Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Historia Leona i Krysi
Wysłane przez foros w 01-03-2018 [15:35]
Dziś w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych warto przypomnieć historię związku jednej pary: Leona i Krysi. Ona, przed wojną Sonia Landau po wojnie Krystyna Żywulska, w czasie wojny członek ruchu oporu aresztowana przez gestapo, więźniarka obozu w Auschwitz, uciekła z marszu śmierci - polska pisarka, felietonistka, autorka tekstów piosenek, graficzka. On Leon (Lajb Wolf) Ajzef, potem Leon Andrzejewski, przedwojenny komunista, w czasie wojny wychowawca kadr UB w szkole oficerskiej nr 366 w Kujbyszewie, po wojnie mózg i szef kontrwywiadu UB, człowiek który może się pochwalić pozostawieniem za sobą całego cmentarza żołnierzy wyklętych - polskiej konspiracji niepodległościowej. Ponoć pomysł Operacji Cezary - V komendy WiN - największego majstersztyku kontrwywiadu UB Leon i Sonia opracowali razem.
Poniższy tekst to część eseju p. Julii Pańków opublikowanego m.in. w Wysokich Obcasach - dodatku do Gazety Wyborczej. Możemy tutaj m.in. odnaleźć echa szykan społeczeństwa polskiego wobec rodziny Andrzejewskich.
Pułkownik Leon Andrzejewski vel Leon Ajzef
4.
Tadeusz Andrzejewski nie jest pewny prawdziwego nazwiska ojca. Wie, że zmienił je na żądanie Stalina. Prawdziwe nazwisko — Ajzen lub Ajzera raziło, gdy podpisywał ważne dokumenty UB. Tadeusz nie wie, kim byli i kiedy umarli rodzice ojca. Nie wie, w jakich okolicznościach zginęli w łódzkim getcie jego pierwsza żona i dziecko.
Leon był przyjacielem Sonii od wczesnego dzieciństwa. Jednym z tych, którzy w młodości siedzieli za sprawę. Zaczął komunizować, gdy miał czternaście lat. W więzieniu spędził w sumie dziewięć lat (Tadeusz twierdzi, że dwanaście). Co roku, gdy chciał przystąpić do matury, zostawał aresztowany. Dla Sonii był jednym z wielu adoratorów. Ona dla niego — największą miłością. Wymyślił sobie, że jeśli tylko oboje przeżyją wojnę, ożeni się z nią, nawet jeśli nie wygląda już tak, jak przed wojną. Wojnę spędził w Związku Radzieckim, w Polsce zjawił się jako bohater, pułkownik Armii Berlinga. Natychmiast zaangażował się w umacnianie władzy ludowej.
W tym samym czasie zjawił się u niej Bolek, jej pierwsza miłość, „najwierniejszy z przyjaciół”, Bolek, który w czasie akcji w getcie ukrył ich w łazience i zastawił wieszakiem, który do Oświęcimia przysłał jej cytryny. Przywiózł jej z Wiednia mamę, którą opiekował się, gdy Sonia była w obozie. Nie było jasne, z kim będzie: z Bolkiem czy z Leonem. Leon bardzo to przeżywał, mdlał w łazience. Bolek rozwiązał problem:
— Ja już byłem twoim mężem. Mnie nie zależy na tobie jako na kobiecie, ale zależy mi na mamie i na twoim domu, żebym mógł przychodzić, kiedy chcę.
Tego nie musiał mówić. Pozostał najbliższym przyjacielem ich obu.
— Byłam wtedy taka obojętna... myślałam tylko o tym, żeby mieć spokój i pisać książkę o Oświęcimiu — powie po latach Krystyna.
