Szczyt UE czyli 0 do 3…

Na właśnie zakończonym szczycie UE wydarzyły się trzy rzeczy źle świadczące o Unii Europejskiej. Po pierwsze nie podjęto decyzji o kształcie rozwodu z Wielką Brytanią − mimo, że w przyszłym miesiącu minie już 1,5 roku (!) od rozpoczęcia negocjacji. Po drugie  znów dużo − i  słusznie − mówiono o imigracji spoza Europy, ale znów bez żadnych wiążących konkluzji, poza potwierdzeniem politycznej śmierci pomysłu przymusowych „kwot”( z tego najbardziej cieszyć się mogą Polska i Węgry). Po trzecie Bruksela jednak pokazała, że potrafi być zdecydowana: presja na Włochy, aby te trzykrotnie(!) zmniejszyły deficyt budżetowy, nawet się zwiększyła. 

Podsumowując: Unia jest powolna tam, gdzie należy działać bardzo szybko, a bardzo szybka wtedy, gdy lepiej, aby w ogóle się nie wtrącała. Trzeba jednak powiedzieć, że w tej antywłoskiej akcji (Italia też ma prawicowy rząd...) UE uzyskała pełne wsparcie najbogatszych krajów Unii: Niemiec i Holandii. Tych samych, których przedstawiciele zarzucają Polsce brak... europejskiej solidarności. Owa „europejska solidarność” − tyle, że „inaczej” − teraz Berlin i Haga brutalnie zademonstrowały wobec Italii. Nie chodzi „tylko” o ingerowanie w wewnętrzne sprawy trzeciego (po Brexicie) państwa członkowskiego UE  ale też o olbrzymia karę finansową, którą Rzym może zostać obciążony już za parę miesięcy.

Trzy wyzwania − i trzy razy Unia podejmuje najgorsze z możliwych rozwiązań. A potem establiszment dziwi się, że ludzie głosują, jak głosują, a UE nie ma już praktycznie żadnego autorytetu.

*pełna wersja komentarza, który ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (20.10.2018)