Boże, chroń mnie od przyjaciół; z wrogami poradzę sobie sam - głosi znane porzekadło. Z wierzchu cyniczne, w głębi niesie gorzką bo gorzką, ale prawdę. Lepszy jawny wróg, niż fałszywy przyjaciel.
Współczesne tandetne seriale telewizyjne zwane „mydlanymi operami” nierzadko przemycają obyczajowość, w której wróg zajmuje poczesne miejsce. Jest elementem konstruktywnym, bo aktywizuje bohatera, daje bodziec do rozwoju. Do tego w zupełności wystarczyłby, oczywiście rywal, ale nie - musi być wróg. Musi być namiętność: miłość i nienawiść. Nienawiść jako bodziec konstruktywny - jak myślisz, z czyjego podwórka jest ta filozofia? Zastanów się, zanim znów siądziesz przed telewizorem.
Wróg, nieprzyjaciel - to niekoniecznie konkretna osoba. To także postać abstrakcyjna. Rusek, Niemiec, Żyd. Jest w człowieku - istocie społecznej - jakiś rezonans dla niechęci do obcego. Łatwo go wzbudzić na skalę masową. Tak rodzi się rasizm, ksenofobia. Tak patriotyzm przeistacza się w skrajny nacjonalizm. Historia zna mrowie przykładów na „wypromowanie” wroga. Garstki rządzących podjudzają masy. Atmosfera całkowicie bezrozumnej niechęci, osiąga pewien pułap wzajemnej nienawiści - a wszystko kończy się krwawą rzezią.
Czy owa wzajemność w nienawiści jest nieodzowna? Niekoniecznie. Wedle wskazań Jezusa, naszych wrogów mamy miłować. Miłością mamy odpłacać za ich nienawiść. Jeśli tak się stanie, wrogość będzie już tylko jednostronna.
Być może, nasze świadectwo wyda krzepiące owoce: wróg zaniecha swej nienawiści i przestanie być wrogiem. Tak w historii bywało. Na przykład św. Franciszek ujął swą postawą sułtana al-Kamila, przez co cała armia chrześcijańska od niechybnej zagłady ocalona została.
Ale i tak być może (i częściej, niestety bywa), że owocu żadnego natychmiast takie świadectwo nie zrodzi. Na przykład ofiara św. Maksymiliana Kolbe.
Wrogowie byli, są i... chyba będą. Tak jest natura człowieka. Świadomość tego może Cię zgorszyć, sfrustrować. „Po co mam się starać” - powiesz.
Istotnie, to nieroztropne. Wyciągniesz rękę do sąsiada, z którym nie gadasz ze dwa lata - i co z tego? Czy przez to nie będzie wojen? Czy znów się z kimś nie pokłócisz? A jak nie Ty - to ktoś inny?
A jednak ten gest jest cegiełką, którą dołożyłeś do Królestwa Bożego. Dużą? Małą? Któż to wie?
Ale jest.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3281
2. Zawsze przy okazji tego typu dywagacji przypominam: "nie rzucajcie pereł przed świnie". Nauka Jezusa jest kompletna. Odpowiedź dobrem na zło zdaje egzamin wtedy, gdy jesteśmy w stanie uświadomić drugiej stronie, że nie musi z nami walczyć, bo tak naprawdę nie jesteśmy jej wrogiem - za pomocą odpowiedzi dobrem na zło możemy to udowodnić a bardzo często ludzie mylnie identyfikują się nawzajem właśnie jako wrogowie.
Ale bywają i takie sytuacje, w których odpowiedź dobrem na zło jedynie pomnoży zło: taki na przykład Putin nie powstrzyma terroru, jeśli mu się jakiś kraj po prostu podda - stanie się wręcz odwrotnie: terror będzie jeszcze większy pod jurysdykcją Putina, co najwyżej będzie uprawiany w zmienionej formie. Tak samo Hitler zabijał tych, których uznał za słuszne, niezależnie od tego, czy mu odpowiadano zbrojnym oporem, czy uległością (przykład => front wschodni).
Chrystus takie sytuacje również przewidział, wiedział o istnieniu mentalności impregnowanej na działanie dobra i dlatego zostawił także i tę naukę, którą przypomniałem.
2. Pana interpretacja cytatu "nie rzucajcie pereł przed świnie" (wyrwanego z pełnego kontekstu "Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały" (Mt 7,6).) jest nieuprawniona i niechrześcijańska. Wynika z niej bowiem jakoby Chrystus usprawiedliwiał i dopuszczał odpowiedź złem na zło. Juści wolę doradztwo św. Pawła (Zło dobrem zwyciężaj) niż Pańskie.
A o co chodzi we wzmiankowanym cytacie wyjaśnia o. Jacek Salij - polecam lekturę tego tekstu .
Sens przytoczonego cytatu rozumiem nieco szerzej, niż się to zwykle przyjmuje a problematyki, którą poruszam, tekst ojca Salija nie obejmuje (rozważania wychodzą tam zresztą od kwestii sądzenia drugiego człowieka).
Co do tego natomiast, co Chrystus dopuszcza a czego nie dopuszcza... Chrystus wskazuje dobrą drogę będąc jednocześnie realistą.
Interpretacja wg której chrześcijanin miałby zawsze obowiązek odpowiedzieć dobrem na zło jest dosyć naiwna i nie da się jej obronić z przyczyn historycznych...
Przykładowo: uważam, że podczas drugiej wojny światowej jednym z obowiązków chrześcijan było prowadzenie wojny z nazistami. A prowadzenie wojny oznacza oczywiście i nieuchronnie prucie flaków żołnierzom wroga (co jakoś trudno mi nazwać dobrem).
Podobne naiwne interpretacje prowadzić mogą do wniosków, jakoby wykradzenie przez żołnierzy polskiego Podziemia rakiety V1 oraz planów rakiety V2 było złe, jako złamanie siódmego przykazania.
Na koniec: to są sprawy trudne a ja może dość zimno tę moją pierwszą notkę napisałem, więc może warto powiedzieć: nie mam intencji być Pana wrogiem - mam po prostu inne zdanie.
Pozdrawiam
Dziękuję za ten "suplement" i pozdrawiam!