Leon zapewnił spokój: apartament, gosposia, samochód. W 1946 Krystyna wydaje książkę. W tym samym roku w styczniu rodzi syna. Daje mu na imię Jacek, na pamiątkę dziecka, które w getcie próbowała ocalić, ale wywieźli je i spalili w Oświęcimiu. Nie powinna była rodzić. Organizm miała wycieńczony po obozie. Nie wierzyła, ze donosi tę ciążę. Leon załatwił jej sanatorium w Kudowie, błotne kąpiele. Wróciła odrodzona. Wiele jej niedomagań przeszło na Jacka, który chorował prawie ciągle przez pierwsze dwanaście lat swego życia. Po dwóch latach Krystyna rodzi drugiego syna — Tadeusza. Wychowuje także Maćka, syna siostry. Maciek jest synem Basi i Mio, Jugosłowianina. Andrzejewscy biorą go do siebie, gdy choruje na dyzenterię, a Basia jest w Jugosławii. W tym czasie zaczyna się blokada między Polską a Jugosławią, i Basia nie może wrócić. Maciek zostaje na stałe.
Rok 1963, Maciej Grguric, Jacek Andrzejewski i Tadeusz Andrzejewski - wychowankowie płka Leona Andrzejewskiego
Jej książka „Przeżyłam Oświęcim” była jednym z pierwszych świadectw obozowych. Nazwisko Żywulska zaistniało w Polsce i na świecie. Nie ma w książce ani jednej wzmianki o tym, że nie jest to prawdziwe nazwisko autorki.
— Pisałam jako Polka z Pawiaka. Byłam wtedy jeszcze przede wszystkim Polką z Pawiaka — mówiła po latach w rozmowie z Barbarą Engelking Boni.
— Myśmy się wychowywali na Oświęcimiu. Ja przeczytałem książkę mamy jak miałem siedem lat — opowiada syn Tadeusz.
Nie wszystko rozumiał. Czasami pytał: no i co, przeżyłaś? Pewne sprawy były w domu oczywiste: że nie ma żarówek pod sufitem, tylko kinkiety albo wielkie żyrandole, że mama nie może jechać pociągiem sypialnym, że nie potrafi oddychać, kiedy jest niskie niebo.
— Ale nie była typem kombatantki — podkreśla przy każdej okazji syn Jacek — nie umiała rozpamiętywać, nienawidzić. Lubiła śpiewać, żartować, dawać ludziom radość.
Oprócz nazwiska Sonia, dziedziczy także metrykę Krystyny Żywulskiej, odmładzając się w ten sposób o cztery lata. Nadmiar urodzin i imienin nie jest problemem, obchodzi wszystkie. Najważniejsze urodziny wymyśla sobie sama — to 18 stycznia, rocznica ucieczki z Oświęcimia. Rodzina obchodzi ten dzień jako Święto Słomy.
Dla Leona liczyły się trzy rzeczy: ojczyzna, partia, rodzina. Za wszystkie bez wahania oddałby życie. Za partię odsiedział swoje przed wojną, oddał jej młodość. Za ojczyznę walczył u boku Armii Czerwonej, nigdy nie stchórzył. Że rodzina jest ważna — oznaczało, że muszą jadać wspólnie obiady. Zbierali się więc w jadalnym willi na Zawrat. Ojciec, matka, trzech chłopców. Gosposia podawała obiad. Leon siedział podminowany, wszystko go denerwowało. Musztrował chłopców, choroby Jacka nazywał symulacją. Jacek nie wytrzymywał napięcia, uciekał, mówił, że w takich warunkach nie jest w stanie nic przełknąć. Wolał Bolka, Bolek brał go na spacery i pokazywał samochody. Po kłótni ojciec wybiegał z pokoju, za nim matka. Kłócili się przy zamkniętych drzwiach.
Pewnego lata rodzice są na wakacjach. Leon żąda, żeby Krystyna przebrała się na oficjalne przyjęcie. Wtedy wybucha:
— Przyjechałam tu żeby odpocząć, a nie żeby chodzić na twoje przyjęcia.
— Dobrze, robię to po raz ostatni, więcej nie jedziemy razem na wakacje.
W następnym mieszkaniu, na Chopina, Krystyna zajmuje oddzielny apartament. Ma własne wejście i łazienkę. Może się w nim zamknąć, kiedy chce pisać. W dużym mieszkaniu mieszkają chłopcy, we trzech w jednym pokoju, ojciec, babcia i gosposia z mężem.
