„Tymczasem gdzieś w północnej Walii...”

 „Tymczasem gdzieś w północnej Walii...”
 

RELACJA Z LETNIEGO BIWAKU  PATRIAE FIDELIS 15/16/17 VIII br. PENRHOS

„Tymczasem gdzieś w północnej Walii odbył się Pierwszy Wakacyjny Biwak Patriae Fidelis”. Wydarzenie miało miejsce w Penrhos w dniach od 15 – 17 VIII 2014r.

Celem biwaku była integracja, lepsze poznanie się ludzi, członków naszego Stowarzyszenia z różnych oddziałów PF, rozproszonych po całej Anglii. Pomysłodawcą był Jurek, prezes i założyciel naszego Stowarzyszenia z oddziału w Londynie.
Radosną nowiną był fakt, że Londyn zaproponował nam, czyli  oddziałowi Manchester – organizowanie tego fajnego wydarzenia. Powoli bo od maja ładowaliśmy akumulatory i w końcu zwieńczyliśmy swe dzieło, doprowadzając do wspólnego wyjazdowego spotkania latem.

Główną sprężyną całego tego „wydarzenia” był Dawid i pomagała Mu sekretarz naszego oddziału. Część spraw dopięliśmy na ostatni guzik, innym pozwoliliśmy na spontaniczny przebieg czyli na pełną improwizację, co uwielbiamy robić, a więc „laba i indywidualizm”, słowa Wielkiego Delbo, naszego prezesa.

Poszukiwania bazy na biwak zaprowadziły nas do polskiej wioski w Penrhos, położonej między Pwllheli i Llanbedrog w płn Walii/hrabstwo Gwynedd. Należy podkreślić, że Pwllheli położone jest na lekkim wzniesieniu z pięknym widokiem na zatokę Cardigan oraz malownicze góry Snowdonii. W wiosce jest wiele domków oraz kempingów letniskowych, które zostały wybudowane na terenie dawnej bazy RAF-u. Baza formalnie weszła w życie w lutym 1937r. W grudniu 1940r. Czechosłowacki

Dywizjon 312 miał chronić Penrhos przed atakiem Niemców. W późniejszych latach do Penrhos przesiedlano polskich żołnierzy, marynarzy i lotników, którzy brali udział min. w "Bitwie o Anglię". Od czasów II wojny światowej do dziś zamieszkują tam Polacy, którzy nie zdecydowali się na powrót do komunistycznej Polski.

Obecnie pan Michał Dreweński jako kierownik i menadżer patronuje Polskim Osiedlem Penrhos, gdzie w apartamentach mieszka 100 Polaków oraz zarządza Domem Opieki, który jest częścią Osiedla. Tu przebywają polscy i walijscy pensjonariusze.

My natomiast w porozumieniu z harcerzami z Hufca Gdynia, obraliśmy Stanicę Harcerską jako naszą bazę.

Na biwak miały dotrzeć Oddziały PF Bristol, Leeds, Londyn, Manchester. Nie pojawił się nikt z Edynburga i Southampton.

Otóż w piątek 15 VIII jako pierwszy w celu zakwaterowania, zjechał do bazy w Penrhos – PF M’cr. Czekaliśmy cierpliwie na pozostałych uczestników. W końcu dość późno lub jak kto woli wczesnym rankiem, zjechali pozostali działacze z mniejszymi lub większymi przygodami. W końcu byliśmy razem.

Akcja ”Biwak” miała oto taki przebieg. Posłuchajcie/poczytajcie...

Niezbyt wczesnym rankiem była pobudka a po niej udaliśmy się do kuchennej jadalni, gdzie przygotowane było śniadanie na gorąco, czyli jajecznica na maśle, do tego pachnący oryginalny polski chleb z polskiej piekarni w Manchester. Zasiedliśmy wszyscy wokoło przy wielkim stole, delektując się delikatną strawą. Popijaliśmy gorącą kawę i herbatę do wyboru. Rozmawialiśmy żartując i konwersując nt wewnętrznych spraw naszego stowarzyszenia. Atmosfera była niezwykle sielska i przyjacielska, naprawdę chciało się tam siedzieć i przebywać we własnym gronie. Po posiłku zmywali i sprzątali ochotnicy. To było miłe z ich strony. Obowiązek zamieniono na przyjemność.

