„Pogarda dla śmierci i wroga” ‒ poeci Armii Krajowej

 
Zapraszam do lektury kolejnego (z pięciu tworzących zamierzoną „całość”) tekstów opublikowanych na łamach „Gazety Polskiej Codziennie”, a poświęconych poetom Polski Podziemnej, w tym mniej znanym twórcom formacji „Sztuka i Naród”. Dziś o Krystynie Krahelskiej i Józefie Andrzeju Szczepańskim.
 
Pisałem już z podziwem i pokorą o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim i Tadeuszu Gajcym. Dziś pora na kolejnych poetów ‒  „brylantów, którymi strzelaliśmy do wroga”. Te słowa wybitnego historyka literatury polskiej, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Stanisława Pigonia. mogą być mottem cyklu artykułów upamiętniających wielkich poetów Polski Podziemnej. Skądinąd wywodzący się z podkarpackiej wsi Kombornia Pigoń był przykładem, że w II Rzeczpospolitej chłopskie dzieci z biednych wsi mogły też robić zawrotne, naukowe kariery. Fascynujące są jego wspomnienia „Z Kombornii w świat” o tej właśnie karierze, ale i środowisku, z którego się wywodził.

„Chłopcy silni jak stal” - Józef Andrzej Szczepański „Ziutek”
 
Gdy miałem paręnaście lat i znowu było podziemie, tyle że antykomunistyczne kolportowałem przepisywany początkowo na kalce do maszyny do pisania, a potem powielanym na prymitywnym powielaczu wiersz nieznanego autora „Czerwona zaraza”. Brzmiał on tak:

Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
byś nam Kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci,
była zbawieniem witanym z odrazą

(…)

Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu,
morderco krwawy tłumu naszych braci,
czekamy ciebie, nie żeby zapłacić,
lecz chlebem witać na rodzinnym progu
 
(…)

Żebyś ty wiedział dziadów naszych kacie,
Sybirskich wiezień ponura legendo, jak twoją dobroć wszyscy kląć tu będą
Wszyscy Słowianie, wszyscy twoi bracia

(…)

Miesiąc już mija od Powstania chwili,
łudzisz nas dział swoich łomotem,
wiedząc, jak znowu będzie strasznie potem
powiedzieć sobie, że z nas znów zakpili

Czekamy ciebie, nie dla nas, żołnierzy
dla naszych rannych – mamy ich tysiące
I dzieci są tu  i matki karmiące
I po piwnicach zaraza się szerzy

(…)

Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły
Nowa się Polska – zwycięska narodzi
I po tej ziemi ty nie będziesz chodzić
czerwony władco rozbestwionej siły”.

Po wielu latach, już w wolnej Polsce, dowiedziałem się, że autorem tej antysowieckiej poezji był Józef Andrzej Szczepański pseudonim „Józek”. I był to jego ostatni utwór napisany przed śmiercią w Powstaniu. Ten bardzo młody i bardzo utalentowany poeta okupowanej, a potem powstańczej Warszawy jest tez autorem kilku piosenek nuconych 1 sierpnia każdego roku wieczorem na Placu Piłsudskiego przez dziesiątki tysięcy warszawiaków, z których spora część pewnie nie wie, że to właśnie on je napisał. Józef Andrzej Szczepański był młodszy od Baczyńskiego o rok i dziesięć miesięcy, a od Gajcego o dziewięć miesięcy. Urodzony w Łęczycy w 1922 roku stworzył – jako żołnierz „Parasola” -piosenki, które śpiewałem jako nastolatek:

„Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,
Bronią jej chłopcy od "Parasola".
Choć na „Tygrysy” mają visy
To warszawiaki - fajne chłopaki są.

(...)

Każdy chłopaczek chce być ranny,
Sanitariuszki, morowe panny,
I gdy cię kula trafi jaka,
Poprosisz pannę, da ci buziaka. (w nos)”

Ta słynna piosenka Szczepańskiego od jej pierwszych słów nosi tytuł „Pałacyk Michla”.
 
