Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Zdrowie wasze w gardło nasze
Wysłane przez marek.powichrowski w 08-01-2015 [19:32]
W natłoku sterowanej medialnej wrzawy wokół konfliktu porozumienia lekarzy i rządu jakoś tak niezauważenie przemknęła informacja dla mnie najistotniejsza. Otóż do tej pory NFZ miał prawo zmienić umowę jednostronnie. I to jest wiadomość miesiąca. To przecież jest ewidentne naruszenie zasad kodeksu postępowania cywilnego, który stawia jako naczelną zasadę równość podmiotów umów cywilno-prawnych. Rozumiem, że do tej pory lekarze byli przymuszeni podpisywać takie umowy i „morda w kubeł” czyli mówiąc wprost byli raczej przedmiotem niż podmiotem. Nie chcą podpisać? To wynocha! Jest wolność gospodarcza czy nie? Nasza ale nie wasza wolność ma się rozumieć. Ciekawi mnie czy takie umowy mają jeszcze moc prawną i czy można je zaskarżyć przed jakimś trybunałem jako zawarte pod przymusem. Żartowałem.
W naszym biednym kraju wszystko wygląda nie tak jak w mądrych książkach. Otóż reforma zdrowia polegająca na jej „komercjalizacji” miała urynkowić lekarzy i uczynić z nich przedsiębiorców. Co prawda nie bardzo było wiadome jak wprowadzić konkurencję jako zasadniczą siłę sprawczą rynku w sytuacji gdy w mieście jest jeden tomograf i na dodatek jest w rękach, które za jego nabycie nie zapłaciły ani grosza. Niewidzialna ręka rynku miała za polityków Partii-Matki odwalić całą robotę i wprowadzić służbę zdrowia na niebotyczne poziomy dając im samym możliwość robienia tego co lubią najbardziej, czyli nic nie robienia i za nic nie odpowiadania. Ale nie ma lekko, rynek to przede wszystkim twarda matematyka w postaci odejmowania od przychodu kosztów tak aby wynik był dodatni. Czyli przedsiębiorca ma generować zysk więc siłą rzeczy musi z partnerem w biznesie rozmawiać o pieniądzach. A tu płacz ministra (bezpośredniego partnera biznesowego), że lekarze rozmawiają z nim o pieniądzach a nie o pacjentach. Może mało kto pamięta to warto przypomnieć, że jednym z największych lobbystów komercjalizacji służby zdrowia była becząca Beata. Jakież to wizje były snute na kanwie tej idei. Jak miało być pięknie. Jak zakrzykiwano prof. Religę, który przestrzegał przez skutkami uczynienia z lekarzy przedsiębiorców. I co? Goła dupa. Jeżeli niedźwiedź narzuca wartość kontraktu szaraczkowi to aby tenże mógł przeżyć to musi niestety ciąć koszty. Czyim kosztem? Przecież nie swoim.
Huczne i dumne „25 lat wolności” to kilka przeżytych reform służby zdrowia. Każda z nich nic nie przyniosła pacjentom. Peerlowska służba zdrowia była do bani (chociaż gabinet lekarski był w każdej szkole), więc przywrócono z imienia dawne Kasy Chorych. A że najstarsi górale nie pamiętali jak poprzednie funkcjonowały więc nie było żadnego problemu z ich kupieniem przez nie mających żadnego wyboru obywateli. Te okazały się do bani więc wprowadzono uzdrowicielski z założenia NFZ z czego pewnie bardzo ucieszyli się krewni i znajomi królika. Już teraz słychać głosy, że NFZ też jest do bani. Co więc w takim razie zamiast tego? Scieżki zdrowia dla chorych?