Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Przeznaczenie

St. M. Krzyśków-Marcinowski, 26.11.2018

  W lipcu 1980 jechałem autobusem przez Piaski w stronę Lublina. Miałem zamiar kupić dom lub gospodarstwo rolne i czas wakacji wykorzystywaliśmy na jednodniowe rajdy, których celem było przyjrzenie się ofertom, jakie w  skąpej ilości pojawiały się w prasie. Komuniści utrudniali obrót ziemią – oferty sprzedaży gospodarstw rolnych w zasadzie się nie ukazywały. Na zmianę z moją małżonką wypuszczaliśmy, łącząc jakoś kursy pekaesowskich autobusów, w mało nam znane podlubelskie rejony, gdzie ceny nieruchomości były dla nas względnie dostępne. Choroba oczu naszej córki, leczonej w klinice lubelskiej, ograniczała nasz zakres poszukiwań i choć propozycje i związana z nimi korespondencja wyglądały niekiedy kusząco, to nie podjęliśmy ryzyka wypraw na Mazury czy w inne, odległe o setki kilometrów rejony.
  Wracałem już do domu i pozostawała mi do sprawdzenia jedno ogłoszenie znalezione w lokalnej gazecie. Nie miałem możliwości dotarcia  w tym dniu do tej osoby sprzedającej dom gdzieś w tej okolicy, dlatego zagadnąłem człowieka, który w Piaskach usiadł na miejscu koło mnie  i jak się okazało miał za chwilę autobus opuścić. Dobrze znał temat! Był sąsiadem człowieka, który się ogłosił w gazecie. Wytłumaczył mi, jak tam dotrzeć. Nie było to zadanie oczywiste – należało w Lublinie wyjechać z innego, nieznanego mi dworca. 
Wracam do tego momentu sprzed lat, do tej kilkuminutowej rozmowy, gdyż określiła ona na trwałe moje życie i choć zaistniało potem setki albo i więcej możliwości dokonania w nim zasadniczych zmian, to z  tamto spotkania, którego bezpośrednią konsekwencją był tylko jakiś mglisty, doraźny zamiar, było moje zapoznanie się z czymś, co ma wymiar ponadczasowy. Mało powiedzieć, że naprzeciwko siebie stanęliśmy ja i historia, gdyż jest to konfrontacja: ja vis wieczność.
Osiedliłem się wtedy w tamtej okolicy. Potraktowałem serio tego posłańca, który pojawił się koło mnie w wypełnionym pasażerami autobusie. Choć moja wola była tylko jednym z elementów tamtej rodzinnej relokacji - o przeprowadzce przesądzał układ sił i wydarzeń sprzyjających i zniechęcających - to wyrazistość tamtej sceny w mojej pamięci, kiedy patrzę przez zakurzoną szybę autobusu na mojego rozmówcę, poruszającego się w grupce osób, które wysiadły na przystanku, określa wagę tamtych chwil.
   Zbigniew R., którego poznałem w autobusie, był krewnym znanego dziś Józefa „Lalka” Franczaka. Ten ostatni partyzant miał u niego zatrzymanie w swej nieustającej, kilkunastoletniej ucieczce w zamkniętym kręgu utworzonym przez ludzi, którym mógł ufać. Ta czy jakakolwiek kanwa natury historycznej w najmniejszym stopniu nie była przyczyną mojej decyzji. Wrosłem w tę okolicę, gdyż okazała się gruntem temu sprzyjającym. Jeśli mamy mówić o historii jako takiej, to muszę powiedzieć, że o mojej szybkiej tutaj asymilacji decydowało życzliwe mi pokolenie starszych. Wtedy, chcąc nie chcąc, żyłem nurcie, niosącym cały bagaż dziejów całego ostatniego stulecia. Moje bardziej poważne nastawienie do dawanych świadectw, bez wątpienia przyniosłoby plon obfity. Jednak wcale nie czułem się powołany do tego, by wówczas  tę swoją wiedzę jakoś dyskontować. Nie miałem zamiaru uczestniczyć w paradzie historyków, których widziałem albo jako wyrachowanych, ustrojowych kłamców-aparatczyków albo jako ludzi o jednostronnym, nieobiektywnym nastawieniu.