Przed wojną i na początku okupacji mieszkał na Pradze, na Targowej, potem na Długiej 10 niedaleko kościoła garnizonowego, późniejszej katedry polowej Wojska Polskiego. Małą maturę zdał przed wybuchem wojny w gimnazjum im. Króla Władysława IV, potem uczył się na tajnych kompletach, organizowanych przez dyrektora tej szkoły, doktora Zygmunta Husarka, ale tak, jak Baczyński studia polonistyczne, tak i on rzucił naukę – konspiracja była ważniejsza. To, że był w grupach szturmowych Szarych Szeregów i „Parasolu”, w decydujący sposób wpłynęło na jego twórczość. Poza „Pałacykiem Michla”, w dwudziesty dzień powstania warszawskiego napisał „ W Parasolu”, a wcześniej „Parasola piosenkę szturmową”. Ta ostatnia znana jest pod innym tytułem: „Chłopcy silni jak stal”. Pierwszy raz śpiewałem ją ze czterdzieści lat temu:

„Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal
Nic nie znaczy nam wojny pożoga

Hej sokoli nasz wzrok, w marszu sprężysty krok
I pogarda dla śmierci i wroga (…)

Godłem nam biały ptak, a parasol to znak
Naszym hasłem piosenka szturmowa.

Pośród kul huku dział oddział stoi, jak stal
Choć poległa już chłopców połowa
Dziś padł on jutro śmierć nie pyta”.
 
Niemiecki generał przeżył polskiego zamachowca o 25 lat
 
„Ziutek” przed wojną i podczas okupacji niemieckiej był harcerzem XVII Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Stąd właśnie trafił do Szarych Szeregów, a potem do „Pegaza” i „Parasola”, by niespełna 4 miesiące przed powstaniem ukończyć słynną „Agrykolę” ‒ Szkołę Podchorążych Piechoty Rezerwy. Tak, jak Baczyński (znowu porównuję!) brał udział w słynnej akcji wykolejenia pociągu z niemieckimi żołnierzami z frontu wschodniego – tak z kolei Józef Szczepański był w doborowym gronie ludzi dywersji AK, którzy zorganizowali zamach w Krakowie na generała SS Wilhelma Koppe (Akcja „Koppe”). Skazany przez Polskie Państwo Podziemne za zbrodnie na Narodzie Polskim niemiecki generał został ranny, ale zdołał uciec, zginął natomiast jego adiutant-kapitan. Miało to miejsce trzy tygodnie przed wybuchem Powstania Warszawskiego – 11 lipca 1944 i niemal równo dwa miesiące przed żołnierską śmiercią Józefa Szczepańskiego. Zamach na Koppego był częścią tak zwanej „Akcji Główki”. Dziewięć dni po zamachu Koppe jako „Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie” wydał rozkaz, który kosztował życie dziesiątki tysięcy Polaków. Chodziło o mordowanie więźniów podczas wycofywania się Niemców z terytorium Polski. Zwłoki zabitych więźniów miały być palone, albo też niemieccy żołnierze mieli wysadzać w powietrze więzienia z pomordowanymi. W rozkazie Koppe zaznaczył, że więźniowie „nie mogą być wyzwoleni”. Po wojnie, gdy Józef Szczepański już nie żył, generał Koppe został dyrektorem fabryki czekolady w NRF. Polska zwróciła się o jego ekstradycję, ale władze w Bonn nigdy go nie wydały. Choć przesiedział w niemieckim więzieniu dwa lata (aresztowano go dopiero w 1960  (sic!), to zwolniono go za kaucją w wysokości... 10 tysięcy marek. W 1964 roku prokuratura w Bonn oskarżyła go o współudział w zamordowaniu 145 tysięcy osób. Jednak w 1966 roku postępowanie zostało oddalone przez sąd krajowy w ówczesnej stolicy NRF, Bonn „z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego”. Koppe zmarł w tymże Bonn 31 lat po zamachu, w którym uczestniczył Józef Szczepański „Ziutek” ‒ o tyle właśnie przeżył naszego bohatera...

Gdy w 1939 roku wybuchła wojna. 17- letni Szczepański wraz z rodziną opuścił Warszawę i zgodnie z instrukcją władz RP pojechał na Wschód. Powrócił po trzech latach – jak się okazało: po śmierć. Rok wcześniej – tu wątek osobisty autora tegoż tekstu - z mająteczku Prusy, położonego między Równem a Łuckiem na Wołyniu, do Warszawy wrócił także mój ojciec, by potem uciec z domu i jako dziesięciolatek „pomagać powstańcom” - jemu nie dane było zginąć.

