Wizytę prezydenta Francji w USA należy widzieć w kontekście … wizyty w tym samym kraju w następny piątek kanclerz Merkel. Emmanuel Macron był goszczony niemal po królewsku, nawet jeśli gospodarz nie skrywał wobec niego wyższości i traktował go protekcjonalnie. Natomiast obecność w Stanach szefowej niemieckiego rządu będzie miała tylko „techniczny charakter”. Trump kolejny raz pokazuje, że skończył się czas Obamy, dla którego Berlin był pośrednikiem w kontaktach z UE. Obecny lokator Białego Domu po Brexicie stawia na Polskę, a na Niemcy jest wściekły na promowanie Nordstreamu i prorosyjską politykę, co uderza w amerykańskie interesy gospodarcze (eksport gazu do Europy) oraz geopolityczne.
Ale lewicowo-liberalny Macron zaskoczył nagłym zbliżeniem z Trumpem nie tylko swoich wyborców i „postępową” opinię w Europie, ale również drugiego maszynistę w unijnej lokomotywie czyli Berlin. Taki zwrot „przez rufę” pokazał Niemcom, że gospodarz Pałacu Elizejskiego nie chce być młodszym kuzynem Merkel. Chce prowadzić politykę samodzielną, nawet składając na jej ołtarzu tradycyjny francuski antyamerykanizm.
Co to może oznaczać dla Polski? Uwaga: podjęcie przez Berlin wysiłków, żeby zawczasu „zaprzyjaźnić się” z Polską po to, aby Macron nie wykonał identycznego manewru wobec Jarosława Kaczyńskiego, tworząc sojusz Paryża i Warszawy w ramach Trójkąta Weimarskiego.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (28.04.2018)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2178
Trump jest z pochodzenia Niemcem, Merklowa Polka.
Poniewaz zgodnie z polskim przyslowiem: " Bliższa ciału koszula, niż sukmana ", ( to pod adresem Trumpa )
śpię spokojnie bo AfD rosnie w silę. ( to dotyczy niemieckiego spoleczenstwa. )