  Ojciec Zbigniewa został zastrzelony przez Żydów 9 października 1943 roku. Był jednym z niewinnych, których spotkała  tego dnia tragiczna śmierć. Sam sobie się jawię jako poważny świadek w tej sprawie. Nie jest ona błaha. Nieoczekiwanie, przecież nie w mojej wyobraźni, lecz w bezwzględnym zbiorze faktów, zostaje rozpostarta do rozmiarów obejmujących kraje, narody i stulecia. A wszystko to musi zostać na czymś zawieszone i ubliżałoby wszystkim uczestnikom historii świata, gdybym poprzestał na przekartkowaniu bajek, hipotez i teorii. Stoję na realnej drodze. Nie wątpię w  głęboki sens doświadczania oferowanego nam przez Stwórcę.
  Choć nie mam przodków Żydów, niewytłumaczalnie stale mi oni w moim życiu towarzyszą. W zasadzie nie zdziwiłem się, gdy okazało się, że gospodarstwo, które kiedyś kupiłem w tej kompletnej dziurze, znajduje się w miejscu dla nich tak istotnym. Położone jest ono na granicy Kawęczyna. Jedna z moich działek zaliczona jest do obszaru tej wsi, aczkolwiek trzeba wiedzieć, że grunty Kawęczyna obejmowały kiedyś całą tę okolicę. A jeszcze dawniej linia lasu odsunięta dziś dalej na zachód, miała przebiegać wedle miejscowego przekazu właśnie tutaj. Ten brzeg lasu, czy sam las – dzisiaj tzw. Las Kawęczyński  widzę ze swojego podwórka  – ma też w tym wszystkim znaczenie szczególne. Posłuchajmy:
                                     Przybycie Żydów do Polski w średniowiecznej legendzie
Wszystkie opowieści o początkach osadnictwa Żydów na ziemiach polskich wiążą to wydarzenie ze średniowieczem. Polscy Żydzi, jak każda inna wspólnota, potrzebowali legendy objaśniającej, skąd pochodzą, kim są, dlaczego zamieszkali tu, a nie gdzie indziej. Takie legendy stanowiły zawsze ważny element kulturowego trwania społeczności, które je przez pokolenia przekazywały. Jeden z najstarszych przekazów, w najbardziej znanej wersji, o okolicznościach przybycia i osiedlenia się Izraelitów w przyjaznej krainie zapisał Samuel Josef Agnon.
 „Nie wiedzielibyśmy o tym, ale nasi ojcowie opowiedzieli nam, jak Izrael przybył z Frankonii do Polski i tam się osiedlił. Widział Izrael, jak cierpienia ciągle się ponawiały, ucisk rósł, prześladowania się mnożyły, niewola stawała się nie do wytrzymania, panowanie zła dodawało nieszczęście do nieszczęścia, wygnanie do wygnania, tak że nie mógł już opierać się swoim wrogom. Wyszedł tedy Izrael na rozstajne drogi i pytał o ścieżki świata, jaka jest właściwa droga, którą ma pójść, by odnaleźć dla siebie pokój. Wtedy z nieba spadła kartka: Idźcie do Polski! Poszli więc do Polski i ofiarowali królowi całą górę złota, a król przyjął ich z wszystkimi honorami…”
 Inna wersja tej legendy żydowskich przybyszach z Frankonii opowiada, jak znaleźli oni „w Polsce las, którego drzewa były całe pokryte inskrypcjami, a na każdym drzewie wyryty był traktat z Talmudu. Jest to las Kawęczyn, prowadzący do Lublina. Żydzi postanowili osiedlić się w tym świętym dla nich lesie”.

