W dzień poprzedzający wieczór bokserski odbywa się ważenie – w boksie limity wag są bardzo ważne. Jeśli główni bohaterowie walczą o tytuł lub jeśli są ulubieńcami szerokich rzesz kibiców, wtedy samo to ważenie jest spektaklem , na który warto się wybrać. Okazało się, że Martinez z Argentyny i Cotto z Portoryko ściągnęli takie tłumy, że po jeden z trzech tysięcy darmowych biletów należało postać w kolejce przed nowojorską halą Madison Square Garden, , gdzie mieli walczyć, przeszło godzinę. Czas się nie dłużył, wszędzie naokoło fani boksu. Jest to bractwo szybko zapalające się w dyskusji na temat bieżących notowań w poszczególnych kategoriach, charakterów zawodników, przebiegu dowolnie wybranej walki, gorszących werdyktów sędziowskich i tak dalej. W kolejce najwięcej było Portorykańczyków, jak zwykle żywych, rozbawionych i spontanicznych, jednak stojąca tu wiara miała jak to w Nowym Jorku bywa skład niby amerykański, ale w gruncie rzeczy absolutnie międzynarodowy. Aż dziwne, że przed nami znaleźli się dwaj „prawdziwi” Amerykanie. Za nami stało dwóch innych chłopaków, z którymi z miejsca nawiązaliśmy serdeczną rozmowę.
Za kilka chwil dobrze się znamy. Jednym z nich jest Jusuf, pochodzenia palestyńsko-portorykańskiego, drugim Volodymyr, korzenie ukraińskie, w wieku 7 lat przyjechał z rodzicami do USA z rodzinnego Tarnopola. Teraz ma 26. Jest inżynierem. Mama chce, żeby się już ożenił, koniecznie z Ukrainką. Na razie wcale nie ma takiego zamiaru. Obaj z Jusufem są świetnymi przedstawicielami złotej nowojorskiej młodzieży – cechuje ich naturalny sposób bycia i błyskotliwa, przenikliwa inteligencja. Wiadome mi się to staje, gdy ci goście detalicznie i wnikliwie analizują zdarzenia dotyczące bokserskiego światka. Są jego świetnymi znawcami. Nienaganni w swoich manierach łączących uniwersalne zasady ukształtowane przez wielkie miasto i znakomity luz –przywilej młodości. Lubią się zabawić. Nim rozmowa zeszła na temat sportu była całkiem o czymś innym, też o sprawach bieżących.
Dla Volodymyra ja, który przed kilkoma dniami przyleciałem ze wschodniej Polski, byłem niczym jakiś kurier z linii frontu. Bardzo przeżywał narastający konflikt ukraińsko-rosyjski. Ukraińcy i Rosjanie to bracia - robi mała pauzę i wzmacnia jeszcze tę współzależność - jesteśmy przecież jedno. Przenosi to następnie na stosunki ukraińsko-polskie. Przecież my bracia. Z perspektywy amerykańskiej różnice zdecydowanie się zacierają. W stolicy wszelkich mieszanek rasowych i kulturowych wojowanie ze sobą grup etnicznie zbliżonych jest czymś absurdalnym. Chyba nawet niegrzeczności w tych relacjach są czymś trudno wytłumaczalnym.
Volodymyr określa nacjonalistów i banderowców jako zupełny margines, do wyeliminowania z życia politycznego w najbliższej przyszłości. Uważa, iż wystarczy do tego wzajemna otwartość na siebie większości Ukraińców i ich sąsiadów. Jego zdaniem sytuacja się ustabilizuje, nie dopuszcza on możliwości krwawych starć. Korzystamy w dużej mierze z tłumacza, ale przynajmniej początek każdej kwestii jest dla mnie zrozumiały mimo gardłowego, niesłowiańskiego akcentu Volodymyra mówiącego po ukraińsku,. To co ja przekazuję okazuje się zupełnie niejasne. Odnoszę się do słów wypisanych cyrylicą na chełmskim cmentarzu - o Bogu miłości i pokoju. Volodymyr kiwa głową, że to rozumie, ale jego zamilknięcie świadczy o tym, że jest to z mojej strony przysłowiowa kula w płot. Potem na moją wzmiankę na temat ludobójstwa tłumacz popada w irytację i nadaje temu jakiś kompromisowy kształt. Zostaję ustawiony na ścieżce kurtuazji i poprawności.
O co chodzi, lepiej dowiem się za parę minut, gdy zacznę dopytywać o religię Yusufa, syna muzułmanina i katoliczki. Odpowiedź Volodymyra ma postać dowcipu, moi rozmówcy wybuchają śmiechem. Nie pojąłem dokładnie tłumaczenia, chodziło o jakąś grę słów, ale sens ogólny trafił do mnie bezproblemowo: sprzeczne dogmaty obu wyznań po prostu się zniosły i pojęcia Boga nie ma ani koło Yusufa ani w całym Nowym Jorku. Dla tych chłopaków życie religijne nie istnieje; o losach świata, pokoju czy miłości decyduje tylko człowiek.
W sferze politycznej konsultantem się okazuję marnym; bez porównania większy respekt wzbudzają moje doświadczenie starego kibica boksu – sam fakt mojej obecności na walce Adamka z Witalijem Kliczko we Wrocławiu spotyka się z głośnymi wyrazami uznania. Tam gdzie się mieszczę w gazetowych trendach jestem w porządku. Sportowa bzdura wyznacza jeden z tych obszarów poprawności. A jeśli dotyka mnie przerost niezależności, to kwalifikuję się do jakiegoś getta, dajmy na to, religijnego lub historiozoficznego.
Dla mnie jest to jednoznaczne skrzywienie współczesnej napastliwej cywilizacji. Przyszłość jest niepewna - na to kto wygra jutrzejsza walkę nie da nam gwarancji cały sejmik bukmacherów. O przeszłości da się powiedzieć dużo więcej. Jaki jest rekord dowolnego boksera, z kim walczył Jack Dempsey w 1923 dowiemy się natychmiast. Dlaczego prace milionowej rzeszy historyków nie przybliżają nas do wiedzy o świecie niedawno minionym? Jaki jest sposób na talię pełną fałszywych kart wciąż zresztą dodrukowywanych? W zaciekłej wojnie toczonej o zawładnięcie świadomością jednostek historia okazuje się szczególnie ważna. Niszczenie dokumentów, cmentarzy, deformowanie pamięci, wybiórcze traktowanie faktów, urządzanie kociokwiku medialnego w wypadku zagrożenia ujawnienia prawdy wszystko to służy zatarciu śladów przez złodziei sprawujących władzę. Jedyne wytłumaczenie.
Komitywa z parą poznaną w kolejce trwa w najlepsze do dzisiejszego dnia, Volodymyr swoje wiadomości wysyłane do mojego przewodnika po Ameryce zaczyna od słów „mój polski bracie". Wiadomo, że w jakiejś części odnoszą się one również do mnie. Nie wątpię, że ta unia serdeczna między nami ma charakter wieczysty. Kiedyś zapoczątkowaliśmy ją razem z innym Ukraińcem urodzonym w Tarnopolu i mieszkającym w nowojorskiej aglomeracji , Siergiejem. W sierpniowe Święto Niepodległości ukraińskiej wznieśliśmy toasty za pomyślność naszych państw i trwałość naszej przyjaźni. Był rok 2007.
Łażąc po cmentarzach i pisząc to wszystko nie przestaję być jego bratem, ich bratem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2456