ambitne cele

Dziś we Wrocławiu rozpoczął się finałowy turniej Pucharu Polski w siatkówce mężczyzn . Będę miał przyjemność być tam obecny. Z tej okazji pozwalam sobie zaproponować Państwu lekturę wywiadu ,którego udzieliłem dla oficjalnej strony internetowej Polskiego Związku Piłki Siatkowej pzps.pl

pzps.pl: Czy tęskni Pan za pucharowym systemem rozgrywaniem klubowych pucharów, tak w siatkówce, czy piłce nożnej?

Ryszard Czarnecki – wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej ds. międzynarodowych:

Plusem obecnego sytemu jest większa ilość meczów, co jest korzystne dla telewizji i sponsorów, a minusem jest to samo co jest plusem – czyli większa liczba spotkań, co jest z kolei dużym obciążeniem dla siatkarek i siatkarzy, szczególnie występujących również w reprezentacjach. Jednak w przypadku Polski, gdzie możemy wystawić praktycznie dwie niemal równorzędne kadry ten problem nie jest tak dramatycznie dolegliwy, jak gdzie indziej. Ale rzeczywiście powszechna jest opinia ,że meczów jest zbyt dużo .

W międzynarodowych strukturach sportu trwa walka pomiędzy dwoma koncepcjami: rozszerzania rywalizacji poprzez zwiększanie ilości uczestników a zachowaniem ich elitarności. Takie próby mają miejsce w piłce nożnej (inicjatywa najsilniejszych klubów – rozgrywki interkontynentalne), takie projekty pojawiają się w siatkówce (ograniczone póki co do Europy). Która droga jest właściwą?

To, co jest złe z punktu widzenia polskich klubów piłkarskich, jest dobre z punktu widzenia klubów siatkarskich. O ile europejski elitaryzm w przypadku polskich klubów piłkarskich oznacza zamykanie dla nich kolejnych drzwi, o tyle w przypadku siatkówki oznaczałoby, że będziemy grać z najlepszymi. Polski Związek Piłki Siatkowej i Polska Liga Siatkówka, to system naczyń połączonych, więc w interesie PZPS jest dbać o dobro klubów, bo w perspektywie kolejnych wyzwań czekających Polską Siatkówkę jest to również interes naszych reprezentacji narodowych. Mówię to bardzo kategorycznie, bo uważam ze błędem byłoby po naszej stronie myślenie typu „moja chata z kraja” czyli „niech sobie kluby jakoś radzą same”. Powtarzam: interes jest wspólny, bo Polska Siatkówka potrzebuje polskich klubów ze stabilnym zapleczem sportowym, finansowym i sponsorskim.

Problemem międzynarodowej siatkówki jest kalendarz. Mamy czas dla klubów i czas dla reprezentacji. Wydaje się, że taki podział nie odpowiada nikomu, ale nikt nie chce wykonać pierwszego, a właściwie jedynego kroku, czyli przyjąć zasad obowiązujących np. w piłce nożnej, czy ręcznej, koszykówce.

To trochę przypomina anegdotę z chińskim chórem, który przez kilka aktów śpiewa „uciekajmy, uciekajmy” jednocześnie pozostając w kompletnym bezruchu. Powszechne jest narzekanie na kalendarz siatkarski, i tak się dzieje z roku na rok, ale decyzja należy do FIVB i europejskiej CEV. Z naszej strony należy   podejmować odpowiednie inicjatywy – to leży w gestii naszego przedstawiciela w międzynarodowych strukturach siatkarskich, byłego prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej Mirosława Przedpełskiego. Musi on znaleźć sojuszników w innych krajowych federacjach i jeśli takie działania podejmie należy go w nich bezwzględnie wspierać. Ba, nawet go do tego zobowiązać.