https://www.polin.pl/sites/default/files/podrecznik_1000_lat_historii_zydow_polskich_podroz_przez_wieki_web.pdf



  Nie pytam: dlaczego. Taka moja rola. Patrzeć i czasem coś napisać.
 
  W żadnym stopniu nie uczestniczyłem w aranżowaniu odwiedzin w rodzinnym domu Edyty Stein przy Nowowiejskiej we Wrocławiu.  5 listopada 2018 zostałem tu przywieziony jako towarzysz podróży. Zaparkowaliśmy w nieodległej, bocznej ulicy – Barlickiego. Wysiadłem z uczuciem jakiejś pozytywnej, radosnej konsternacji. Mieszkałem tu w latach 1970 -71. Na Jaracza, kilkaset metrów stąd. Śladem tych wspomnień jest  wpis na NB, Tato w Wehrmachcie.
  Idziemy w stronę domu Steinów. Zaskoczony zatrzymuję się przy mieszczącym się tutaj biurze  poselskim albo senatorskim. Stosunkowo mało zajmuję się bieżącą polityką, że mam z określeniem tego kłopot. A to biuro Kornela Morawickiego. Idę do Edyty Stein, ale to niej mam pytanie, choć gryzący mnie mol ma związek z jej osobą.  Nowojorski klasztor nazwany jej imieniem znajduje się naprzeciwko szkoły żydowskiej. Opisałem swoją przygodę z nim związaną w notce Edyta Stein, Brooklyn i wierny z Polski. Mój problem dotyczy akurat młodszego Morawieckiego – premiera. Dlaczego posłał on swoje dzieci do szkoły żydowskiej? Mniej by mnie to obchodziło, ale  dotknąłem akurat bezpośrednio  dla mnie strategicznej statystyki, dotyczącej dzieci z warszawskiego Ursynowa. To jakiś wycinek, ale z pewnością miarodajny: na lekcję religii zapisane jest i uczęszcza 33%,  w największe święta katolickie do kościoła udaje się 15% . Ta statystyka dla innych będąca ulotną opinią, dla mnie jest jak kamień milowy na drodze wszystkich Polaków, której tak samo nie znamy, jak Edyta Stein nie znała swojej, gdy po raz ostatni wsiadała na tej ulicy do tramwaju, na początku swej podróży do Karmelu.
  Uciekam do świata polityki, ale dogania mnie ona sama. Trochę jednak trzeba wiedzieć i dlatego czytam NB. Ostatnio zaprowadziły mnie one do wywiadu przeprowadzonego przez Stanisława Krajskiego z profesorem Mirosławem Dakowskim. A on FOZZ-ie i Michale Falzmannie. Kiedyś naprawdę śledziłem bieżące wydarzenia i fascynowałem się starciem z Imperium Zła, dlatego ożywił mnie w wywiadzie powrót profesora do tamtych czasów, kiedy szykowano nam naiwnym kontynuację niewoli.  Zaskoczyła mnie informacja, że świadkiem ostatnich chwil Michała Falzmanna był Kornel Morawiecki. I że omija ten temat w swojej autobiografii, co należy widzieć, jako klasyczny element, składową otumaniania coraz bardziej  pogubionego narodu.
Ulica Nowowiejska, kiedyś Mchaelisstrasse...  Patronem jej jest święty Michał.. Archanioł...  
 