— Mama chyba nigdy nie dowiedziała się, gdzie jest u nas kuchnia — śmieje się Tadeusz. Dzieci wyprowadza do szkoły babcia albo gosposia. Krystyna jeszcze śpi, lubi pracować w nocy. Pisuje piosenki, wiele z nich staje się przebojami:
— Miałam takie szczęście, że co napisałam jakąś głupotę, to zaraz śpiewała cała Polska.
Jej teksty, takie jak „Żyje się raz” rozsławiła Sława Przybylska. Z piosenek spływają tantiemy, Krystyna ma dużo pieniędzy. Pisze także zjadliwe felietony do Szpilek, monologi satyryczne dla aktorów. Wyśmiewa w nich rzeczywistość — partyjną nowomowę, zakłamane stosunki społeczne. W najcięższych czasach stalinowskich może sobie pozwolić na wiele — ma wszak męża w UB. Wydaje jej się, że może wszystko.
Jest gwiazdą towarzystwa, bywają u niej aktorzy i pisarze.
— Uważałam, że po tym co przeszłam, wszystko mi się należy. Mam piękne mieszkanie, ale mało mieszkałam w baraku? Dopiero w Niemczech zrozumiałam, jaki to był kretyński błąd w rozumowaniu — mówiła w rozmowie z Barbarą Engelking — Boni.
— Tylko dla ojca przywileje były sprawą wstydliwą. Nie po to poświęcił swoją młodość komunizmowi, żeby jedni ludzie mieli więcej niż inni — wspomina Tadeusz.
Pewnego dnia N, najsłynniejszy turecki poeta, daje chłopcom kolejkę elektryczną. Tadzio natychmiast ją rozstawia: kolejka zajmuje cały wielki pokój. Kiedy Leon wraca z pracy i widzi kolejkę, wścieka się:
— To nie jest zabawka dla jednego dziecka.
Tego samego dnia oddaje ją do przedszkola.
Płk Leon Andrzejewski z rodziną
— Umyję mamie włosy — mówi Leon. Mama Krystyny krzywi się — nie ma siły się podnieść. Choruje już od wielu tygodni i wszyscy wiedzą, że nie ma szans. Leon przynosi miskę, zdejmuje poduszkę, delikatnie podnosi mamy głowę, myje jej gęste siwe włosy, spłukuje.
— Lepiej mama się czuje?
— Tak — uśmiecha się z wysiłkiem, żeby zrobić przyjemność.
Karmi ją zupą. Większość zupy się wylewa, ale ważne, że zje chociaż trochę. Przewija ją, czuwa w nocy.
— Nie podejrzewałam, że mężczyzna potrafi się tak cierpliwie opiekować. Stać go było na nieludzką cierpliwość — powie po latach Stefania Grodzieńska, która w czasie choroby mamy bywała u nich codziennie.
Mama jest niewierząca. Rodzina była zasymilowana, nie obchodziło się żydowskich świąt. Tuż przed śmiercią krzyczy: Jezus Maria Józef! Po chwili odwraca się do córki:
— Ja dobrze powiedziałam?
Pogrzeb na Powązkach. Krystyna stoi w czarnych okularach, zapłakana. Odsłaniają tablicę a tam napis: towarzyszka Stanisława Kozłowska. Krystyna ściska rękę Elżbiety Pawłowskiej:
— Wyobrażasz sobie, jak mama by się śmiała, gdyby zobaczyła ten napis...
Nie celowali w nią. Celowali w najbliższego człowieka. Do dziś dokładnie nie wiadomo, za co aresztowano Bolka.
— O tych sprawach nie mówiło się — wspomina Jacek Andrzejewski.
— W więzieniu też na pewno opowiadał dowcipy — mówi Stefania Grodzieńska.