Może po prostu interesy międzynarodowych struktur są rozbieżne z interesami federacji krajowych, klubów…

Czasami można odnieść takie wrażenie. Przykładem jest kompletny brak elastyczności CEV w ustalaniu terminarza transmisji telewizyjnych z meczów polskich klubów w rozgrywkach  europejskich pucharów w zeszłym sezonie. W przypadku pokrywania się spotkań z udziałem polskich drużyn w tym samym dniu i o zbliżonej porze, mimo słusznej presji naszego sojusznika w tym zakresie Polsatu nie wykazano żadnej dobrej woli co do uelastycznienia kalendarza. Z punktu widzenia interesu klubów, kibiców, widzów telewizyjnych stało się bardzo źle.. Będę na ten temat rozmawiał z Aleksandarem Boriciciem, prezydentem CEV podczas lutowej wizyty w Belgradzie,

Skoro jesteśmy przy międzynarodowym kalendarzu siatkarskim, to już nikt nie zaprzeczy, że jest maksymalnie przeładowany: Ligi Narodów, kwalifikacje olimpijskie, wcześnie kwalifikacje do mistrzostw kontynentów, mistrzostwa kontynentów, kwalifikacje i mistrzostwa świata, Puchary Świata, klubowe rozgrywki kontynentalne, klubowe mistrzostwa świata i naturalnie rozgrywki krajowe. Może tych wydarzeń za dużo?

Wielu kibiców, działaczy, dziennikarzy, ekspertów ten cały system odbiera jako dziwaczny. Rozumiem intencje federacji światowej  i europejskiej, bo to napędza koniunkturę biznesową na siatkówkę. Więcej meczów i transmisji  to potencjalnie więcej sponsorów – to są motywy takiego systemu rozgrywek, w tym licznych kwalifikacji. Przekonany jestem, że konieczne są w tej kwestii rozmowy tak w Lozannie (siedziba FIVB – przyp. red.), jak i Luksemburgu (siedziba CEV – przyp. red.) zarówno oficjalne, jak i kuluarowe, a ich celem powinno być „rozrzedzenie” kalendarza.

Nie ukrywajmy, że problemem siatkówki w wymiarze globalnym są pieniądze. Ani CEV, ani FIVB nie wypracowały takich mechanizmów, które pozwalają na to by udział w międzynarodowej rywalizacji na poziomie reprezentacji, ale i klubów chociażby bilansował się dla jej uczestników. Poziom honorowania najlepszych też jest często symboliczny. Dlaczego tak trudno znaleźć klucz do choćby samofinansowania się rozgrywek międzynarodowych?

To jest kwestia partycypacji w zyskach wypracowywanych tak przez federacje światową , jak i  europejską. Tu jako historyk przytoczę okoliczności powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej . Otóż, miejscowi uznali, że są wykorzystywani przez Imperium Brytyjskie i wysypali w Bostonie dostawę herbaty do oceanu. I tak zaczął się bunt, który zrodził USA. Wszystko dlatego, że nie mieli partycypacji w zyskach...Tutaj widzę dużą rolę naszych reprezentantów w międzynarodowych strukturach siatkarskich, by przedkładać nasze racje, tym bardziej, że podobny pogląd ma szereg innych federacji narodowych, co pozwoli skuteczniej walczyć o swoje .

Które z federacji krajowych mogły by stać się liderami gruntownych zmian w siatkówce?

Nie wiem czy gruntownych. Nie jestem za rewolucją, tylko za stopniowa ewolucją. Lepiej o tym rozmawiać bezpośrednio z potencjalnymi koalicjantami, niż ogłaszać manifesty  w mediach. Nie wolno tego robić konfrontacyjnie, ale należy szukać porozumienia, które ma być rezultatem dialogu. I mam przekonanie, że takich chętnych do dialogu będzie wielu.

Już w poprzednim wywiadzie sygnalizował Pan, że siatkarski Stary Kontynent musi się mocno bronić przed ofensywą Azji, która sukcesywnie chce przejmować najważniejsze turnieje. Teraz się udało, bowiem MŚ 2022 kobiet będą w Holandii i Polsce, mężczyzn w Rosji. Czy takie koalicje to jedyny sposób by zachować siatkarską równowagę w skali globalnej?