Skoro już o Kresach Wschodnich mowa, warto wspomnieć niesłusznie zapomnianą polską poetkę, harcerkę i żołnierza AK Krystynę Krahelską. Urodzona w majątku swojej rodziny w Mazurkach pod Baranowiczami jeszcze w czasach carskiej Rosji – w 1914 roku (wtedy była to gubernia mińska) wywodziła się z zasłużonego dla walk niepodległościowych rodu. Jej ciocia, siostra ojca, Wanda Krahelska-Filipowicz brała udział w zamachu na rosyjskiego generała gubernatora Skałona. Tak, rzeczywiście polska sztafeta pokoleń: zamachy pokolenie po pokoleniu, raz to na  Rosjan, raz to na Niemców.

„Nowa Polska zwycięska jest w nas i przed nami” warszawska Syrena-Krystyna Krahelska
 
Krysia Krahelska była niemalże człowiekiem renesansu. Z jednej strony poetka, z drugiej jak trzeba pielęgniarka, studiowała geografię i historię, a następnie etnografię na Uniwersytecie warszawskim, śpiewała przed mikrofonami Polskiego Radia w Wilnie i Warszawie. Gdy przechodzimy koło pomnika warszawskiej „Syrenki”, to widzimy właśnie Krahelską, bo to ona niedługo przed wojną pozowała rzeźbiarce Ludwice Nitschowej.

Ale wcześniej na Kresach Wschodnich prowadziła – w Brześciu nad Bugiem – gromadę zuchów . Do ZHP wstąpiła jako 14-latka, a w wieku 17 lat reprezentowała Polskę na Zlocie Skautów Słowiańskich w Pradze.

Zginęła w drugi dzień powstania z rąk Niemców niemal równo 80 lat po tym, jak z ręki Rosjan zginął powieszony na stokach Cytadeli Warszawskiej patron jej gimnazjum w Brześciu – Romuald Traugutt. Znów sztafeta pokoleń i pokolenia walczące i ginące z ręki a to wschodniego, a to zachodniego sąsiada.
 
To  właśnie ona była autorką „Hej, chłopcy, bagnet na broń!” , najbardziej popularnej jej piosenki, ale też najsłynniejszego utworu Polski Walczącej i Powstania Warszawskiego:

„Hej, chłopcy, bagnet na broń!

Długa droga, daleka, przed nami trud i znój,

Po zwycięstwo my młodzi idziemy na bój,
Granaty w dłoniach i bagnet na broni!

Ciemna noc się nad nami roziskrzyła gwiazdami,
Białe wstęgi dróg w pyle, długie noce i dni,
Nowa Polska zwycięska jest w nas i przed nami
W równym rytmie marsza: raz, dwa, trzy!”

Piosenka ta ukazała się pierwszy raz na łamach podziemnego pisma – cóż za metafora ‒ „Bądź gotów”. Pierwszy wiersz Krahelska napisała mając 14 lat, ale najbardziej znanym był właśnie „Hej chłopcy!” z 1943 i wiersze: „O Tobruku”, „Modlitwa”, „Polska” oraz piosenki „Kołysanka o zakopanej broni”, „Kujawiak partyzancki”. Zginęła w okolicach Domu Prasy na Marszałkowskiej 3/5, pochowano ją w ogródku przy Polnej 36. Niemiecka kula przeszyła ją, gdy jako sanitariuszka opatrywała rannego AK-owca. Tańczyła ze śmiercią przez całą wojnę, bo w ZWZ była od 1939 roku. Kurierka do zadań specjalnych na Kresach Wschodnich, na Nowogródczyźnie, przewoziła bron, ale też jako sanitariuszka szkoliła dziewczęta do służby sanitarnej w partyzantce.

Poezja Krystyny Krahelskiej ‒ „Danuty” przetrwała jej śmierć:

„Śpij dziecino, śpij żołnierski synu
Już niedługo obudzimy broń”

(„Kołysanka o zakopanej broni”)

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (03.09.2018)