Po wojnie Bolek był przez jakiś czas w Wiedniu, robił coś przy reparacjach wojennych. Dał się wplątać w jakąś sprawę, chodziło o kupno dolarów. Ktoś go sypnął, napuścił komisję z NIK-u.
— Miałam takie myśli, żeby zabić tego z NIK-u — mówiła Krystyna w rozmowie z Barbarą Engelking — Boni. Starała się go wyciągnąć przez znajomych, biegała po wszystkich dawnych kolegach męża. Nie mógł już pomóc Leon, do niedawna wszechwładny szef do spraw kontrwywiadu. Według oficjalnej wersji Bolek powiesił się w celi. Bolek, który tak kochał życie. Bolek, który w czasie akcji zasunął ich wieszakiem a potem przysyłał jej do Oświęcimia cytryny. Kiedy Krystyna dowiedziała się o jego śmierci, szalała. Poszła do kostnicy i wyła. Przez wiele dni nie odezwała się ani słowem. Był rok 1963. W powietrzu wisiała już retoryka marcowa.
5.
Dzwoni znajoma, aktorka żydowskiego teatru: jest tu młody człowiek z Niemiec, czytał twoją książkę, strasznie chce cię poznać. Krystyna jest sama z mamą i dziećmi. Leon jest na placówce w Moskwie, jako pełnomocnik do spraw pokojowego wykorzystania energii atomowej.
Thomas jest synem hitlerowskiego reżysera Veita Harlana. Jego najsłynniejszy film propagandowy — „Żyd Süss” — Krystyna oglądała w Oświęcimiu.
Wygląda jak wcielenie marzeń o aryjskiej rasie. Pyta o książkę. Nie zamierza wyjść, a ona gdzieś się spieszy:
— Niech pan sobie weźmie tę książkę — mówi, żeby się go pozbyć.
— Ale wtedy nie będę miał okazji, żeby przyjść do pani.
— Może pan przyjść, kiedy pan chce.
— O ile dobrze zrozumiałem, zostałem zaproszony na śniadanie.
Jest pierwsza w nocy parę dni później, kiedy dzwoni telefon. Krystyna leży już w łóżku. Thomas tłumaczy, że był właśnie w Teatrze Żydowskim na konferencji, przemawiał w imieniu Niemców i chciałby usłyszeć jej zdanie. Odpowiada, że nie będzie się dla niego ubierała. Przychodzi i zostaje w jej życiu na parę lat.
Grodzieńska wspomina, że Thomas zewnętrznie był fascynujący, jak aktor, ale z charakteru — zanim otworzy usta to już podrywa. Ale nie wtrącała się, widziała, że ze strony Krystyny to nie byle romans, ale historia, która zaważy na jej życiu.
Po pierwszym spotkaniu Krystyna zapytała Stefanię, co o nim sądzi.
— Wiesz, w dużym towarzystwie trudno sobie wyrobić zdanie o człowieku — wykręciła się Grodzieńska.
— Aha, to już wszystko rozumiem.
Nigdy już nie wróciły do tematu.
Thomas Harlan "eine seltene Spezies Mensch: ein internationaler deutscher Revolutionär" - Warszawa lata 60-e
Krystyna kładzie się spać, mówi dobranoc Leonowi, dzieciom, mamie. Około północy wstaje, ubiera się, wsiada w samochód i jedzie aleją Wilanowską do Thomasa, do wynajętego mieszkania za ciężkimi kratami. Jest z nim do szóstej rano. Wraca do domu, kładzie się spać. W ten sposób spędza kilka miesięcy. Kryje swój romans nie ze względów obyczajowych — od lat jest z mężem w separacji — ale ze względów politycznych. Związek żony ubeka i syna hitlerowca to dla władz wymarzony materiał na proces.
W Oborach śpiewają słowiki, jest piękna noc majowa. Krystyna z Thomasem piszą wspólnie książkę.
— Zakładam się z tobą o wszystko, że ten esesman pracuje teraz u Siemensa — mówi Thomass.
Przy pomocy swoich niemieckich przyjaciół ustala, że tak jest rzeczywiście.