Taki model już mamy. Tegoroczne mistrzostwa Europy kobiet i mężczyzn odbędą się w ośmiu krajach. W przypadku żeńskich mistrzostw świata w roku 2022 wygraliśmy rywalizację z Chinami, bo to my pierwsi zawarliśmy w Europie koalicję z Holandią. Wiem, że do tej imprezy aspirowały także Japonia i Tajlandia i gdyby zawarły porozumienie z Chinami, to nasze szanse byłyby pewnie mniejsze. Przypomnę, że początkowo Holandia aplikowała indywidualnie i pewnie rywalizację z Chinami by przegrała. Wspólna oferta z Polską okazała się atrakcyjniejszą. Generalnie uważam, że takie jednoczenie sił są dobre, ale nie zawsze konieczne. Wyobrażam sobie, że kolejne mistrzostwa świata mężczyzn w 2026 roku mogą być w jednym kraju, i że będzie to Polska.

Które z federacji krajowych mogą być liderami promocji siatkówki w swoich geograficznych regionach, bo jest wiele opinii, że w porównaniu z siatkówką, tenisem, koszykówką siatkówka jest dyscypliną nieco peryferyjną.

Po pierwsze nie powinniśmy się ścigać z piłka nożną, czy tenisem. Dbajmy o rozwój siatkówki, a nie zazdrośćmy innym. Wracając do pytania: w Ameryce Łacińskiej takimi siłami wiodącymi są Brazylia i Argentyna. W Azji Chiny, Japonia i Iran. Wydaje mi się, że punktu widzenia „eksportu” siatkówki bardzo ważnym jest zwrócenie uwagi na kraje Zatoki Perskiej. Piłka ręczna już to zrobiła. W Katarze były mistrzostwa świata. Można się oczywiście uśmiechać i dowcipkować z publiczności przywożonej z zewnątrz, ale chodzi o uruchomienie znaczącego kapitału . Mówimy o przysłowiowej „białej plamie” siatkarskiej, a z drugiej strony, jako bardzo interesujący region potencjalnych sponsorów dyscypliny . Wolałbym by pozyskiwać środki na siatkówkę także stamtąd, nawet za cenę rozrzedzenia kalendarza. W tej chwili FIVB, by zyskać środki na rozwój naszej dyscypliny organizuje bardzo wiele wydarzeń, które finansowo obciążają głównie gospodarzy imprez. Doradzałbym naszym władzom z Lozanny zainspirować się doświadczeniami piłki nożnej, piłki ręcznej czy Formuły 1, które czerpią w jakiejś mierze z finasowania przez zamożne kraje regionu Zatoki Perskiej. Taki dodatkowy, uzupełniający „kran finansowy”.

Jaka jest pozycja Europy w światowej siatkówce?

Pozycja Europy jest nieadekwatna wobec poziomu sportowego. Powiedzmy sobie wprost: skoro w FIVB  nie ma tego, co występuje w Radzie Europejskiej czyli tzw. głosów ważonych,  uwzględniających demografię –w przypadku FIVB mogłyby to być sukcesy sportowe – w sytuacji, gdy jedna federacja ma jeden głos to siłą rzeczy Europa odgrywa mniejszą rolę. To się może zmienić jeśli  umiejętnie będzie budowała koalicję z federacjami z innych kontynentów. To już jednak zadanie naszych przedstawicieli we władzach światowej organizacji siatkarskiej .

Fakt, że tegoroczny finał mistrzostw Europy mężczyzn zbiega się praktycznie z początkiem Pucharu Świata dowodzi chyba, że rozdźwięk między CEV a FIVB jest spory…

To dowód na przysłowiowe przeciąganie liny, choć można by użyć mocniejszych słów. To jest taka samonapędzająca się spirala. Argumentem obydwu stron było to, że w kalendarzu brakuje już terminów. Tylko, że ten brak terminów wynika z tego o czym mówiliśmy wcześniej, czyli braku priorytetów  lub dziwnych kryteriów w wyznaczaniu tych priorytetów. To jest przykład spektakularny, który nie buduje autorytetu siatkówki. Takie sytuacje mogą sprawić, że z czasem mogą się od nas odwrócić sponsorzy. Ale to nie tylko kwestia terminarza. Jeśli dla wielu trenerów ważniejsze będą – z konieczności! – kwalifikacje olimpijskie od mistrzostw kontynentów, to naprawdę w tym systemie rozgrywek należy dokonać gruntownych zmian.

Zakończmy sportem. Czy nasze seniorskie reprezentacje dadzą radę: w kwalifikacjach olimpijskich, mistrzostwach Europy i nie rozczarują w Lidze Narodów?

Zacznę od pań. Bardzo dobrze, że mistrzostwa Europy są także w Polsce. Polska federacja potrafiła pokazać sprawność, siłę i swoją pozycję w europejskich strukturach. Fakt, że mistrzostwa są w naszym kraju jest bardzo ważny również dla ligi i klubów, którym łatwiej może będzie pozyskać sponsorów. Myślę, że niebawem liga żeńska właśnie zacznie współprace z poważnym i  możnym sponsorem. Są ku temu po naszej stronie dwa dodatkowe argumenty – czyli zlokalizowane w naszym kraju tegoroczne mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata za trzy lata.  Jeśli zaś chodzi o stronę sportowa to należy się zgodzić z trenerem Jackiem Nawrockim, że powinniśmy grać w „ósemce”, czyli do końca polskiej części turnieju, choć ambicje powinny być jeszcze większe.

Kwalifikacje olimpijskie będą dla naszych siatkarek bardzo trudne, ale przy tym młodym zespole, każdy mecz z drużyną z czołówki jest bardzo ważny, bo tak naprawdę już teraz trzeba myśleć o drużynie, która będzie reprezentować Biało- Czerwone barwy w 2022 roku. Reasumując: w przypadku żeńskiej reprezentacji mistrzostwa Europy będą  turniejem numer jeden.

Gdy chodzi o siatkarzy jestem realistą czyli ...optymistą. Mamy szerokie zaplecze pierwszej kadry. Zapewne nieco różne zestawienia kadrowe będziemy mieli w Lidze Narodów, kwalifikacjach olimpijskich, mistrzostwach Starego Kontynentu, Pucharze Świata. Mój optymizm wzmacnia fakt, że mamy bardzo ambitną kadrę, z bardzo ambitnym kapitanem i świetną atmosferę w ekipie.  Najważniejsze będą zapewne kwalifikacje olimpijskie i mistrzostwa Europy, choć liczymy na dobre wyniki również w Lidze Narodów i Pucharze Świata.

Jednak w 2019 roku nie samymi reprezentacjami żyć powinien związek. Bardzo ważnym będzie wsparcie dla klubów, tak by nie było takiego rozdźwięku, że zespoły reprezentacyjne mają znakomitych sponsorów na lata, a klubom jest niełatwo i w znacznie mniejszym stopniu są beneficjentami tych sukcesów reprezentacji, tego że nasi siatkarze są mistrzami świata, że wygrywają w plebiscytach na najlepszych czy najpopularniejszych sportowców Polski. To się musi przełożyć na kluby nie tylko w sensie prestiżowym, czy frekwencji na trybunach, ale w sensie sponsorskim. Polski Związek Piłki Siatkowej musi kluby w tym zakresie mocno wspierać, bo raz jeszcze podkreślam, to wspólne interesy federacji i klubów, to są naczynia połączone.
źródło: https://www.pzps.pl/pl/aktualnosci/217-artykuly/16921-ryszard-czarnecki-jestem-realista-czyli-optymista