Wg planu następnym punktem programu miały być zabawy integracyjne. Tak więc rozpoczęła się zabawa w zapamiętywanie imion, co nie było zbyt łatwe, kiedy trzeba od razu zapamiętać kilkanaście nowych imion. Trening czyni mistrzem. Gdy poznaliśmy się już z imion, kolej przyszła na zespołowe wiązanie się zieloną liną i przechodzenie jednego zespołu po kwadracie liny ułożonej na podłodze, omijając drugi zespół także powiązany za rączki kolejną liną. Było to dość ciekawe, gdyż musieliśmy kroczyć po linie na podłodze omijając uczestników innej grupy, przeplecionych między nami...  Potem kolejne zajęcia zespołowe sprzyjały większej aktywności i dynamiczności – był to taniec integracyjny zwany belgijskim, przy którym można się świetnie bawić. To popularny i ulubiony taniec w środowiskach harcerskich, czy pielgrzymkowych. Wykonywany jest pod utwór ,t Smidje belgijskiego zaspołu Laïs  (z celtyckiego Głos). Zespół łączy w swojej muzyce współczesny folk. Do piosenki powstał układ choreograficzny wykonywany grupowo jako taniec integracyjny. Powstało także polskie tłumaczenie do tej muzyki, piosenka nazywa się „Historia Wiktorii”, czyli „Taniec Belgijski po Polsku”. Nie ujmując nikomu - wszyscy gubiliśmy kroki i rytm, aż w końcu połapaliśmy się. Tak jak w tangu trzeba dwojga, tak my szaleliśmy na parkiecie, wprawdzie nie do białego rana ale zmienialiśmy co chwilę partnera tańca, co stało się ekscytujące i było dużym urozmaiceniem. Przyjemnie maszerowało się i podskakiwało w rytm skocznej muzyczki. Z każdym partnerem tańczyło się inaczej. W następnym roku w ramach activity taniec „Polka”.   

Po skocznych tańcach, inna zabawa wyciągnęła nas  na zewnątrz budynku.  Na soczystą trawę  wkroczył „pająk”, czyli łagodne także niespodzianek. Po męczącej grze postanowiliśmy zrobić przerwę i przenieśliśmy się do środka Stanicy. Tam odbyła się uczta intelektualna, którą zaserwował nam kolega Kay. Wysłuchaliśmy wykładu na wysokim poziomie, który był dobrze przygotowany. Tematyka obejmowała zagadnienie patriotyzmu. Wprawdzie nie wywiązała się klasyczna „burza mózgów” dynamizująca dyskusję po wykładzie, ale głos w dyskusji zapoczątkował „giełdę pomysłów” dot. patriotyzmu lokalnego.

Po wykładzie było wspólne gotowanie obiadu, jako kolejna forma integracji. Zapachy z kuchni kusiły świeżą bazylią... Obiad postawiono na stole. Gorąca strawa przywołała nas ponownie do stołu, który niczym ołtarz zgromadził swych wiernych na ucztę. Dziś makaron z mięsnym sosem. Palce lizać... Dziewczyny się postarały.

Potem krótka siesta i miały być zajęcia z „Unitarki” dla męskiej strony PF-u  a „na panie i innych mięczaków czekały gry zespołowe” (tak rzekł Delbo). W końcu jednak wyszło na to, że idziemy na plażę i tam ciesząc się życiem robimy sesję zdjęciową.

Podczas wiatru, który plątał nam włosy i może targał co niektórym  myśli, słychać było dźwięki jakiejś zabłąkanej muzyki a myśmy nie rzucali swych słów na wiatr, który wiał przez świat...