Jak na kochanków, dosyć oryginalnie spędzają noce: liczą, ile zarabiała fabryka IG Farben w ciągu dnia na darmowych robotnikach. Mają dostęp do akt, które od wojny leżały zamknięte na cztery spusty. Jest tam szczegółowy plan ludobójstwa — zapis sporu pomiędzy SS a Wermachtem. Dzięki kontaktom Thomassa badają też, co poszczególni esesmani robią po wojnie. Wpadają na trop ich związków z wywiadem — także enerdowskim i radzieckim.
Książka, nad która pracują, ma nazywać się „Czwarta Rzesza”. Ma pokazać, że zbrodniarze nie zostali rozliczeni, a darmowa praca dla Trzeciej Rzeszy stanowiła podstawę powojennego dobrobytu Niemiec. Patronuje jej wydawnictwo „Książka i wiedza” oraz włoski potentat i działacz lewicy Fertinelli.
Są przekonani, że to misja, że ta książka otworzy ludziom oczy.
Krystyna chce w ten sposób spełnić swą obietnicę daną Zosi i setkom koleżanek z transportu: „nie zapomnę.”.
Thomas chce odpokutować za filmy ojca.
Rano Krystyna wsiada w samochód i jedzie pobyć przez dwie godziny z dziećmi. W Oborach wzywają ją do telefonu
— Jakie majtki mam włożyć? — pyta Tadzio.
Chociaż w domu na Chopina mieszka jeszcze babcia i gosposia, chłopcy zostają oddani do internatu. Jacek wytrzyma w nim dwa miesiące. Tadzio jak zwykle dłużej.
— Nigdy nie miałem żalu do matki — powie po latach Tadeusz — kiedy była z nami, to była wielka radość. Rozpieszczała nas, co denerwowało ojca.
W Oborach Krystyna z Thomasem spędzą dwa lata. Książka nigdy nie zostanie wydana. Okazała się niewygodna, zbyt wiele spraw było jeszcze aktualnych. Z powodu książki zaczęli ich śledzić. Nie tylko ją — także rodzinę. Tadeusz pamięta, że kiedy wracał ze szkoły, jechał za nim samochód. Rozpoznawał już tych panów. Czasami jak padał deszcz, podchodził i mówił — nie wygłupiajcie się, podwieźcie przynajmniej.
Tadzio ma dziesięć lat, kiedy kolega w szkole mówi na niego „głupi Żydek”. „Sam jesteś głupi Żydek” — odpowiada, bo nie wie, co to znaczy. Tadzio ma siedemnaście lat a Jacek dziewiętnaście, kiedy wychodzi Pusta woda. Rozumuje:
— Skoro byłaś w getcie, to ty jesteś Żydówką?
— Tak
— A ojciec?
— Też
— To ja też jestem Żydem?
— Też.
Tadzio ma dziewiętnaście lat, kiedy postanawia powiedzieć o tym swojej dziewczynie — Iwonce. Idzie do niej na kolację. Mama Iwonki oświadcza, że do rodziny nie przyjmie Żyda ani Niemca. W tej chwili Tadzio postanawia wyjechać. 1 września 1969 roku wsiada w pociąg na zachód. Jacek już od miesiąca jest w Szwecji. Obaj mają przy sobie papier „posiadacz tego dokumentu nie jest obywatelem polskim”.
Krystyna Żywulska
Ani Krystyna, ani Leon nie myślą ani przez chwilę o wyjeździe z Polski. Wielu przyjaciół odwraca się od nich, Leon traci dobre stanowisko. Krystynę ratuje jej jedyna broń: żart.
— Dzisiaj pada deszcz.
— To lepiej, czy gorzej dla Żydów?
Ale gdy okazuje się, że może już nigdy nie zobaczyć synów, bo nie wpuszczą ich do Polski, od razu się decyduje. Przyjaciele z Niemiec pomagają jej wyjechać do Düsseldorfu.
Leon nie chce uciekać z Polski, nie dostaje wizy do Niemiec. Z synem spotyka się w Berlinie Wschodnim — Tadeusz dostaje przepustkę na jeden dzień. Synowie proponują mu ucieczkę z Polski. Zdobywają fałszywa wizę, organizują wyjazd przez Jugosławię. Na spotkaniu w Berlinie Leon rezygnuje: nie ucieknie, musi wypić to piwo, którego nawarzył. Ma na myśli Polskę Ludowa, która nie wygląda tak, jak w jego marzeniach. Zostaje sam w Warszawie, w ciasnym mieszkanku przy Placu na Rozdrożu. Pod koniec życia kupi sobie suczkę, której Krystyna wymyśli imię: Lola. Ledwie się do niej przywiąże, suczkę ukradną. Umrze samotnie w szpitalu 18 stycznia 1978 roku, w dniu Święta Słomy. Tylko Tadzia wpuszczą do Polski na jego pogrzeb.
Alternatywną wersję końca życia pułkownika (może generała?) Leona Andrzejewskiego znaleźć możemy w opublikowanym w Gazecie Warszawskiej artykule p. Aldony Zaorskiej:
O Leonie Andrzejewskim, podobnie jak o innych ubekach jest bardzo mało informacji, nie mówiąc już o zdjęciach. Oficjalne kończą się na roku 1978 jako dacie jego śmierci. Ale jest też inna informacja – według blogera Artura Futrtacza Leon Andrzejewski w latach sześćdziesiątych zajmował się nie tylko energią jądrową – przed rokiem 1969 pełnił także funkcje wicedyrektora a następnie dyrektora Departamentu I MSW (Wywiad). W 1963 roku w związku ze specjalną informacją szczególnego znaczenia tajno-operacyjnego Departamentu II MSW (kontrwywiad) miał otrzymać zakaz wyjazdów za granicę, m.in. do Szwecji i Francji (to do Szwecji wyjechali jego synowie). Ostatecznie po sfingowaniu własnej śmierci miał uciec na Zachód w 1980 lub 1982 roku i zamieszkać w Belgii, gdzie rzekomo zmarł w roku 2000, podejmując wcześniej współpracę z NATO i przekazując tej organizacji m.in. plany broni i rakiet wywiezione z Polski. Biorąc jednak pod uwagę, że w chwili domniemanej ucieczki Leon Andrzejewski miałby siedemdziesiąt lat informacje te wydają się mało prawdopodobne. Dowodzą jednak, jak mało o tym człowieku dziś wiemy. Czy dowiemy się więcej, czy jego nazwisko będzie Polsce kojarzyć się tylko z wizerunkiem wykreowanym przez „Gazetę Wyborczą”?
Na koniec ćwiczenie intelektualne: jak odnaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia dla tych którzy widzą płka Leona Andrzejewskiego tak jak cytowana Julia Pańków i redakcja GW i dla tych którzy widzą go jak np. T. Płużański w "Bestie"?
Zdjęcia niektórych ofiar płka Leona Andrzejewskiego:
Stefan Skrzyszowski - radiotelegrafista kara śmierci wykonana
Dionizy Sosnowski - radiotelegrafista - wyrok śmierci wykonany
Kpt. Kazimierz Kamieński "Huzar" jeden z najdłużej walczących dowódców podziemia antykomunistycznego - ostatni dowódca 6 Brygady Wileńskiej
Kpt. Adam Boryczka cichociemny, dowódca 6 Wileńskiej Brygady AK, 3-krotna kara śmierci. Przeżył wyszedł na wolnoć w 1967.
Stanisława Rachwał łączniczka i wywiadowca kontrwywiadu AK, więzień Auschwitz-Birkenau razem z Krystyną Żywulską, zadenuncjowana osobiście przez Leona Andrzejewskiego skazana na karę śmierci, ułaskawiona, w więzieniach do 56 r.
Linki
eseje p. Pańków:
http://www.tchu.com.pl/wydawni...(link is external)
http://www.wysokieobcasy.pl/wy...
Alternatywne bio Leona Andrzejewskiego:
http://3obieg.pl/leon-andrzeje...
http://zolnierzeniezlomni.com....
omówienie bio Krystyny Żywulskiej z Frankfurter Allgemeine Zeitung:
http://m.dw.com/pl/prawdziwe-%...
o operacji Cezary
http://niniwa22.cba.pl/operacj...
O Stefanie Sieńko - V komendancie WiN
http://niniwa22.cba.pl/spokojn...
Komentarze
01-03-2018 [18:23] - RinoCeronte | Link: Jakie to strasznie smutne.
Jakie to strasznie smutne. Umęczona i zhańbiona Polska przez tych pasożytów.
01-03-2018 [21:31] - foros | Link: Komentarz Wiesławy z innego
Komentarz Wiesławy z innego forum
Zdjęcia niektórych ofiar płka Andrzejewskiego...
Dzięki łaskawości Boleslawa Bieruta nie ma wsród tych ofiar Stanislawy Rachwałowej.
Stanislawa Rachwałowa była była łączniczką i wywiadowcznią w kontrwywiadzie Okręgu Kraków Związku Walki Zbrojnej pózniej AK. Trafila do KL Auschwitz II – Birkenau, gdzie poznała Krystynę Żywulską.
Po wojnie, kilka tygodni po powrocie z obozu do domu nawiązała kontakt z konspiracją – działała w Brygadach Wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych, a później Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Latem 1946 r. rozpoczęła się wsypa Brygad Wywiadowczych, która doprowadziła do rozbicia II Zarządu Głównego WiN. Zdekonspirowana zeznaniami aresztowanych Rachwałowa schroniła się w Warszawie. Uznając, że „najciemniej pod latarnią”, przenocowała u znajomej z Auschwitz – Krystyny Żywulskiej, której mąż Leon Andrzejewski był podpułkownikiem UB – szefem Gabinetu Ministra. Stamtąd udała się na Pomorze. Przekazała wyznaczonym następcom swoje kontakty organizacyjne i zorganizowała sobie drogę przerzutową na Zachód. W przeddzień wyjazdu, 30 października 1946 r., przypadkowo spotkała na ulicy Andrzejewskiego. Ten już wiedział, że niedawno goszcząca u niego Rachwałowa jest poszukiwana przez bezpiekę z całej Polski.
Zakablowana przez Andrzejewskiego Rachwałowa została aresztowana i osadzona w więzieniu MBP w Warszawie, a później przetransportowana do Krakowa.
Proces przeprowadzono we wrześniu 1947 r., za działalność niepodległościową
Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie skazał ją na dożywocie. W Warszawie uznano jednak, że wyrok jest zbyt łagodny. Najwyższy Sąd Wojskowy go uchylił, a „sędziowie” z Krakowa, w czasie drugiego procesu przeprowa-dzonego w grudniu zrealizowali wskazania ze stolicy, tym razem skazując Rachwałową na śmierć. Podkreślili zarazem: „Przy wymiarze kary wziął Sąd pod uwagę jako okoliczności obciążające: dużą ruchliwość przy zbieraniu informacji stanowiących tajemnicę państwową i wojskową, [i] długi okres prowadzenia działalności przestępnej”.
Kary nie wykonano – Bierut złagodził ją do dożywocia, choć skazana o łaskę nie prosiła.
W więzieniach „ludowej” Polski w Fordonie, Inowrocławiu i Grudziądzu przetrzymywano Stanisławę Rachwałową do końca 1956 r.
Co w tym czasie robiła p. Żywulska?
Pisała wesołe kawałki do Szpilek? teksty duszoszczipatielnych piosenek? Romansowala z niemieckim aktorem?
Naprawdę nie mam chęci ni ochoty wzruszać się losami duetu Leon & Krysia i ich potomstwa.
Link do art. z Frondy - blog Natalii Julii Nowak - z życiorysem Stanisławy Rachwał: http://www.fronda.pl/blogi/nat...