Terroryzm i europejskie poczucie winy

To było mniej niż trzy tygodnie temu temu. Ale dzisiaj już zaciera się w pamięci. Tym bardziej, że w międzyczasie był Londyn (znowu) i wczoraj Paryż, też nie po raz pierwszy.
Przypomnę Manchester. Ludzie poszli na koncert posłuchać muzyki. Młodzież, dorośli i całe rodziny z dziećmi. Jak ten koncert się skończył? Zginęły 24 osoby w tym dzieci. Wieczorem ludzie chcieli mieć chwilę wytchnienia po całym dniu pracy. A co otrzymali? Śmierć, cierpienie, być może kalectwo na całe życie. A stało się tak, dlatego że niejaki, Salman Abedi owinął się bombą naszpikowaną gwoździami i pozbawił się życia przy wyjściu z Manchester Arena, gdzie ten koncert miał miejsce. Zabijając siebie zamordował innych ludzi, którzy w niczym mu nie zawinili. Ludzi, którzy chcą spokojnie żyć i pracować. I którzy z wojną, walką, polityką nie mają nic wspólnego.
Jakoś zaraz po tym wielokrotnym morderstwie w Manchester Arena, słuchałem naszego radia. Wydarzenie komentował doktor psychologii czy też politologii, nie zapamiętałem. Nazwisko też mi umknęło. Ale zapamiętałem to, co powiedział – ‘terrorysta decyduje się na śmierć a jednocześnie powoduje śmierć jakiejś tam większej liczby ludzi’. W tym zdaniu daje się słyszeć tak jakby podziw dla terrorysty, (bo zdecydować się na śmierć to przecież trzeba odwagi) a lekceważenie dla śmierci niewinnych ludzi – ‘jakiejś tam większej ich liczby’, którzy zginęli przypadkowo.
Tak ludzi, którzy giną w walce uważa się za bohaterów. Ale czy Salman Abedi umierając w wyniku wybuchu bomby, którą miał na sobie, zginął w walce? Czy rodziny z dziećmi, które przyszły posłuchać muzyki napadły na niego, pobiły go albo zrobiły mu krzywdę? Nie, on zabijając siebie zabił również dzieci, kobiety, mężczyzn, którzy przyszli na koncert. Takie morderstwo z odwagą nie ma nic wspólnego.
Niestety radio nie jest interaktywne i działa tylko w jedną stronę toteż nie mogłem powiedzieć docentowi, co myślę o jego podziwie (być może nieuświadomionym) dla terrorystów.
W tamten poniedziałek byłem tam w pobliżu. Statek cumował w Liverpoolu, który leży niedaleko od Manchesteru. Toteż siłą rzeczy, gdy statek wychodził w morze rozmawialiśmy z pilotem o tym, co tam w Manchesterze akurat się wydarzyło. W tej rozmowie z kolei zabrzmiała inna nuta. Nie podziw dla terrorysty (jak u docenta z naszego radia), ale poczucie winy. Anglik mówiąc o terroryzmie nawiązał do brytyjskiej i europejskiej winy z powodu kolonializmu.
Tak, w trakcie podbojów kolonialnych też ginęli ludzie. Ale europejski kolonializm, oprócz ekonomicznej dominacji, niósł podbijanym ludom również postęp cywilizacyjny. Czyli oprócz negatywnych stron miał również i pozytywne. O tym Europejczycy, posypując sobie głowę popiołem kolonialnych win, zapomnieli zupełnie.
A co przyniósł ze sobą - oprócz śmierci i cierpienia Salman Abedi owinięty bombą naszpikowaną gwoździami? Śmierć ludzi i niewinnych dzieci!

Tutaj na Salonie, też były różne głosy odnośnie wydarzeń w Manchesterze. Jeden z poprawnomyślnych blogerów, obawiając się wzrostu anty-emigranckich nastrojów, napisał, że w zderzeniu z dobrobytem Zachodu 'Allach musi umrzeć jako spoiwo tożsamościowe'. Po pierwsze, źródłem ataków terrorystycznych nie jest Allach. A po drugie ile jeszcze niewinnych dzieci musi umrzeć, aby to się stało?
Gdy współcześni Europejczycy będą chodzić w pochodach i gasić światełka na wieży Eiffla w proteście? I żyć w poczuciu winy wobec świata, który kiedyś ich przodkowie zdobywali. Owszem, zdobywali dla swojej korzyści. Ale przy tym zdobywaniu, nieśli również postęp i cywilizację. A nie tylko śmierć niewinnych ludzi i zniszczenie. Tak jak to robią obecnie terroryści.