Wieczór zawsze niesie ze sobą coś nowego i wprowadza w czar nocy. Tym razem zasiedliśmy w kręgu ogniska a iskry wesoło trzaskały to w niebo to na boki a dym osmalał nam włosy i wyciskał łzy...Piekliśmy w ognisku polskie kiełbaski nabite na kije a Maruda przygotował domowe burgery, czyli niczym wszystko jak w domu... Jurek w tej ciemności nocy, przemówił jasnym głosem. Wprawdzie nie była to gawęda przy ognisku, ale krótka przemowa, gdzie omówił w telegraficznym skrócie cele i plany organizacji na przyszłość, w tym o budowaniu przyjaźni i budowaniu więzi pomiędzy rodakami czy o kolejnych wspólnych wyjazdach integracyjnych. Mówił o poszanowaniu wartości chrześcijańskich, dyscyplinie, patriotyzmie, bronieniu dobrego imienia Polaka czy o dbaniu o stosunki polsko-brytyjskie. Zahaczył też o kwestię lobbowania na rzecz Polaków w polityce i instytucjach.  Jurek skonkludował, że jest bardzo dumny z organizacji, która działa już w wielu miastach i organizuje wiele uroczystości i wykładów.
Kiełbaski zaskwierczały w ogniu, zapach wwiercał się w nozdrza i pobudzał wilczy apetyt a muzyka zaczęła grać tak, że piec wzmacniacza wyrzucał z siebie wciąż nowe, głośne akordy. Wspólne śpiewy przy akompaniamencie gitary rozmiękczały serce, np. ”Jolka Jolka pamiętasz niebo ze snów...” czy pieśń dwóch narodów „Hej sokoły” albo inne wyciskacze łez... Nie chciało się aż odchodzić. Ognisko dogasało. Każdy w końcu znalazł swoje posłanie i wlokąc się niepospiesznie do swego łóżka – zapadł w sen. Rankiem dźwięk dzwonów ponaglał nas na mszę św. Rozpoczął się nowy słoneczny dzień. Ostatni dzień biwaku. Niedzielna msza poranna celebrowana była przez proboszcza Ks. Stanisława Leniart TCh, potem niedzielne śniadanie, rozmowy. Gdy wychodziliśmy z kościoła, mijaliśmy duży krzyż, na którym widniał napis w trzech językach, tj. w języku polskim, walijskim i angielskim: „W DRODZE DO WOLNEJ  POLSKI,  ARY  FFORDD  I  PWYL RYDD,  ON THE WAY TO FREE POLAND  3 maj 1947”. 

Na koniec każdy z nas otrzymał pamiątkową koszulkę z logiem Patriae Fidelis oraz wprasowanym swym imieniem pod spodem. Oficjalne zakończenie biwaku uwieńczyła ostatnia wspólna fotografia przed budynkiem Stanicy.
Została jeszcze jedna atrakcja na koniec – mała akademia. Było to spotkanie przy slajdach w Sali Przyjaźni z piosenką żołnierską i krótki wykład pana Michała Dreweńskiego z okazji Święta Żołnierza / Święta Wojska Polskiego. Jak co roku pan Michał wraz ze swymi słuchaczami, rezydentami i gośćmi - uczcił pamięć naszych rodaków, żołnierzy i cywili, którzy dla Ojczyzny oddali swoje życie. Atrakcją dla mnie było wystąpienie cudownej kobiety, pani Danuty Wardle-Wiśniowieckiej, żołnierza AK, łączniczki w Powstaniu Warszwskim. Wyjaśniła ona sprawę atakowania i manipulacji przez media Powstania Warszawskiego i obarczania winą dowództwa AK za niepowodzenie Powstania oraz straty i niestety ta pogłoska trwa do dzisiaj. Jej słowa to także te, iż „Wolność jest największym skarbem dla Polaków”.

Do osobliwych należał także moment recytacji przez panią Lucynę Krowiak  wiersza Juliusza Słowackiego, Testament mój.
Oto fragment:

 [...] „Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył - siedziałem na maszcie,
A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę... [...]
Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...”

Wiersz ten powstał na przełomie 1839 i 1840r. w Paryżu. Był poetyckim wyrazem nastroju Juliusza Słowackiego jaki towarzyszył mu w środowisku emigracyjnym.

Ten niezapomniany czas umilał nam wspólny śpiew. Za mymi plecami dało się słyszeć piękną barwę i krystaliczny głos, który należał do jednej z dam.
Była to pani Krystyna Szczerbiak, nauczycielka muzyki, obecnie zamieszkała wraz z mężem Stanisławem w Polskim Domu w Penrhose.  

Akcja „Biwak” zakończona została pomyślnie.

Rozjechaliśmy się w swoje strony aby krzewić idee patriotyzmu wśród Polaków na emigracji, a w szczególności tam, gdzie potrzebny jest kaganek wiedzy, świadomości i oświaty.

Czołem Wielkiej Polsce !!! Czołem !!!
 
Tekstem opatrzyła Xenia Jacoby, Patriae Fidelis

Zdjęcia Dawid, Patriae Fidelis