 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 4018
Jabe

Jabe

26.11.2018 22:27

Komuniści utrudniali obrót ziemią – Historia kołem się toczy.
Marek1taki

Anonymous

26.11.2018 22:50

"W roku 1973 stan zadłużenia w walutach wymienialnych przekroczył ówczesny poziom rocznych wpływów z eksportu w tych walutach."
"W 1980 zadłużenie zagraniczne w walutach wymienialnych osiągnęło poziom 24,1 mld USD (66,3 mld w 2011 USD)"
"W 1981 roku rząd gen. Jaruzelskiego poinformował Klub Paryski o wstrzymaniu spłat zadłużenia zagranicznego w wysokości 25,5 miliarda USD"
"W latach 1981–1989 średnie oprocentowanie zadłużenia sięgało 10%. Z sumy około 27 mld dolarów odsetek zapłacono nieco ponad 12 mld dolarów, zaś około 15 mld dolarów powiększyło stan zadłużenia."
https://pl.wikipedia.org…
Polska nie była wyjątkiem w bloku wschodnim. Radziecka Rosja przegrała wyścig zbrojeń, gdyż z powodu uprzemysłowienia i kolektywizacji spadła produkcja rolna a wydobycie ropy osiągnęło kres wzrostu i nie wystarczyło na import zboża.
X 1986 w Rejkiawiku spotkali się Regan z Gorbaczowem
X 1988 w TV pokazali Wałęsę z Miodowiczem
6 II-5 IV 1989 okrągły stół
15 II1989 ustawa o FOZZ - FOZZ skupywał długi, czy był narzędziem wierzyciela do kontroli dłużnika?
(1990 początek operacji most)
Jan1797

Jan1797

27.11.2018 18:17

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na "W roku 1973 stan zadłużenia

Cóż było dalej Szanowny Marku, amnezja?
Wybory w 1993 — do Sejmu i Senatu, zarządzone przez Wałęsę zakończyły się zwycięstwem ugrupowań skupionych
w koalicji SLD, zawiązało rząd z PSL-em a później; itd., przez 20 lat — marsz po rozum, z krótką przerwą.
Mimo wszystko pozdrawiam.
Marek1taki

Anonymous

27.11.2018 22:37

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na "W roku 1973 stan zadłużenia

Szanowny Janie,
Czemóżby amnezja?
W nawiązaniu do wątku finansów, a w tym zadłużenia, dodałbym plan Balcerowicza z zamrożeniem kursu złotego na poziomie 9500starych złotych od I 1990 do V 1991r. To też wygląda na interwencję wierzycieli. Zwłaszcza, że całkiem jawnie ten plan był przygotowany przez Sachsa (określającego się mianem socjaldemokraty co nie przeszkadzało go nazywać wolnorynkowym i krytykować za "odchylenia prawicowe"). Jeffrey Sachs "pomagał" w wielu krajach. Jeżeli nie było to działanie by poprawić ściągalność długów, to co to było?
Obecnie, gdy zadłużono nas jeszcze bardziej, wdrożono plan Morawieckiego. Człowieka wykreowanego przez system bankowy. Przypadkowa zbieżność nazwisk z Morawieckim, który widział się ostatni ze śp. Michałem Falzmanem?
Jan1797

Jan1797

27.11.2018 21:26

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Szanowny Janie,

Szanowny Marku,
Ja jednak o skutku "mostu" pisałem.
<Przypadkowa zbieżność nazwisk z Morawieckim,>
Może nie przypadkowa, lecz kontekst myślowy mylny.
Marek1taki

Anonymous

28.11.2018 09:38

Dodane przez Jan1797 w odpowiedzi na Szanowny Marku,

Szanowny Janie,
Mam nadzieję, że to przypadek i mylne skojarzenie. Moje myślenie życzeniowe nie jest problemem. Problemem jest myślenie życzeniowe decydentów.
Co jest skutkiem "mostu", o którym zapomniałem, albo nie wymieniłem?
St. M. Krzyśków-Marcinowski
Nazwa bloga:
Bez liczenia
Zawód:
nauczyciel

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 258
Liczba wyświetleń: 776,913
Liczba komentarzy: 744

Ostatnie wpisy blogera

  • Pięćset plus
  • W tymczasowym szpitalu covidowym
  • Wariacje covidowe

Moje ostatnie komentarze

  • W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…
  • W systemie biologicznym jednostka, w tym rodzina, nie ma znaczenia - ogół, zbiorowisko, populacja, społeczństwo i procesy w nim zachodzące owszem.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Niemieckie manipulacje
  • Hasło "Żydokomuna" w Wikipedii
  • Ekspres Poznań - Wrocław

Ostatnio komentowane

  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Jabe, Jednostka niczym, jednostka bzdurą.
  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności