Z Polską trzeba się liczyć - czyli w obronie prezydenta RP

Poniżej publikuję wywiad ze mną, jaki ukazał się i w wersji drukowanej i internetowej dziennika „Super Express". Rozmowę przeprowadził redaktor Tomasz Walczak.  

„Super Express”: - Zdaniem prezydenta, UE to „wyimaginowana wspólnota, z której dla nas niewiele wynika”. Jak się panu te słowa podobają? Bo niektórzy odbierają je jako granie na antyunijnym resentymencie. I chyba mają racje.Ryszard Czarnecki: - Trzy czwarte Polaków chce, by Polska była w UE. Ja też. Jednocześnie duża część z nich – i ja też – jest zaniepokojona kierunkiem, w którym Unia zmierza. Jest coraz mniej solidarna, coraz bardziej preferująca największe i najbogatsze państwa Wspólnoty.

- To zaniepokojenie do twierdzenia, że niewiele z niej dla nas wynika, dzieli przepaść.
Moim zdaniem, prezydent oddał po prostu rozgoryczenie części Polaków, które poznaje na spotkaniach z nimi. Traktowanie Polski z buta w ostatnich latach i lekceważenie, trwające od wielu lat, powoduje takie nastroje społeczne, które uzewnętrznia głowa państwa.

- A prezydent nie powinien jednak łagodzić takich nastrój, a nie je swoimi wypowiedziami podsycać?
- Bronię tej wypowiedzi, bo prezydent Duda wyciąga wnioski, także jako były europarlamentarzysta, z efektów zakłamania wielu głów państw, które bały się mówić prawdę społeczeństwu i powtarzać to, co słyszą od swoich wyborców, a potem stawali się coraz bardziej odrealnieni. Andrzej Duda jest zakorzeniony w polskim społeczeństwie i mówi tak, jak jego część.

- Byli już tacy politycy, którzy tak się zakorzenili w społeczeństwie i jego nastrojach i zaczęli mówić głosem sceptycznej wobec Unii jego części i doprowadzili do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Wielu uważa, że Andrzej Duda wchodzi w ich buty.

- Muszę tu zaprotestować. Cameron poszedł w kierunku bardzo ryzykownego referendum. Andrzej Duda żadnego referendum ws. obecności Polski w UE nie proponuje. Wie, że jego wypowiedzi z Leżajska będą usłyszane także zagranicą i będzie to kolejny sygnał, że Polskę trzeba traktować poważnie, a nie jak ubogiego krewnego. Polska musi mieć poczucie partycypacji w UE. Proszę zwrócić zresztą uwagę, że na najlepszych warunkach do Unii wchodziła Estonia, ale tylko dlatego, że większość społeczeństwa była temu przeciwna. Politycy, żeby ich przekonać, musieli więcej od Unii wynegocjować. I to się udało.

- To co? Andrzej Duda zacznie straszyć Polexitem, to Bruksela odwoła art. 7, a TUSE przestanie się nas czepiać waszych reform wymiaru sprawiedliwości?

- Jeżeli w Polsce będzie grupa eurosceptyków i będą ujawniać swoje krytyczne nastawienia do Unii Europejskiej, to może to paradoksalnie pomóc polskiemu rządowi w osiągnięciu lepszego efektu negocjacyjnego w sporach w Komisją Europejską.

- Cudowna sofistyka. I niebezpieczna gra. Kiedy prezydent mówi językiem narodowców, którzy są z zasady antyunijni, to widzę raczej pożywkę dla tego typu postaw, a nie zwiększanie pozycji negocjacyjnej Polski.

- Andrzej Duda nie jest eurosceptykiem, ale eurorealistą.

- I dlatego mówi, że Unia Europejska jest jak zabory? Błagam.

- Nie przypinajmy antyunijnej gęby Andrzejowi Dudzie.

- Sam ją sobie przypina.

- Nie. On wyraża nastroje niemałej – i rosnącej części społeczeństwa – i co więcej to wysłanie sygnału rządom krajów zachodnich i KE, że z Polską trzeba się liczyć. Nie będziemy milczeć, kiedy jesteśmy źle traktowani.

- Tyle, że kiedy rodzi się nowa Unia Europejska, słowa Andrzeja Dudy mogą zostać odebrane jako zachęta do marginalizacji Polski w nowym rozdaniu.

- Jak Unia chce popełnić harakiri, to trudno. Wierzę jednak, że po nowym rozdaniu w wyborach europejskich, różne wrażliwości dziś obecne w UE znajdą swoich reprezentantów i nowe władze Unii będą bardziej respektować suwerenność poszczególnych krajów niż dziś robią to obecne elity brukselskie.

Rozmawiał Tomasz Walczak